Cracovia jest równie przekonująca jak Jerzy Dudek w roli menedżera kadry, a reszta ekip to nic innego jak zwarty, bezustannie przetasowujący się peleton. Na czele pozostają więc dwa kluby niepokonane, dystansujące resztę ligi zarówno pod względem wyników, jak i pod względem stylu gry. Co prawda ciężko porównać widowiskowego Zawiszę z dość powolną, ale niesłychanie solidną Flotą, efekt jest jednak niemalże ten sam. Sześć zwycięstw i remis w meczu zgodowym w przypadku bydgoszczan i siedem kolejnych zwycięstw w przypadku świnoujścian.
Pisaliśmy już wielokrotnie, że pierwsza liga to przede wszystkim nieobliczalność, nieprzewidywalność i kompletny chaos w tabeli. Outsiderzy z pierwszych meczów łapią wiatr w żagle, wygrywają dwa spotkania i równają do czoła peletonu, zaś ci, którzy otworzyli ligę zwycięstwami, teraz wtapiają mecz za meczem i w tabeli równają do beznadziejnej Polonii Bytom.
O wczorajszych meczach pisaliśmy TUTAJ, choć nieco po macoszemu potraktowaliśmy mecz ŁKS-u z Bogdanką. Kowalczyk (na głównym zdjęciu) i Flota wywarli na nas takie wrażenie, że kompletnie zapomnieliśmy pojeździć po chłopakach z dołu tabeli. Jedno trzeba oddać, zarówno Bogdance, jak i łodzianom – nie zabrakło walki. Po ostatnim gwizdku przeliczyliśmy zawodników leżących na murawie – dwunastu, po sześciu z każdego zespołu. Sam mecz to typowe starcie zespołów z dołu I ligi – dwie linie ustawione w odległości siedemdziesięciu metrów od siebie i piłka wędrująca między jedną a drugą. Pierwsza to defensorzy Bogdanki i ofensywa ŁKS-u, druga linia – odwrotnie. Jedyne ciekawsze momenty to chwile, gdy wkurwiony na kolegów Sasin wracał się po piłkę i próbował coś rozklepać z Papikyanem.
Jemu należy się zresztą osobne słowo – jeśli ma zamiar grać tak jak z Łęczną, może odłożyć nie tylko sny o Levante, CSKA i innych Boltonach, ale nawet o Koronie Kielce, czy GKS-ie Bełchatów. 70 minut truchciku pomiędzy obrońcami Bogdanki to trochę za mało jak na zawodnika, którym rzekomo interesuje się hiszpański zespół. Jasne, gdy już wszedł w mecz (żeby nie skłamać – jakoś koło 65. minuty) zaczął grać na poziomie adekwatnym do zachwytów raz po raz pojawiających się w lokalnej prasie. To jednak tylko gorzej dla niego – skoro POTRAFI, to dlaczego nie CHCE?
Ach, no i strzał z karnego Sebastiana Szałachowskiego, który wylądował dziś przed południem w Olsztynie. „Szałach” chyba przestraszył się stojącego przed nim Wyparły i dla pewności – jak mawiają komentatorzy – wyekspediował piłkę daleko poza pole karne, trybuny, administracyjne granice miasta Łodzi i województwa łódzkiego.
***
Dzisiaj z kolei obejrzeliśmy sobie Zawiszę i do tej pory otwarte pozostaje główne pytanie meczu – czy to Zawisza jest taki mocny, czy Stomil tak słaby. Widzieliśmy już w tym sezonie olsztynian, nie jest to może futbol powalający na kolana, ale nie wyglądali wcale tak żałośnie. Dziś z kolei jedno wielkie okrągłe zero. Ani z przodu, ani z tyłu, jedyny człowiek u nich prezentujący jakikolwiek poziom to bramkarz (przy bramce Błąda zachował się fenomenalnie, obrona pierwszego strzału głową to majstersztyk, bezradny dopiero przy dobitce). Z kolei Zawisza… Cóż, funkcjonowało u nich wszystko, klepki, dośrodkowania, dryblingi, prostopadłe piłki. Momentami wyglądało to tak, jakby Zawisza trafił w Pucharze Polski na ludzi z opolskiej B-klasy, z całym szacunkiem dla wszystkich tamtejszych zawodników. Można mówić, że to przypadek, słaba gra przeciwników, dobrze ułożony terminarz. Fakty są jednak proste – Zawisza ma po siedmiu meczach dziewiętnaście goli.
Jeśli Flota jedzie jak czołg, powoli i dokładnie rozjeżdżając kolejnych przeciwników, Zawisza mknie jak myśliwiec i – choć ma przecież dwa punkty mniej – demoluje rywali w zdecydowanie bardziej przekonujący sposób.
***
Miedź chyba powoli ogarnęła się po pierwszych, bardzo bojaźliwych meczach. Z Sandecją zagrała pewnie, pokazując kilka naprawdę ciekawych akcji, szczególnie z wykorzystaniem prawego skrzydła. Przy okazji Zakrzewski dołącza powoli do klubu starych, ale zaskakująco bramkostrzelnych. To jeszcze nie jest poziom Abbotta i Kowalczyka, ale jeśli nadal będzie dostawał takie piłki jak w meczu z Sandecją – wkrótce może ich dogonić.
***
Akcja weekendu? Druga bramka dla Warty w piątkowym meczu z Cracovią. Ngamayama potyka się o piłkę na 16 metrze, ale to nie szkodzi – obrońcy Cracovii traktują jego nieco fajtłapowaty ruch jako zwód i gremialnie kładą się na glebie. Alain nieco zaskoczony, że piłka nadal jest przy jego nodze strzela na 2:1…
***
Tyle w pierwszej lidze w tym tygodniu, kolejne mecze już w środę, co zwiastuje jeszcze weselsze i bardziej otwarte podejście do kwestii gry defensywnej. Zmęczenie polskim piłkarzom towarzyszy przez cały sezon, ale przy graniu w systemie sobota/środa jest wyjątkowo dokuczliwe. Obstawiamy sporo goli wynikających z braku sił na powrót u obrońców. Warte obstawienia również liczby wywiadów poruszających temat wykończenia po dwóch, tak ściśle rozgrywanych kolejkach. Naszym zdaniem – over 80% wszystkich pomeczowych rozmówek.