Ljuboja zatrzymany po spożyciu, Kuba znów tłumaczy się z biletów…

redakcja

Autor:redakcja

07 września 2012, 09:07 • 6 min czytania

W każdej gazecie sporo dziś o reprezentacji. Krótkie rozmówki z kadrowiczami, którzy przekonują, że pokonają Czarnogórę, trochę większy wywiad z Błaszczykowskim, który tłumaczy się raz jeszcze z afery biletowej. A w Fakcie tekst o zawodniku Legii, który stracił prawo jazdy za jazdę na bani.

Ljuboja zatrzymany po spożyciu, Kuba znów tłumaczy się z biletów…
Reklama

FAKT

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Danijel Ljuboja zatrzymany przez policję, jadąc samochodem „na podwójnym gazie”.

– W jego organizmie stwierdzono niedozwolone stężenie alkoholu. Badanie przeprowadzone przez patrol policji wskazało, że „Ljubo” w chwili zatrzymania miał 0,4 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. W Polsce jest to uznawane za stan „po spożyciu alkoholu”. Według naszych informacji, piłkarzowi Legii w trybie natychmiastowym odebrano prawo jazdy, grozi mu również grzywna do 5 tys. złotych. – Zawodnicy mają prawo po wygranym meczu wypić piwo czy lampkę wina i w tym kontekście nie widzimy problemu, że Danijel podczas kolacji ze znajomymi napił się kieliszek wina. Zwłaszcza, że następny dzień piłkarze mieli wolny, a on obchodził urodziny. Jednakże lekkomyślnością i nieodpowiedzialnością z jego strony było wsiadanie nawet po tak nieznacznej ilości alkoholu za kierownicę. Ljuboja poniesie z pewnością konsekwencje prawne swojego zachowania – mówi Faktowi rzecznik Legii Michał Kocięba.

A tak, zdaniem Faktu, zagramy z Czarnogórą:

Image and video hosting by TinyPic

SUPER EXPRESS

Piotr Reiss przekonuje, że jeszcze pamięta jak strzelać gole.

Po podpisaniu przez pana umowy z Lechem nie brakowało opinii, że „Kolejorz” związał się z handlarzem meczami i emerytem…
– W ciągu kilkudziesięciu minut po podpisaniu kontraktu z moim ukochanym Lechem dostałem kilkaset SMS-ów z gratulacjami, a kiedy włączyłem telefon po konferencji, to nawet nie byłem w stanie ogarnąć wszystkich numerów, z których do mnie dzwoniono. Potem udałem się od razu na trening z drużyną i wróciłem do domu. Nie miałem okazji czytać żadnych komentarzy, ale to, co pan mówi, wcale mnie nie zaskakuje. Ł»yjemy w kraju, gdzie panuje wolność słowa, a korzystając z Internetu, każdy może powiedzieć, co mu leży na duszy. Niestety, niewielu ma odwagę powiedzieć to pod własnym imieniem i nazwiskiem, dlatego nie jestem w stanie walczyć z każdym niesłusznym oskarżeniem w moim kierunku. To tyle na temat handlowania meczami. Natomiast na zarzut bycia emerytem mam dwie odpowiedzi. Po pierwsze – słowo emeryt kojarzy mi się absolutnie pozytywnie. W naszym kraju jest kilka milionów emerytów – czy to źle? A po drugie – udowodnię na boisku, że emeryt też może grać na wysokim poziomie i strzelać bramki – nawet tym, którzy mogliby być moimi dziećmi.

A Przemysław Tytoń pokazuje ręce, które zatrzymają Czarnogórę (wow!)

Na co trzeba zwrócić szczególną uwagę podczas meczu z Czarnogórą? Na ich indywidualności?
– Trzeba patrzeć przede wszystkim na piłkę (śmiech). Kiedy oni będą w jej posiadaniu, to naszym zadaniem będzie zabezpieczenie za wszelką cenę dostępu do własnej bramki. OK, mają wiele indywidualności, ale uważam, że możemy im się przeciwstawić. Grałem na boisku w Podgoricy i murawa nie powalała na kolana. Miałem jednak powody do radości, bo moje PSV wygrało z Zetą Golubovci w Lidze Europejskiej 5:0.

Bylibyście zadowoleni z remisu?
– Od remisu to się zaczyna spotkanie. Zobaczymy, jak ten mecz się nam ułoży. Jeśli będziemy mieli dużo sytuacji, to remis pewnie nas nie zadowoli.

RZECZPOSPOLITA:

Michał Kołodziejczyk z Podgoricy:

Jest ich tylko 700 tysięcy, a boi się ich cała piłkarska Europa. Po odłączeniu od Serbii w 2006 roku nie zdołali zbudować silnej ligi, piłkarze którzy nie wyjechali za granicę zarabiają jak kelnerzy, ale reprezentację wszyscy traktują wyjątkowo. Być może Czarnogórców, zasługujących na powołanie jest rzeczywiście tylko trzydziestu, jednak ci, którzy przyjeżdżają na zgrupowania, wiedzą, że budują wizerunek nowego państwa bardziej, niż kto inny.

(…)

Trener wcale nie jest bardziej otwarty od Franciszka Smudy. Zamknął treningi, piłkarze kilkadziesiąt metrów dzielących ich hotel od boiska w Gdańsku przejeżdżali autokarem, by przypadkiem nie odpowiedzieć na jakieś pytanie. Fornalik wie jednak, że nie został zatrudniony, by ocieplać wizerunek kadry. Ma coś wymyślić, ze składem podczas ostatniego treningu kombinował tak bardzo, że sami piłkarze nie wiedzieli, kto może liczyć na grę od pierwszej minuty.

SPORT

Piłkarze Ruchu twierdzą, że planowali poprosić działaczy o wyrozumiałość dla Tomasza Fornalika.

– Staliśmy murem za trenerem Tomaszem Fornalikiem. Planowaliśmy nawet pójść do prezesa Dariusza Smagorowicza i porozmawiać, by działacze wytrzymali presję – zdradza pomocnik Marcin Malinowski. Problem w tym, że piłkarze się… spóźnili. Klub już zdążył zatrudnić na stanowisku pierwszego trenera Jacka Zielińskiego. – Dziś już widać, że po naszych porażkach w gabinetach prezesów tliła się myśl o konieczności zmiany trenera. Doskonale to rozumiemy. Trenera i zespół zawsze rozlicza się z wyników. Tym bardziej nam przykro. To my przyczyniliśmy się do dymisji Tomasz Fornalika – dodaje Malinowski.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Image and video hosting by TinyPic

Fragment rozmowy ze Zbigniewem Bońkiem:

Tym razem luksus spokojnego oglądania kosztuje 20 złotych.
– Powiem tylko tyle, że mecze kadry narodowej powinny być oczywiście nieodpłatnie emitowane w ogólnodostępnej telewizji, a telewizja powinna mieć pieniądze na zakup tych praw. Nie do końca rozumiem, dlaczego nie udało się osiągnąć porozumienia, biorąc pod uwagę choćby przychody z reklam, jakie można było sprzedać przy tej okazji. Ale to nie moja sprawa i nie mój problem. Koniec, kropka.

Piłkarze mają prawo publicznie oceniać taktyczne decyzje trenera?
– Jeżeli nawiązuje pan do pomeczowych wypowiedzi Roberta Lewandowskiego, to w głowie mi się nie mieści, by w jakikolwiek sposób mógł kwestionować to, co wymyślił trener. On jest od grania, a nie od recenzowania pracy swojego szefa. Podobno jako piłkarz byłem krnąbrny i niepokorny, ale zapewniam, że nigdy po meczu nie krytykowałem decyzji swojego trenera. Od tego jest szatnia. Tam powinny padać mocne słowa. Na zewnątrz trzeba trzymać z drużyną, ze szkoleniowcem.

I z Błaszczykowskim, jeszcze raz o słynnych biletach:

– Nie ulega wątpliwości, błędem było, że o biletach powiedziałem od razu po meczu z Czechami. Nie było to dobre miejsce, nie był to dobry czas. Ale podkreślić muszę – jako kapitan czuję się odpowiedzialny za naszą grupę, za załatwianie wszelkich kwestii, za pomoc w sprawach sportowych i pozasportowych. Miałem machnąć ręką? Byłem łącznikiem między zespołem a działaczami PZPN. Zupełnie inne ustalenia były z PZPN odnośnie tych wejściówek. Przede wszystkim mieliśmy za nie zapłacić. Nikt nie domagał się darmowych biletów. A sprawa dotyczyła całej drużyny. Wszyscy o tym wiedzieli, łącznie ze sztabem. Wystarczyłaby jedna, jasna informacja od prezesa, że nie ma i tyle. Ale nie sposób się można było dowiedzieć. Mówiąc o biletach, wyraźnie zaznaczyłem, by nie łączyć tego z boiskiem, z tłumaczeniem, że przez to odpadliśmy. To kompletnie inne rzeczy, chociaż miały jakiś wpływ na wynik sportowy. Fakt pozostaje faktem, że wybrałem zły moment na wypowiedzenie pewnych słów.

Czyli siedział pan w hotelu i odbierał telefon lub osobiście rozmawiał z kolegami, co z biletami?
– Każdy dopytywał o bilety: kiedy będą? Czy ich rodziny mają jechać? Ile biletów będzie? Kogo mieli pytać? Kapitana. Poruszyłem tę kwestię i rozpętała się burza. W tej sprawie zabrakło mi wsparcia drużyny i sztabu. Tylko Damien Perquis i Eugen Polanski wstawili się za mną. Każdy wiedział dokładnie, jak to było. Mnie dostało się najbardziej, a na dobrą sprawę gdyby nie ja, nie zdobylibyśmy w turnieju EURO nawet gola. To fakt, a nie plotka.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama