Czasami warto sięgnąć po archiwalną gazetę. Na przykład – po „Przegląd Sportowy” z 14 sierpnia, bo to wtedy zamieszczono wywiad z Adrianem Mierzejewskim. To piękny przykład, jak życie boleśnie weryfikuje plany…
– A jaka jest ta sytuacja?
– Walczę o miejsce w pierwszej jedenastce. Wiadomo, że przed nami ostatnia runda Ligi Europy, trafiliśmy na węgierski zespół (Videoton – przyp. red.), skończyliśmy ligę na trzecim miejscu, więc na pewno jesteśmy bardzo mocnym kandydatem do podium.
– Mówił pan, że walczy o miejsce w pierwszej jedenastce. Czuje pan, że jest bliżej czy dalej tej jedenastki?
– Myślę, że w pierwszej kolejce powinienem wyjść na boisko w podstawowym składzie. W czwartek wracam ze zgrupowania reprezentacji, a w sobotę gramy już spotkanie ligowe z Karabuksporem, trzy dni później mamy mecz Ligi Europy. Na dziś wydaje mi się, że jestem zawodnikiem pierwszego składu.
– Tak wynika z treningów?
– Tak, również z meczów kontrolnych. W ostatnim wyszedłem w pierwszym składzie i wyglądało to całkiem nieźle. Wcześniej w meczach z Rangers czy Willem II miałem asysty, coś strzelałem, tak więc wydaje mi się, że pokazałem się z dobrej strony i teraz chcę utrzymać formę.
Kiedy Adrian pokazywał się z dobrej strony w meczach towarzyskich, trener akurat musiał patrzeć w przeciwnym kierunku. W każdym razie bilans niedoszłego zawodnika pierwszego składu Trabzonsporu wygląda tak:
1. Karabukspor – 90 minut na ławce rezerwowych
2. Videoton – 90 minut na ławce rezerwowych
3. Elazigspor – 90 minut na ławce rezerwowych
4. Videoton – 90 minut na ławce rezerwowych
5. Gaziantepsor – poza kadrą meczową
Niezły bilans jak na zawodnika powołanego do reprezentacji. Pocieszeniem – chociaż niezbyt dużym – może być dla Mierzejewskiego to, iż Trabzonspor gra beznadziejnie i z tych pięciu meczów zdołał wygrać jeden (z Elazigsporem).