Bońkowi i Świrowi podobała się kadra, Sobiech cieszy się, że nie poszedł na wypożyczenie

redakcja

Autor:redakcja

10 września 2012, 09:48 • 5 min czytania

Takiej nudy jak dziś w polskiej prasie sportowej nie było nawet u nas parę dni po Euro 2012. Zawsze w poniedziałek jest dość ciekawie, a teraz? Jeden wywiad z Bońkiem, ewentualnie ze Świerczewskim i tyle. Nie ma ligi, nie ma tematów.
FAKT

Bońkowi i Świrowi podobała się kadra, Sobiech cieszy się, że nie poszedł na wypożyczenie
Reklama

Delikatnie wyolbrzymione foto-story z ostatniego meczu PZPN-owców.

Reklama

POLSKA THE TIMES

Wywiad ze Zbigniewem Bońkiem.

Podobał się Panu mecz z Czarnogórą?
Muszę powiedzieć, że tak. Po tym Eurobiciu, serii nudnych meczów towarzyskich, wreszcie mieliśmy prawdziwą walkę. Spotkanie o stawkę, w którym była jakaś dramaturgia, napięcie, gole. Polska drużyna mi się podobała, bo ja jej nie przeceniam. Nie wieszam zbyt wysoko poprzeczki. Nie spodziewam się Bóg wie czego. Po prostu liczę na walkę, na zaangażowanie od pierwszej do ostatniej minuty. I to otrzymałem. Doceniam szybkie przejmowanie piłki, przechodzenie do kontrataku. Mogło być nawet jeszcze lepiej i przy odrobinie szczęścia mogliśmy ten mecz wygrać.

(…)

Podobają się Panu decyzje personalne nowego selekcjonera?
Niestety, reprezentacja to nie jest gra komputerowa. Nie możesz wstawić sobie do składu Laty czy Bońka. Musisz się poruszać w dość wąskim gronie zawodników. I myślę, że Fornalik potrafi to robić. Postawił na Tytonia w bramce, który na pewno nie był ulubieńcem jego poprzednika. Wawrzyniak, owszem, u Franka mógłby grać, ale tylko wtedy gdyby Boenischowi ktoś urwał nogę. Borysiuk jest w kadrze nowy, Grosicki w pierwszym składzie również. Glik do niedawna w ogóle się niby nie nadawał, a teraz grał, i to całkiem przyzwoicie. Zatem Fornalik dokonuje jednak własnych wyborów. W ogóle irytowały mnie te wypowiedzi Franka, który twierdził, że zostawił następcy gotową drużynę. Pytam się, gotową do czego? Chyba do tego, żeby wszystko przegrać. Przypomnę tylko, że ta gotowa drużyna nie była w stanie wygrać pół meczu na Euro. Fornalik mi się do tej pory podoba. Jest spokojny, zrównoważony. Tak jakby zdawał sobie sprawę, że za niego mają przemawiać wyniki jego drużyny.

RZECZPOSPOLITA

Rozmówka z Arturem Sobiechem.

Kiedy dowiedział się pan, że Waldemar Fornalik chce jednak pana w swojej drużynie?
W sobotę o 18 mieliśmy trening na stadionie Arki, a chwilę później zadzwonił Konrad Paśniewski. O 5 rano miałem samolot z Gdańska, wszystko trochę na wariackich papierach, ale przecież to dla mnie duże wyróżnienie.

Skąd pana wysoka skuteczność na początku sezonu w Hannoverze?
Dotychczas ciągle miałem problemy ze zdrowiem, a tego lata wreszcie przepracowałem cały okres przygotowawczy bez żadnych przerw. Myślę, że moja forma będzie jeszcze rosła. W klubie jest duża konkurencja, więc to, że gram, daje mi dużą satysfakcję. Latem prosiłem nawet o wypożyczenie do innego klubu, żeby częściej rozgrywać mecze, jednak trener nie wyraził zgody. Jak widać, dobrze się stało.

GAZETA WYBORCZA

Tekst o gwiazdorach w reprezentacji.

Wyobrażacie sobie, że podobny show dają w Dortmundzie? Błaszczykowski publicznie piętnuje Grosskreutza albo Reusa i mówi, że „musi zareagować”?

Tam nasi bohaterowie są jednymi z wielu, a niepodzielną władzę sprawuje Jürgen Klopp. W kadrze wyrastają ponad wszystkich, ich sportowej wartości przecenić nie sposób. W piątek wspólnie wypracowali pierwszą bramkę i napędzali całą drużynę. Podczas Euro strzelili oba polskie gole. Wcześniej rozstrzygali sparingi – fundamentalnego wpływu na wynik nie wywierali tylko wtedy, gdy nie grali.

(…)

Przed Fornalikiem nie lada wyzwanie. Zdarzało się, że trenerzy poświęcali wybitne jednostki dla przywrócenia równowagi w szatni – ze słynnym usunięciem Cantony i Ginoli, po którym Francuzi zdobyli złoto mundialu. To u nas nierealne, banicja dortmundczyków byłaby poddaniem eliminacji. Zdarzało się też, że ponadnormalne wpływy piłkarzy były tajemnicą poliszynela – ze słynną historią Chelsea, która do finału Ligi Mistrzów dotarła po zastąpieniu charyzmatycznego Mourinho niepozornym Grantem. Dróg do sukcesu w sporcie zespołowym jest nieskończenie wiele, zresztą Zbigniew Boniek już chyba wszystkim dziennikarzom w kraju opowiedział, że to on, a nie Antoni Piechniczek, prowadził kadrę na podium MŚ w 1982 roku.

I propozycja, żeby Poznań zorganizował za kilka lat Superpuchar Europy.

Wbrew pozorom, szansa na to, by Superpuchar trafiłna stadion przy Bułgarskiej, jest bardzo duża. W tym roku po raz ostatni był rozgrywany w Monako (zwycięzca Ligi Europejskiej, Atletico Madrytpokonało zwycięzcę Ligi Mistrzów, Chelsea Londyn). Stadion w Monte Carlo miał monopol na te spotkania od 1998 roku. UEFA zdecydowała jednak, że najbliższy pojedynek w 2013 roku odbędzie się w Pradze, niedawno zaś przyznała kolejne mecze o to trofeum Cardiff (2014 rok) i Tbilisi (2015). Te miasta wcale nie mają supernowoczesnych i ogromnych stadionów. Stolica Czech zgłosiła obiekt Slavii, zaledwie 21-tysięczny. Walijczycy wytypowali City Stadium w Cardiff, z widownią dla niespełna 27 tysięcy ludzi, zaś Gruzini – swój stadion Lokomotiwu (także 27 tys. miejsc), dopiero drugą co do wielkości areną piłkarską w Tbilisi. Nasz Stadion Miejski z pewnością wytrzymuje taką konkurencję.

Nic nie stoi na przeszkodzie, by Poznań postarał się o przyjęcie najlepszych europejskich drużyn za cztery lata. Gospodarz meczu o Superpuchar 2016 będzie wyłaniany prawdopodobnie dopiero za dwa lata. Jest więc mnóstwo czasu, by spokojnie przygotować ofertę. Starania warto rozpocząć już teraz, gdy przedstawiciele UEFA mają świeżo w pamięci wizytę w Poznaniu przy okazji Euro 2012. Jeśli faktycznie, co podkreślał choćby Martin Kallen z UEFA, Bułgarska tak świetnie wypadła podczas mistrzostw, przyznanie nam meczu o Superpuchar Europy nie powinno być problemem.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Wywiad z Piotrem Świerczewskim.

Podobała się panu gra naszej reprezentacji?
Najbardziej to, że potrafiliśmy utrzymać się przy piłce. Na razie to tylko momenty, ale od czegoś trzeba zacząć. Nie graliśmy, zwłaszcza w drugiej połowie, tak bojaźliwie, jak u Smudy. Nie było też innego obrazka charakterystycznego dla gry zespołu poprzedniego selekcjonera, czyli Polaków wkopujących piłkę w pole karne na chaos i łudzących się, że jakoś to będzie. Fornalik chce wyeliminować przypadek z gry tej reprezentacji. Wreszcie widziałem drużynę. Jedenastu facetów z jajami, gotowych na wojnę. Bo jak przypominam sobie tych samych zawodników u Smudy, mam skojarzenia z grupą grzecznych chłopców, jak u sióstr zakonnych. Wystarczyło, że ktoś podostrzył grę, a już płakaliśmy. W Czarnogórze nikt się nad naszymi nie litował, ale łez nie było. To miejscowi udawali aktorów, biegali za sędzią i narzekali, zamiast grać w piłkę.

(…)

Anglia pokonała Mołdawię, a we wtorek gra z Ukrainą. Jeśli wygra, będzie miała sześć punktów.
Ale ich mamy w październiku u siebie, możemy wygrać. Dla polskiego piłkarza mecz z nimi jest szczególny, wiem, bo sam kilka razy przeciwko Anglikom grałem. A potem do nich pojechałem i przekonałem się, jak są zadufani w sobie. Nas traktują jako takich Polaczków, a siebie jako nadpiłkarzy, kogoś wyjątkowego. No to trzeba im w końcu pokazać, że Polaczki też potrafią z nimi wygrywać.

Ale najpierw musimy wygrać z Mołdawią.
Trener Fornalik wygląda na takiego, który wie, co robi. Trzeba więc mu zaufać. Z Mołdawią byle jak, ale wygramy.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama