Jeśli Nika Dżalamidze otrzymuje taką samą notę jak Xabi Alonso, przewyższając o klasę Alvaro Arbeloę… Wiedz, że coś się dzieje. Hiszpania robiła wszystko tak jak zwykle, utrzymywała się przy piłce, wręcz miażdżyła Gruzinów, ale i tak pozostał po wczorajszym meczu pewien niesmak. Mieć posiadanie piłki na poziomie 80%, stworzyć sobie ponad dwadzieścia okazji bramkowych, a na pięć minut przed końcem remisować z Gruzją?! Rozpoczęcie eliminacji Mistrzostw Świata w wykonaniu Hiszpanii przyniosło trzy punkty, ale i pytania o skuteczność.
Na początku bardzo wymowna okładka dzisiejszego wydania magazynu „Marca”.
Hiszpanie byli o krok od powtórzenia wyczynu ich niedawnych rywali z finału Mistrzostw Europy. Włosi na inaugurację wtopili z Bułgarią, Hiszpanie z kolei niemal nacięli się na Gruzinów. Jadąc do Tbilisi wielu kibiców oczekiwało pewnie kolejnego pogromu, kilku bramek, może przetestowania nowych rozwiązań taktycznych, dobrego wejścia w rozgrywki eliminacyjne. Tymczasem do 86. minuty meczu mistrzowie świata i Europy nie potrafili sforsować gruzińskiego muru z fenomenalnym Giorgi Lorią w bramce. Zresztą bramkarz Gruzji zszedł z boiska z czystym kontem – w wyniku kontuzji, na kwadrans przed końcem meczu. Chwilę później na boisku pojawił się Cesc Fabregas i te dwie zmiany okazały się przełomowe. W jednej ze swoich pierwszych akcji zawodnik Barcelony wjechał z łatwością w pole karne i znakomitym podaniem obsłużył Roberta Soldado. Napastnik Valencii, niejako w zastępstwie etatowych hiszpańskich snajperów, przesądził o wyniku spotkania.
Tym razem się udało, ale Hiszpania otrzymała mocnego plaskacza na odmulenie. Główne problemy? Brak skuteczności i pomysłu na ogranie defensywy skupionej na obronie własnej „szesnastki”. Na pomeczowej konferencji Vicente del Bosque nie uciekł od banałów. – Wiedzieliśmy, że będą dobrze bronić, że mają silną ofensywę. Mówienie, że nasz rywal jest silny nie było wcale kurtuazją – I dalej w tym stylu, że „już nie ma słabych rywali”, że „najważniejsze są punkty”. Ok, to prawda, ale jednocześnie niepokojący sygnał. Hiszpanie, ci sami, których nazywano bogami futbolu, ci sami tak kwieciście opisujący piękno gry, teraz cieszą się z wyniku i tłumaczą „nie patrzmy na grę, tylko na wynik”? Chwilowa niemoc, czy znak końca pewnej epoki? Jedno jest pewne – hiszpańskie media i kibice przyzwyczaili się do oglądania gry nie tylko efektywnej, ale i pięknej. Del Bosque i jego podopieczni z pewnością wezmą to pod uwagę przed kolejnymi eliminacyjnymi meczami.

