Bartosz Iwan szczerze o hazardzie, Diaz nie zamierza przeprosić Lenczyka

redakcja

Autor:redakcja

24 sierpnia 2012, 08:49 • 5 min czytania

Tekst dnia to oczywiście świetna sylwetka Bartosza Iwana w „Przeglądzie Sportowym”. Bartek po raz drugi się otworzył (pierwszy raz w „Spalonym”) i szczerze opowiedział o swoich problemach z hazardem.
FAKT

Bartosz Iwan szczerze o hazardzie, Diaz nie zamierza przeprosić Lenczyka
Reklama

Reklama

Tekst o Dawidzie Nowaku.

– Nie jestem strongmanem, mam drobną budowę. Większość urazów brała się z ostrej gry. To nie było tak, że coś nagle się stało na treningu czy naciągnąłem mięsień podczas biegania – tłumaczył. Tyle, że tym razem kontuzji nabawił się…. no właśnie, gdzie? GKS licząc na transfer zawodnika do Legii dmuchał i chuchał na niego, nie wystawiając w meczach kontrolnych. Nie pomogło, nabawił się kontuzji kolana.

(…)

Przeszedł zabieg, do treningów wróci w październiku. Rundę jesienną ma więc z głowy. To ogromny cios dla GKS Bełchatów. Klub chciał latem pozbyć się najlepiej zarabiającego piłkarza. Wpierw liczono na transfer, a później chciano rozwiązać z nim kontrakt. Liczono, że za jego pensję można opłacić trzech, czterech zawodników. W obecnej sytuacji Nowak zostanie w Bełchatowie. W GKS pocieszają się, że zawodnikowi z końcem sezonu wygasa kontrakt. Zarobić się już na nim nie da, ale przynajmniej zejdzie z utrzymania. – Każdy klub w ekstraklasie ma swojego Nowaka – mówią w GKS i żartują, że jego pensję powinien płacić nie klub, a ZUS.

SUPER EXPRESS

Rozmówka z Cristianem Diazem.

– Nie zagrałeś w dwóch ostatnich meczach Śląska, z Widzewem i Hannoverem. Jesteś zaskoczony?
– I tak, i nie. Z jednej strony uważam, że powinienem w tych meczach wystąpić, ale z drugiej – wiadomo, jakie są moje relacje z trenerem Lenczykiem. On od dwóch lat ma jakiś problem ze mną. Mimo to dziwię się, że szkoleniowiec przenosi problemy między nami na całą drużynę. Przecież o tym, kto gra, powinna decydować forma, a nie to, jakie kto ma stosunki z trenerem.

– No tak, ale ostatnia kara to pokłosie waszej sprzeczki po meczu o Superpuchar. Za to, że Lenczyk cię zmienił w trakcie meczu, nazwałeś go podobno ch…
– Nie chcę wchodzić w szczegóły tamtej kłótni, ale to nie było nic wielkiego. Poza tym uważam, że nawet jeśli piłkarz ma konflikt z trenerem, nie powinno to wpływać na zespół. Skoro jestem w dobrej formie, to powinienem grać. Takie jest moje zdanie, choć wiadomo, że ostateczna decyzja należy do trenera. Szkoda tylko, że podejmuje ją na moją niekorzyść.

(…)

– Nikogo nie muszę przepraszać. Nie będę przepraszał po to, żeby wrócić do zespołu, skoro moje zdanie jest takie, jak powiedziałem. Powinna decydować forma i nic innego.

I z Kamilem Glikiem.

– Od napastników, z którymi będziesz się mierzył, może się zakręcić w głowie. Który jest najlepszy?
– Bardzo żałuję, że z Milanu odszedł Ibrahimović, bo od niego można było się dużo nauczyć. Ale klasowych napastników pozostało wielu. W Napoli jest Cavani, w Lazio – Klose, a w Udinese – Di Natale. Warto zwrócić też uwagę na Robinho z Milanu. Jest taki malutki i zgrabniutki, więc jak włączy przyspieszenie i drybling, to ciężko go zatrzymać. Z piłką potrafi zrobić niemal wszystko. Jednak na razie nie myślę o Milanie, bo gramy z nim za kilka tygodni. Teraz koncentruję się na niedzielnym meczu z Sieną. Przydomek naszego klubu to „Il Toro”, czyli „Byk”, więc chcemy zgodnie z nim wejść w sezon „z byka” (śmiech).

(…)

– Grasz regularnie w zespole Serie A, masz więc chyba nadzieję na powołanie do kadry?
– Oczywiście! Gra w kadrze to dla mnie największy honor i czekam na sygnał od selekcjonera. Radzę sobie w Serie A, więc można myśleć o mnie w kontekście kadry. Pamiętajmy, że obrońcy we Włoszech jest najtrudniej, bo oni defensorów mają na pęczki. Mnie jednak na razie się udaje.

GAZETA WYBORCZA

Tekst o Andrażu Kirmie.

Słoweniec coraz częściej zastanawia się nad zmianą otoczenia, bo znalazł się w trudnej sytuacji. Odkąd trener Michał Probierz przesunął na skrzydło Maora Meliksona, nie ma dla niego miejsca w składzie. W meczu z GKS-em Bełchatów szkoleniowiec wprowadził dwóch ofensywnych graczy (Romella Quioto i Rafała Boguskiego), a Słoweniec do końca oglądał spotkanie z ławki. – Jasne, że nie jestem z tego powodu szczęśliwy, ale szanuję decyzję trenera. Gdybym sam był szkoleniowcem, też miałbym wizję zespołu. Nie da się jednak ukryć, że im więcej zawodnik nie gra, tym częściej myśli o transferze. Choć nie chcę sobie tym zaprzątać głowy, wolałbym wywalczyć miejsce w składzie – przyznaje Kirm.

(…)

Dziś Wisła chętnie odsprzedałaby pomocnika, bo w budżecie ciągle brakuje pieniędzy, a wiceprezes Jacek Bednarz nie ukrywa, że dziurę chciałby załatać właśnie transferem. Najlepsza dla kasy klubu byłaby sprzedaż Maora Meliksona, tyle że dziś trudno wyobrazić sobie Wisłę bez Izraelczyka. Kirm aż tak potrzebny nie jest. – Nie patrzę nerwowo na telefon i nie zastanawiam się, czy ktoś zadzwoni z ofertą. Mam jeszcze dwuletni kontrakt, a ciągle czuję się młody – uśmiecha się pomocnik i zapewnia, że nie potrzebuje rozgłosu, który mógłby mu zapewnić menedżer. – Nie chcę podpisywać umowy na wyłączność. Później taki człowiek dzwoni, naciska, pyta, obiecuje, a gdy zawodnikowi transfer nie odpowiada, to potrafi się porządnie wkurzyć. Już to kiedyś przerabiałem – podkreśla Kirm.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Świetna sylwetka Bartosza Iwana, choć sporo tych historii ujawnił już w „Spalonym”.

Po Odrze Bartek trafił do GKS Katowice, tam po raz pierwszy zetknął się z Nawałką i tam – jak powtarza zarówno on, jak i ojciec – osiągnął najlepszą formę.
– Byłeś już czysty? – pytam.
– Tak – odpowiada. Milczy. Patrzy mi w oczy. – Był tam jednak też moment. – Długa chwila ciszy. Naprawdę długa.
– Nie w kasynie, ale na stacji.
– Jakiej stacji?
– No stacji. Benzynowej.
– Ale co na tej stacji?
– Maszyna była… no i na niej…
– Ł»artujesz…
– No nie…
– To była już naprawdę degrengolada – kontynuuje. Zajeżdżałem w drodze na trening. Wrzucałem ze dwie dychy, nic nie wyszło, trudno. Jechałem dalej. Nam wtedy nie płacili. W klubie nie było pieniędzy, a ja dopiero się ożeniłem. Dorota chyba już wtedy była w ciąży. Załatwiłem u prezesa, że dostanę dwa tysiące zaliczki. Od razu zadzwoniłem do żony i powiedziałem, że wracam z pieniędzmi do domu. Zatrzymałem się jednak na tej pieprzonej stacji i na tej pieprzonej maszynie przepuściłem wszystko. Wszystko. Wróciłem do domu bez złotówki. Zacząłem kłamać, mówiłem, że zgubiłem portfel… Jezu, jakie ja wtedy głupoty wygadywałem, całkowicie się w tych kłamstwach poplątałem.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama