Zawisza kończył w ósemkę. Teraz pytanie, czy Nwaogu udało się uciec?

redakcja

Autor:redakcja

02 września 2012, 00:23 • 2 min czytania

Ekstraklasa dzisiaj nie zachwyciła, więc zajrzeliśmy na jej zaplecze, a konkretnie do Gdyni, gdzie Arka podejmowała bydgoskiego Zawiszę. Mecz zapowiadany na hit pierwszej ligi, oba składy z dość głośnymi jak na ten szczebel nazwiskami, trenerzy też niczego sobie. Nic tylko siadać w fotelach i zapinać pasy (no dobra, tu tylko odrobina ironii).
Po dwudziestu minutach żałowaliśmy, że dzisiejszej przygody z futbolem nie zakończyliśmy na akrobatycznych wyczynach Razacka Traore. Nie brakowało walki, strzałów, Tomasik próbował nawet załadować z połowy – składnych akcji było jednak jak na lekarstwo. Na szczęście w szatniach Zawiszy i Arki przemawiali Nemec i Szatałow, a nie Smuda oraz Skorża. Od samego początku drugiej połowy jazda na dupach zamieniła się w wojnę na noże, a i piłkarskich umiejętności było jakby ciut więcej. Choćby gol Mąki – jak słusznie zauważył komentujący ten mecz Czesław Michniewicz – może i nieplanowane, może nieco przypadkowe, ale wykończenie godne najlepszych napastników. Zresztą Mąka dobijał równie efektowny strzał Skrzyńskiego.

Zawisza kończył w ósemkę. Teraz pytanie, czy Nwaogu udało się uciec?
Reklama

Zawisza popełnił wówczas ogromny błąd i cofnął się na własną połowę. Na ratunek bydgoszczanom nadbiegł jednak Marcin Radzewicz, który na chwilę stracił kontakt z bazą i postanowił połamać Hermesowi nogi. Brazylijczyk nie jest w ciemię bity, więc widząc nadlatujący, rudy myśliwiec złożył się jak domek z kart. Zawisza wygrywał 1:0, grał z przewagą jednego zawodnika i miał do końca zaledwie kwadrans. Zamiast dobić Arkowców, bydgoszczanie pozostali jednak przy taktyce mocno defensywnej. Zresztą, w przewadze „Zetka” grała całe dwie minuty, bo w ślad za Radzewiczem ruszył Mateusz Mąka.

Ostatnie dziesięć minut to już prawdziwy majstersztyk. Czerwoną wyłapał Masłowski, kolejną powinien dostać Marcs Vinicius, ale pogubił się sędzia. Wreszcie w doliczonym czasie gry w pole karne wbiegł Nwaogu, przewrócił się na piłce, a wpadł na niego Skrzyński. Sędzia zinterpretował to jako faul i… zaczęły się jaja. Charles Uchenna Nwaogu, do niedawna strzelający gola za golem dla Floty Świnoujście, zaczął skakać, machać rękoma, krzyczeć, zabierać piłkę i ogółem – zachowywać się jak małpka w zoo. Widząc, jak 22-letni Nwaogu samodzielnie decyduje kto ma strzelać karnego, Petr Nemec przybrał kolor róży i wypakował w stronę swojego gracza wiązankę, jakiej nie powstydziłby się Bogusław Linda.

Reklama

Niewzruszony Nwaogu karnego oczywiście przestrzelił, a Zawisza, grając w ośmiu przeciwko dziesięciu, szczęśliwie dowiózł do końca 1:0. Charles Uchenna szybko zwiał po meczu do szatni i mamy nadzieję, że udało mu się zabarykadować w jakimś bezpiecznym miejscu.
Nemec już do ciebie idzie, Charlie.

JO

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama