Stanislav Levy i zgrupowanie reprezentacji PZPN to tematy numer jeden w dzisiejszej prasie sportowej. Ale i tak jest dość nudno. Czekamy na piątek, bo wtedy pojawiają się najlepsze teksty.
FAKT
Rozmówka z Tomaszem Kuszczakiem.
Przyjechał pan na zgrupowanie pogodzony z tym, że będzie tylko rezerwowym? Kiedy nie grał pan w podstawowym składzie, z atmosferą na kadrze bywało różnie.
– Jestem w formie, mam za sobą solidnie przepracowany okres przygotowawczy i czuję się bardzo pewnie. Jeśli ktoś mówi, że psułem atmosferę w zespole, niech pokaże mi, gdzie i kiedy. To głupoty wyssane z palca, nigdy nie byłem złym duchem reprezentacji ani jej czarną owcą. Co w tym złego, że zawsze przyjeżdżałem na zgrupowanie, żeby walczyć, zostawić serce na boisku i grać? Każdy trener powinien być zadowolony z takiego podejścia.
(…)
Po przegranym 0:6 meczu z Hiszpanią trudno było znaleźć argumenty na pana obronę.
– Spójrzmy na to inaczej – dzień przed wyjazdem Hiszpanów na mundial, który potem wygrali, wyszliśmy na nich ofensywnie ustawieni. To mogło zaboleć i ponieśliśmy sromotną klęskę. W pierwszej połowie tego meczu naciągnąłem mięśnie pleców i w szatni padło pytanie, czy będę w stanie wyjść na drugie 45 minut. Mogłem zejść, bo widziałem, co się dzieje, ale nigdy nie uciekam pierwszy z tonącego okrętu. Wolałem być z chłopakami i postanowiłem dograć mecz do końca.
SUPER EXPRESS
Zapowiedź meczu z Czarnogórą w oparciu o wypowiedzi Marcina Wasilewskiego.
– Przed tym meczem mieliśmy bardzo mało czasu, żeby przyzwyczaić się do nowej taktyki – podkreśla Wasilewski. – No i przydarzył się zimny prysznic, a na trenera spadła miażdżąca krytyka. Moim zdaniem nieuzasadniona, bo selekcjoner nie miał możliwości, by to wszystko na szybko poukładać. Wiadomo jednak, że nie ma się co usprawiedliwiać. Zapewniam, że teraz mecze w naszym wykonaniu będą wyglądać już całkiem inaczej. Piątkowe spotkanie z Czarnogórą jest arcyważne, chcemy dobrze rozpocząć te eliminacje. Zdajemy sobie jednak sprawę, że Czarnogóra to bardzo mocny rywal, szczególnie na własnym stadionie. Nie można go lekceważyć – dodaje.
(…)
– Można sobie pomyśleć: Czarnogóra, co to za zespół? Ile tam ludzi mieszka? Jednak ci, którzy interesują się futbolem, wiedzą, że przed nami trudne zadanie. Słyszałem, że Juventus oferował za Stevena Joveticia 35 milionów euro. Jest też Mirko Vucinić, czołowy napastnik Serie A – wylicza.
RZECZPOSPOLITA
Tekst o reprezentacji Czarnogóry.
– Jesteśmy mali, jesteśmy biedni, ale tu ciągle jeszcze dzieci grają w piłkę na podwórkach, a nie tylko na komputerze. Brakuje basenów dla młodzieży, ale świetni waterpoliści się znajdują. Kwestia charakteru – tłumaczy „Rz” Goran Popović, czarnogórski menedżer od 20 lat mieszkający w Polsce. Ma dwa obywatelstwa i nie potrafi powiedzieć, komu będzie kibicował jutro, gdy chłopaki z kamienia zagrają w Podgoricy z Polską.
(…)
Futbolowa Czarnogóra jest trochę jak Kuba z anegdotycznych raportów CIA: znamy wszystkie dane, a konkluzji brak. Niby wszystkiego brakuje, a wszystko jest. Kraj, który ma mniej mieszkańców niż Łódź i kilkadziesiąt razy mniej piłkarzy niż Polska, wyprzedza nas w rankingu FIFA.
Szkolenie młodzieży jest tu w zapaści, boiska są pastwiskami, niektóre mecze ogląda po kilkadziesiąt osób, a jednak co roku jakiś czarnogórski piłkarz odchodzi do wielkiego klubu za zawrotną kwotę. Miliony euro z transferów płyną, a słaba liga bieduje. Niemal wszystkie miejscowe kluby są miejskie, ale futbol to państwo prywatne, oplecione siecią pośredników.
Z ubiegłorocznego transferu napastnika Mirko Vucinicia z Romy do Juventusu Turyn za 15 milionów euro można by wyżywić całą ligę z przyległościami. Pomocnika Stevana Joveticia Fiorentina wycenia na 25 mln. Ale czarnogórskie drużyny piłkarzy tylko wychowują, zarabia na nich kto inny.
(…)
– Jest nas ponad 600 tysięcy, dwa razy Białystok. A mamy olimpijski medal w piłce ręcznej kobiet, słynnych piłkarzy, świetnych piłkarzy wodnych i właśnie wygraliśmy z Serbami w koszykówkę w eliminacjach Eurobasketu – mówi „Rz” Luka Pejović z Jagiellonii. Reprezentant kraju, choć akurat teraz poza kadrą. A Mladen Kascelan, też niedawno czarnogórski reprezentant z polskiej ligi, dziś bez klubu, dodaje: – Gramy za ojczyznę, bo długo czekaliśmy, żeby mieć swoją drużynę. U nas się nie przyjeżdża na zgrupowanie pobalować czy poznać znajomych.
GAZETA WYBORCZA
Sylwetka Stanislava Levego.
O Stanim, jak nazywają w Niemczech trenera Śląska, były gracz Zagłębia ma bardzo dobre zdanie. – To opanowany i rozważny człowiek. Z trenerem Gerlandem świetnie się uzupełniali i potrafili w dobry zespół przekuć całe towarzystwo multi-kulti, które wówczas było w Borussii. Pamiętam też, że pod wodzą tego duetu graliśmy ciekawą piłkę. Mieliśmy się długo utrzymywać przy piłce, a nie wybijać piłkę byle do przodu – opowiada Szewczyk. – Stani był w tym duecie bardziej przyjacielski, mówiliśmy mu po imieniu. Szkoda, że potem się to wszystko rozpadło, bo ostatecznie zajęliśmy szóste miejsce, a mogliśmy nawet awansować do Bundesligi – wspomina.
(…)
Jak wspomina nowy szkoleniowiec wrocławian, praca w Albanii było nieco egzotyczna. W tamtejszej lidze normalne toalety są tylko na 12-tysięcznym stadionie właśnie w Korczy. Zdarza się, że podczas spotkań w piłkarzy rzucano parasolkami albo śnieżkami. Kiedyś taką śnieżką oberwał także Stanislav Levy. W śniegu był kamień, na szczęście szkoleniowcowi nie stało się nic poważnego. Później w jednym z wywiadów mówił: – Taki kraj, takie obyczaje, zdążyłem się już przyzwyczaić. Przyzwyczaiłem się też do tego, że jeśli tylko w jakimś meczu choćby zremisujemy, to pięć minut później mam w szatni prezesa, który nerwowo pyta, co się dzieje.
(…)
Teraz trener Levy na warunki pracy nie będzie mógł narzekać. Jednym z powodów, dla których zatrudniono go w Śląsku, jest konieczność zapełnienia nowego 40-tysięcznego Stadionu Miejskiego. Tam w poniedziałek odbyła się oficjalna prezentacja szkoleniowca Śląska. Zanim do niej doszło, przedstawiciele wrocławskiego klubu od rana nieco nerwowo tłumaczyli trenerowi, co go czeka, jak wszystko będzie wyglądało i jak powinien się zachować w kontakcie z mediami. Czech spokojnie słuchał i z uśmiechem odpowiedział: – Panowie, trochę pracowałem w Niemczech. Wiem, o co chodzi.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Tekst o początkach pracy selekcjonerów reprezentacji Polski.
Podczas przygotowań do eliminacji jego kadra trzy mecze zremisowała i trzy przegrała. Bilans bramkowy też nie był imponujący: dwie zdobyte bramki i osiem straconych. – Ten czas nie został jednak zmarnowany – mówi napastnik tamtej drużyny Andrzej Juskowiak. – Byliśmy jak uczeń, który dobrze przygotował się do klasówki w szkole, a po jej napisaniu wyszedł, stwierdzając, że była łatwa. My też po Ukrainie powiedzieliśmy, że było lekko, łatwo i przyjemnie. Mogliśmy jednak tak mówić, dlatego że zostaliśmy przygotowani na każdą sytuację, jaka może się zdarzyć na boisku – dodaje. – Rozpoczęła się nasza piękna seria trzynastu meczów bez porażki. Tego rekordu nikt już nie pobił – chwali się trener.
(…)
Po tamtym łomocie Janas nie posłuchał Dudka i zrobił zmiany. W składzie na mecz z Irlandią zabrakło sześciu piłkarzy, którzy grali w wyjściowej jedenastce z Danią. – Całe zgrupowanie przed meczem w Belfaście było przygnębiające – wspomina Maciej Ł»urawski. – Zmarł tata Jacka Krzynówka, więc atmosfera była dziwna, tragiczna – dodaje.
Â
Na boisku stał się jednak cud. – Wzięliśmy się w garść, bo mieliśmy świadomość, że eliminacje trzeba dobrze zacząć. Wiedzieliśmy, że przez to staniemy się mocniejsi i potem będzie łatwiej. Zapamiętam ten mecz, bo zdobyłem jedyną w karierze bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego. Poza tym do dziś mam przed oczami obrazek Jacka wymownie patrzącego w niebo po strzelonym golu. To było trafienie, które zadedykował zmarłemu tacie – opowiada Ł»urawski.

