Tak sobie przeglądamy hiszpańskie media i mamy przeczucie, że 5. września może być wyjątkową datą. Datą otwarcia kolejnej telenoweli transferowej, która – do czego przyzwyczaiła nas La Liga – może się ciągnąć dłuuuugo. Po Ronaldo, Fabregasie, Neymarze (ta jeszcze trwa) i Modriciu przyjdzie pewnie kolej na Radamela Falcao. A wystarczyły dwa zdania wypowiedziane przez jego ojca…
– Mój syn od małego marzył o grze w Realu, choć wiem, że interesują się nim też Manchester City i Chelsea. Jego celem jest Real, ale jeśli się nie uda, to zagra w Premier League – słowa pana Radamela Enrique Garcii Kinga wywołały burzę w hiszpańskich mediach i momentalnie rozprzestrzeniły się po wszystkich sportowych portalach. W tamtejszych gazetach, dla których zdobycie wiarygodnego newsa transferowego graniczy z cudem, ta deklaracja to prawdziwa bomba.
Na reakcję Radamela juniora nie trzeba było długo czekać. – Ł»ebyście mnie dobrze zrozumieli: moim celem jest zdobywanie trofeów z Atletico i awans z Kolumbią na mundial – obwieścił i gdybyśmy nie przeczytali tej opinii, postawilibyśmy grube pieniądze, że tak właśnie zabrzmi deklaracja tego nieprawdopodobnie nudnego poza boiskiem piłkarza.
I tak to może wyglądać przez najbliższe tygodnie i miesiące… Falcao będzie mydlił oczy, że skupia się na Atletico, daje z siebie maksa i nie myśli o transferze. Raz na jakiś czas rzuci nazwę klubu, która rozniesie się po wszelkich okładkach, aż w końcu ktoś dopnie odbywające się w tajemnicy negocjacje. I oby odbyło się to jak najszybciej bo Estadio Vicente Calderón zrobiło się już dla „El Tigre” za ciasne. Czas najwyższy zacząć rozszarpywać przeciwników gdzie indziej.
