Wiele razy słyszeliśmy apele kierowane w stronę kibiców o niemieszanie polityki ze sportem. W tym wypadku zwolennicy rozdziału tych dwóch dziedzin podobną prośbę powinni skierować do… kanclerz Angeli Merkel, damy numer jeden u naszych zachodnich sąsiadów. Wywiad z piłkarzem-widmo, anonimem zwierzającym się niemieckiemu dziennikarzowi ze swoich problemów z seksualnością wywołał w Niemczech olbrzymie poruszenie (opis całej sytuacji TUTAJ). Dramatem niemieckich piłkarzy-homoseksualistów zajęła się więc nawet przewodnicząca Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej.
Jej apel powinien zostać wzięty na poważnie. Merkel jest według magazynu „Forbes” najbardziej wpływową kobietą na świecie.
– Wierzę, że ci, którzy mają siłę i odwagę – a mamy w tej dziedzinie długą tradycję w naszej klasie politycznej – powinni wiedzieć, że żyją w kraju, w którym niczego nie muszą się obawiać – powiedziała kanclerz Niemiec na trwającym forum na temat integracji w sporcie. Według Polskiej Agencji Prasowej, w sukurs pani kanclerz ruszył Uli Hoeness z Bayernu Monachium, który przekonywał, że masowe „wyjścia z cienia” to jedynie kwestia czasu.
Abstrahując już od całej, poważnej przecież sytuacji – wyobrażacie sobie, że Donald Tusk do spóły z Markiem Jóźwiakiem przekonuje polskich zawodników do ujawnienia swojej orientacji? Na podobne dysputy u nas jeszcze za wcześnie. Zależnie od poglądów: albo „niestety”, albo „na szczęście”.
Aha, póki co żaden z niemieckich zawodników nie zdecydował się na odkrycie swojej tożsamości. O rozwoju zdarzeń będziemy z pewnością informować na bieżąco.