Wygląda na to, że po zwolnieniu z posady pierwszego trenera Ruchu Tomasz Fornalik nie pozostanie długo bezrobotny. Jak poinformował Dariusz Smagorowicz, brat selekcjonera dostał już propozycję dalszej pracy w Chorzowie, ale wciąż się waha, czy nie podjąć rozmów z PZPN-em. Tyle tylko że, jeśli wierzyć informacjom „Przeglądu Sportowego”, może tam się spotkać z pewną „blokadą”.
– Odradzę jednak Waldkowi takie posunięcie. Nie mógł w związku pracować syn Jurka Engela, szybko odszedł syn Wojtka Łazarka. Takie koligacje rodzinne są zawsze niebezpieczne. Nominacja dla brata zostałaby fatalnie odebrana. Chyba że Tomek pracowałby jako człowiek odpowiedzialny za podglądanie rywali. Wtedy nie byłby w ścisłym sztabie i nie raziłby tak bardzo w oczy – mówi jeden z wysoko postawionych działaczy PZPN cytowany przez „PS”.
Czyli choćby ten Fornalik był (nie twierdzimy, że jest) wybitnym fachowcem i urodzonym ideałem asystenta trenera, to odpada, bo jego bratem jest sam selekcjoner? Mimo że ten duet znakomicie współpracował w Ruchu, to w kadrze odpada już na samym początku? Dobrze rozumiemy? Nie do końca też łapiemy, o co chodzi z tym „rażeniem w oczy” i przez kogo ta nominacja zostałaby fatalnie odebrana. Przez Latę, leśnych dziadków, Paśniewskiego? A może krzywiłby się bileter?
„Chyba że Tomek pracowałby jako człowiek odpowiedzialny za podglądanie rywali. Wtedy nie byłby w ścisłym sztabie i nie raziłby tak bardzo w oczy”. 10/10 za mydlenie oczu. Hubert Małowiejski dostał robotę dzięki protekcji ojca, który przepchnął Smudę w szkole trenerskiej, więc akurat na tym stanowisku kolesiostwo jest usprawiedliwione. W tym przypadku koligacje rodzinne nie są niebezpieczne.
To dopiero razi, panowie PZPN-owcy, a nie zatrudnienie Tomasza Fornalika.
TĆ