– Krzysiu, gitarzysta zespołu Bielizna, dostał dyscyplinarkę za to, że rozbił auto po pijaku i musiał społecznie przepracować kilka godzin na stadionie. No i pewnego razu troszeczkę się zdziwił. Sprząta stadion, lata z miotłą, aż nagle patrzy, a tam na boisko wpada stado psów. Szczekają, wąchają się, i tak dalej. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że w rolę psów wcielili się… piłkarze Arki – opowiadają Tymon Tymański i Piotr Kędzierski, prowadzący audycję „Ranne Kakao” w Radiu Roxy.
– Tymon, co robiłeś w 1979?
Tymon: – Chodziłem już na Lechię. Na Traugutta. Paliłem papierosy, „Klubowe” najczęściej. Potem szło się do Cristalu przy dworcu we Wrzeszczu, gdzie hajtał się Lech Wałęsa. Jedliśmy zupę z bułką za dwa złote, żeby zabić smak fajek. Dużo frapujących przeżyć. Pamiętam, jak zostałem spałowany przez policję. Miałem godzinną ścieżkę zdrowia, siedziałem godzinę w lodówce i gdzieś z kolejne pół godziny w suce. Pewni koledzy z Lechii, agresywni debile, zaczęli naparzać kamulcami po latarniach. Nagle patrzymy, a na horyzoncie, gdzieś za polem jedzie jedna lodówka, druga lodówka. Ktoś mówi:
– Stary, trzeba zamykać drzwi paskami.
– Jakimi paskami, zaraz wpierdolą nam jak psom za obierki.
Jakiś kolega siadł mi na kolanach, zaczął się trząść i krzyczeć:
– Będzie „ohap”, będzie „ohap”. Mama, mama.
– Spierdalaj z kolan, na pewno będzie.
Wpada nagle gość do przedziału i mówi: ty, ty i ty. Ścieżka zdrowia. W plecy dostałem kilka razy. A, a, a. Całkiem fajnie, da radę przeżyć. Do suki mnie zawinęli, gdzie koleś za kierownicą ewidentnie był naćpany amfą. Potem pogonili nas do lodówki. Jak już było po wszystkim, ludzie zaczęli wychodzić ze wszystkich zakamarków i przechwalać się swoimi obrażeniami. Przez tydzień zostałem gwiazdorem klasowym. Działo się.
Kędzior: – Ja to byłem grzeczny. Nigdy się nie biłem, ani nic. Pamiętam pierwszy mecz Legii ze Stalową Wolą. Grał Jaromir Wieprzęć. Nie mogłem pozbyć się tego nazwiska z głowy. Jak można nazywać się Wieprzęć i to jeszcze Jaromir? To jak Dexter Holland z Offspring. Z takich historii, to raz wpadłem w dziurę. Był mecz Legii ze Spartakiem, po gwizdku wszyscy pobiegli do płotu. Byłem w absurdalnej kurtce, za kolana, matka mnie ubrała. Wiecie, jak to jest jak się ma poniżej lat piętnastu. Biegnę, biegnę, nagle znalazłem się metr niżej, z kroczem na betonie. Za mną biegł tłum ludzi. Dostałem parę razy po głowie, zacząłem krzyczeć jak baba, bo nie mogłem się wydostać. Przerażające. Ktoś mnie potem w końcu wyciągnął.
– Szykujecie się jakoś specjalnie na nowy sezon? Przedsmak tydzień temu wypadł znakomicie. Superpuchar z Januszem Matusiakiem wręczającym trofeum, pustkami na trybunach i przeciętnymi kopaczami.
Tymon: – Ostatnie mecze w pucharach totalnie mnie załamały. Np. Śląsk. Tam jest dramat z tym, co zawsze. Sprzedają piłkarzy, nikogo nie kupią. Biedny dziadzio Orest załamuje ręce.
Kędzior: – No, ale on sam też nie umie dobierać piłkarzy.
Tymon: – OK, ale jeżeli on chce Kaźmierczakiem zapchać dziurę w obronie, to znaczy, że nie ma piłkarzy. Powtarzam teraz truizmy, ale dalej mamy ten typowy dla siebie mental: dzisiaj hodujemy las, a wieczorem go ścinamy.
Kędzior: – Ale ja i tak wolę oglądać ligę polską niż, dajmy na to, angielską. Ja wiem, że to jest chore na głowę, ale mam słabość do polskiej piłki. Jak jestem w domu, to Canal+ leci non stop. Uwielbiam statystyki, uwielbiam absurdalnych obcokrajowców, którzy pojawiają się w naszej lidze. Na transfermarkt ostatnio sprawdzałem, co się stało z Zakarim Lambo albo z takim piłkarzem z ŁKS-u, Darlingtonem. Okazało się, że jeszcze do niedawna grał w Niemczech i całkiem nieźle sobie radził w 2. Bundeslidze. No i Cornelius Udebuluzor. Pamiętam, że kiedyś strzelił gola Legii, jeszcze za czasów Darka Solnicy. I jak tu nie lubić polskiej ligi. Dla mnie jest ciekawsza od zagranicznych.
Tymon: – Ja z kolei nie potrafię oglądać meczy typu Zagłębie Lubin – Piast Gliwice. To strata czasu. Aczkolwiek, oglądam coraz więcej polskiej ligi i poziom trochę się podnosi. Ale to na tej zasadzie, że u nas w rzece przybywa dwadzieścia centymetrów, a na zachodzie podnosi się o metr.
Kędzior: – Teraz i tak wygląda to dużo lepiej. Pamiętam jeszcze czasy Hutnika Kraków w ekstraklasie. Poziom organizacyjny, telewizyjny czy nawet sam stadion. Wszystko. Wspomniany Lambo, jak strzelił gola na Suchych Stawach, to piłka poleciała dalej, bo siatka była dziurawa. W zderzeniu z tamtym obrazkiem, teraz widzimy kolosalny postęp.
Kasowo też poszliśmy do przodu. Jesteśmy chyba jedyną ligą na świecie, gdzie bardzo przeciętny piłkarz może zarabiać 50 tys. złotych miesięcznie. Marcin Kikut powiedziałby w tym momencie: też mogliście wybrać piłkę.
Kędzior: – Piłka nożna, jeśli mamy to przekładać na muzykę, jest zdecydowanym popem. Ludzie chcą to oglądać, to jest rozrywkowy sport. To taka Kasia Kowalska.
Tymon: – Mamy chujowy pop i chujową piłkę.
Kędzior: – Ja nikomu nie bronię dobrze zarabiać. Ronaldo ma kupę siana, bo jest wybitną postacią. U nas niech młody zawodnik przez dwa pierwsze sezony zarabia te 5 tysięcy. A resztę dajmy mu, jak się wybije. Bo dziś jest tak, że młodzi w miesiąc mają więcej niż ich stary w rok. A na boisku, co dają? Nic nie dają. Oglądałem ostatnio film, jakieś momenty z historii brytyjskiej piłki. Paul Gascoigne ryczy, gdy dostaje żółtą kartkę eliminującą go z finału. Widać całe te emocje, wolę walki. To samo Beckham. Ludzie się z niego śmieją, ale jak on się porzygał po meczu z Argentyną? On się nie porzygał, bo coś tam, tylko dlatego, że zabiegał się na śmierć.
Tymon: – Jak patrzę teraz na Polskę, to przypomina mi się to, co działo się po Jagiellonach. Duży kraj, milion kilometrów obszaru, ale w sumie europejska słabizna. Tak samo jest z naszą piłką. Ze sportem w ogóle, bo widzieliśmy przecież, co było na igrzyskach. Pojechało 300 zawodników i większość skończyła z bobkami w gaciach. Tutaj muszą zajść jakieś zmiany oddolne. Rozmawiałem z Michalczewskim i on powiedział mi kiedyś, że w jego grupie w Hamburgu było co najmniej trzech lepszych gości. Ale gdy wchodzili do ringu, totalnie opuszczała ich determinacja i odwaga. Dzisiaj nie zaszczepia się młodym woli walki. Spójrzcie na siatkarzy, choćby takich Możdzonka i Nowakowskiego. Ja wiem, że oni mają dwa metry ileś tam. Ale to są mimozy. U mnie na treningach karate nie ma zmiłuj się. Nikomu. Ja się czuję trochę jak jestem stary gość z Wietnamu. My tyle razy się przeczołgaliśmy po tych wszystkich nightclubach za 300-400 złotych na łeb, a myśmy jebali po dwie godziny i więcej. Wpierw dziesięć godzin w stęchłym busie. Bis piąty, szósty, siódmy. Potem do rana imprezowanie z punkami, a na koniec zasypiasz opatulony dywanem u kogoś na chacie. Tak przeżyłem 25 lat i jak teraz widzę tych gamoni opalających się lub plączących się po boisku, to tylko zęby zaciskam. Gramy z Rosją, a na środku dwóch gości miny mają typu „zabierz mnie mamo”. Kurwa, i ja to widzę od razu. Nie wiem, co na to taki Anastasi. Od razu po ryju to widać. Jak się boisz, to wypierdalaj! Fajnie było, że Smuda, poza tym, że jest jełopem totalnym…
Kędzior: – To chyba będzie nagłówek.
Tymon: – Uciekła mi myśl, o czym mówiłem?
Kędzior: – No to jest znak rozpoznawczy naszych audycji.
Ł»e Smuda jest jełopem totalnym, ale coś zrobił fajnie.
Tymon: – To fajne co zrobił, że było dużo gości w jego zespole, którzy mieli szczęki jak bulteriery. To były te miksy francusko-polskie lub polsko-niemieckie. Mówię o Perquisie, Polanskim. W ryju miał ten look zabójcy. To był dobry trop, żeby mieć w zespole pięciu walczaków. Takich jak Sobolewski kiedyś w Wiśle. U nas jest tylko ten problem, że nigdy nie jesteśmy dobrze przygotowani kondycyjnie. Zawsze będziemy bali się Anglii i Niemców, bo oni więcej biegają. Jak przyjeżdżają takie drużyny, to nas nie ma.
Kędzior, opowiedz może, czemu w Internecie widniejesz jako działacz piłkarski.
Kędzior: – O, Jezu. Pracowałem rok w Legii. Na wizytówce miałem „specjalista od działu promocji”. Wysyłałem paczki do przedszkoli, na turnieje piłkarskie, a nawet do więzień.
Zarzuć jakieś historie. Byłeś insiderem.
Tymon: – Dawaj, dawaj. Ćpaliście, ruchaliście?
Kędzior: – Ćpania nie byłem świadkiem, ale widziałem Hugo Alcantarę na golasa. To było wstrząsające.
Podobno ma cos wspólnego z Jarkiem Bako.
Kędzior: – No ma (śmiech). Byłem w szoku. Długo nie mogłem się po tym pozbierać. Ogólnie zajmowałem się rożnymi rzeczami. To była fajna praca dla kogoś, kto ideowo pochodzi do kwestii piłki nożnej. To cię szybko sprowadza na ziemię. Gwiazdorzyli chłopaki. Bokser Skrzecz robił jakąś galę. Miałem przywieźć Rogera i Eltona. No i gadka, szmatka. Chodźcie. Dobra, dobra, dobra. Wyjeżdżamy ze stadionu. Ja w prawo, oni w lewo. Musiałem się potem tłumaczyć, że nie dojechali, bo coś tam. Ich podejście to dramat. Oni mają trening, oni mają mecz, a jeśli ich prosisz o cokolwiek ponad to, na przykład żeby spotkać się z dziećmi, podpisać koszulki czy udzielić wywiadu, to jest wielka łacha.
Z wywiadami, to ostatnio Śląsk się uparł, że nie będą w ogóle rozmawiać z mediami.
Kędzior: – To jest głupie, to coś na kształt obrażania się, bo napisali coś o tobie źle. Na przykład na Pudelku. Nie możesz się obruszać, bo to część twojej roboty.
Coś o tym wiesz, bo ostatnio sam wylądowałeś na Pudelku.
Kędzior: – Napisali o moim brzuchu. Najbardziej zdenerwowała się moja mama. Ale tylko ona. No i Tymon się śmiał. Ale to część twojej roboty. Jeżeli wystawiasz się na publiczny widok, chcesz czerpać z tego korzyści, to zawsze znajdą się trolle, które napiszą, ze jesteś debilem. Portal Weszło jest tego najlepszym przykładem, ale macie bardzo kreatywnych hejterów.
Tymon: – Tym bardziej, że my jesteśmy debilami, więc nie boimy się takich obelg. Jesteśmy debilami, lubimy to i jeszcze z tego zarabiamy.
Kędzior: –I chcemy zarabiać coraz więcej.
Tymon: – Dokładnie, jesteśmy bezczelni w zarabianiu i w naszym debilizmie.
Śnią ci się jeszcze po nocach legijne truskawki?
Kędzior: – Sporo razy się już tego tłumaczyłem. Ale zacznijmy od tego, że tam miało być dużo ludzi zaangażowanych. Padły między innymi nazwiska: Nosowska, Staszczyk. Pomyślałem, że jeżeli faktycznie tak ma być, to jakoś się wpasuję i będzie fajnie. Ale ostatecznie ktoś zrobił kampanię, gdzie byłem ja, nikomu nieznany dziennikarz radiowy, Strejlau, Gąssowski i ktoś jeszcze, to pasowałem do tego zestawu jak pięść do oka. Kampania była strzałem w kolano. No i co ja mam powiedzieć? Tłumaczę się, mówię jak było. W innych okolicznościach mogło to być określone jako zabawne. Wyszło jak wyszło.
Miałeś nam sprzedać jeszcze jakieś historie z Legii. Musiałeś trochę widzieć.
Kędzior: – Miałem najgorszą funkcję. Wychodziłem na środek boiska z koszulkami i pokazywałem kibicom. Było to absurdalne. Oprowadzałem czasem wycieczki, jak Wojtka Hadaja nie było. Troszkę zmyślałem. W tym miejscu wydarzyło się to i tamto. W tym miejscu dokładnie Deyna zrobił coś tam. Tak w ogóle często piszecie o piłkarzach z przerobionym CV i tak mi się przypomina, jak przyszedł do mnie ochroniarz i mówi, że jakiś mężczyzna czeka na mnie. To był stary budynek, więc łatwiej było się dostać do środka. Schodzę, a tam siedzi jakiś przygarbiony chłopaczek. Mówi, że właśnie przyjechał z Maroka. Ł»e grał w PSG i chciałby potrenować z Legią. I co zrobić z takim gościem? Masz wrażenie, że on przyjechał z Francji, mając dwa złote w kieszeni.
Pojawił się też u nas w klubie słynny Kameruńczyk, Simon Mol. Chciał zrobić mecz uchodźcy kontra czarnoskórzy piłkarze Legii, czy nawet od razu zagrać z pierwszą drużyną. Legia o dziwo się zgodziła. To była słuszna inicjatywa. Tyle, że on chciał zagrać w terminie meczowym. Powiedzieliśmy, że możemy mu dać Młodą Legię, boisko itd. On użył tego samego argumentu, co zawsze. Ł»e jesteśmy rasistami! Wszystko kwitował w ten sposób, że jesteśmy rasistami. Zero dyskusji.
A z innej beczki. To prawda, że kiedyś byłeś na castingu w Canal+?
Kędzior: – Byłem, byłem, ale to bardzo dawno temu. To nawet nie był casting, tylko zwykła pogadanka.
Tymon: – Chciał zostać dźwiękowcem.
Kędzior: – Nie, po prostu miałem w swoim życiu taki okres, że nic nie robiłem. Szukałem jakiegoś pomysłu na siebie, swojej drogi. Nie wiem, czy bym się nadawał na komentatora, bo chłopaki muszą naprawdę ciężko pracować, żeby to wszystko wiedzieć i spamiętać.
Olaf Lubaszenko przyznał w jednym z wywiadów, że jakieś 15 lat temu w TVP 2 skomentował mecz Amiki Wronki z Legią Warszawa i było to jedno z bardziej traumatycznych doznań w jego życiu. Po kilku minutach powtarzania frazesów w stylu Darka Szpakowskiego, musiał poprosić Jacka Laskowskiego, żeby ten pomógł mu dalej ciągnąć tę transmisję.
Tymon: – Bo to ciężka profesja. Zawsze się zastanawiam, jak ci goście rozpoznają piłkarzy, bo chyba trzeba mieć naprawdę duży ekran w tej budce, żeby się połapać kto jest kto.
Kędzior: – Najgorsze i tak są nazwiska obcokrajowców…
Tymon: – A mój kolega, Jacek Jońca, ostatnio skomentował mecz Brazylia – Meksyk i nawet nieźle mu poszło. Co ciekawe, że to jest gościu z którym paliłem jointy w liceum.
Kędzior: – Ostatni raz paliłem jointy w 79 (śmiech).
Tymon: – Ale słuchaj, Jońca przywoził mi nawet kasety z Jarocina. Dezerter, Made in Poland, Variete, Brak. Bardzo równy gość, kumplowaliśmy się naprawdę blisko, aż w końcu obu nas wyjebali ze szkoły – tak zwanej „dziewiątki”, gdzie mój stary uczył niegdyś m.in. Kolbergera i Kwaśniewską. Ale to jeszcze w latach sześćdziesiątych. Ja, niestety okazałem się czarną owcą rodziny Tymańskich i zostałem z tej szkoły wyjebany razem z Jońcą. Jego karnie przeniesiono do „siódemki”, a ja poszedłem do „piątki”. I tak nasze ścieżki się rozeszły, choć niezupełnie, bo i tak utrzymywaliśmy kontakt. Zresztą, Jacek miał nawet grać w mojej kapeli.
Kędzior: – Ale kogo miał grać?
Tymon: – Miał grać na saksofonie…
Kędzior: – A umiał?
Tymon: – Nie, ale poszedł do szkoły muzycznej, gdzie powiedzieli mu, że nie mają saksofonu i dali mu trąbkę. Mówi mi później: – Rychu, nie mam saksofonu, ale mam trąbkę. Ja na to, żeby nie żartował, bo trąbka to pedalstwo. Musi być saksofon.
Kędzior: – (śmiech) Ale swoją drogą można sobie wyobrazić Jacka Jońcę z trąbką, obok Tymona…
Tymon: – Mało tego, stary, na płycie mojej dawnej kapeli Sni Sredstvom Za Uklanianie jest piosenka „Wrona”, do której tekst napisał właśnie Jacek Jońca.
Skoro jesteśmy już przy Jacku Jońcy, to może macie jakiś subiektywny ranking komentatorów?
Tymon: – Szpakowski forever.
Kędzior: – Ale wiecie co? Mimo że zdarza mu się odlecieć i opowiadać straszne głupoty, to jednak ten głos jest tak zakorzeniony w świadomości widzów, że ja na przykład lubię jego słuchać, nawet jak gram w FIFĘ.
Tymon: – A wiesz, że FIFIE jest taki motyw, że Szpaku mówi do Zydorowicza „wódka”.
Kędzior: – Chyba do Szaranowicza ! Ale jaka wódka, co ty mówisz, gdzie?
Tymon: – No kurwa, w FIFIE. Syn mi to pokazał. Autentycznie. Jest akcja, Szpak mówi „cudowne zagranie”, potem chwila ciszy i nagle, ni stąd ni zowąd – „wódka”…
Kędzior: – Ale wracając jeszcze do waszego pytania, to ja sobie cenię Jacka Laskowskiego. Bardzo dobry komentator.
Tymon: – Iwanow też jest niezły.
Kędzior: – No i chłopaki z Canal+. Tam mają świetną ekipę. Fajnie się ich ogląda.
Tymon: – To prawda, akurat oni trzymają poziom. Oglądam ich z rozbawieniem, bo po prostu lubię posłuchać, nawet godzinę po meczu, jak Smokowski rozprawia o piłce z Twarowskim. Są dowcipni, ale i merytorycznie dobrze przygotowani.
Kędzior: – No i Kazek Węgrzyn jest fajnym gościem.
Tymon: – Roman Kołtoń też jest okej.
Kędzior: – Kołtoń? Nieee, dla mnie to taki typ prymusa.
Tymon: – Może nie jest moim ulubionym komentatorem, ale widać, że to inteligentny facet, który wie co mówi, co nie oznacza, że od razu chciałbym być jego przyjacielem.
Kędzior: – Ale komentator też powinien być wojownikiem. Musi dobrze oddawać emocje…
A czego wam brakuje w telewizji, w programach sportowych?
Tymon: – Pornoli.
Kędzior: – Na przykład – felching w czwartek, anus w piątek.
Tymon: – Albo działy w stylu „Sex interactions”, „Three blacks guys on a blond”, “Young porn”, “Japońskie bukkake”, karły i yeti.
Kędzior: – Azjatyckie piątki…
Kto by to skomentował?
Kędzior: – Maciek Iwański. Na pewno by się ucieszył. Pozdrawiamy go bardzo serdecznie.
Tymon: – Ja myślę, że Babiarz byłby dobry. Kurowski też by się nadał.
Kędzior: – A przy okazji zapytam, bo może wiecie, albo czytelnicy Weszło to potwierdzą – czy Andrzej Zydorowicz przedstawiał się jako A. Zydorowicz?
Nic nam o tym nie wiadomo, ale możemy dać ci telefon, to sprawdzisz u źródła.
Kędzior: – Bo Michał Migała, znany jako Wieśniak, cały czas powtarza, że przywitanie Zydorowicza wyglądało mniej więcej tak: – Ze stadionu przy Bukowej w Katowicach wita państwa A. Zydorowicz.
Tymon: – Wkręcał cię. A pamiętasz Janka Ciszewskiego? To był gość.
Kędzior: – Czy to prawda, że miał jedną nogę krótszą?
Tymon: – O tym akurat przeczytałem w książce Iwana. Ale głos miał niesamowity, bo na przykład Szpakowski ma taki głos ni w pipę, ni w oko. Za to na pewno zaraża swoim entuzjazmem, bo nawet jeśli gada głupoty, to ty go kupujesz. Byłem kiedyś na sztuce Mrożka w teatrze i miałem okazję na żywo zobaczyć i usłyszeć czołówkę polskich aktorów: Radziwiłowicza, cudownego, niepowtarzalnego Janusza Gajosa, Annę Seniuk i Jana Frycza. No i Radziwiłowicz z Gajosem robili wszystko głosem. Jak zapierdolili potężnymi basami, od razu czułeś, że jest charyzma. I coś takiego właśnie miał też Janek Ciszewski.
Kędzior: – Ostatnio słuchałem w Polskim Radiu relacji Andrzeja Janisza i też byłem pod dużym wrażeniem. Naprawdę, klasa. Bo Zimoch według mnie używa zbyt wielu ornamentów.
Tymon: – Tak, Zimoch jest trochę barokowy. Za to klasą samą w sobie jest oczywiście Bohdan Tomaszewski. To taka stara, dobra, przedwojenna szkoła. Sama przyjemność posłuchać pana Bohdana.
Wspomnieliście o biografii Andrzeja Iwana. Jak wrażenia po lekturze?
Tymon: – Super. Mnie na przykład było bardzo miło dowiedzieć się czegoś więcej o restauracji Stylowa, vis a vis której mieszkałem przez dwa miesiące, pracując z Jankiem Peszkiem i jego synem Błażejem, nad sztuką „Wejście Smoka. Trailer”. Parę razy zajrzałem do Stylowej i tak się zastanawiałem, jaką tajemnicę skrywa te peerelowskie wnętrze?
Kędzior: – Teraz też siedzimy w miejscu z peerelowskim wnętrzem, które pewnie skrywa niejedną tajemnicę. Taka warszawska Stylowa. (Restauracja Lotos na Belwederskiej – od red.).
Tymon: – Podobno tutaj Romek Polański wpadł swego czasu, kiedy pracował nad Pianistą, zamówił dwie pięćdziesiątki, walnął jedną po drugiej i poleciał na Chełmską montować dalej swoje dzieło. Mikołaj Lizut mi o tym opowiedział, który był świadkiem całego zdarzenia.
Są piłkarze, których biografie chcielibyście przeczytać? Bo tak naprawdę mamy na rynku Iwana i potem długo, długo nic…
Tymon: – Dostałem ostatnio biografię Smolarka, ale raczej nie dobrnę do końca, bo po prostu jest męcząca, nudna. Z kolei książka Iwana jest genialna, bo Andrzej leci po bandzie, opowiada szczerze o życiu, które jest bolesne, ale i autoterapeutyczne. Poza tym odsłania pewne kulisy, nie unika korupcyjnych wątków i bez mydlenia opisuje model futbolu z lat 70. i 80. Te historie o Gmochu, Górskim, czy Piechniczku – są kapitalne. Nigdzie indziej tego nie przeczytasz.
Dobra, ale spośród współczesnych piłkarzy widzicie kogoś, kto mógłby wydać coś interesującego?
Tymon: – No, na pewno nie Andres Iniesta. Z całym szacunkiem dla Barcelony, bo jestem jej kibicem…
Kędzior: – Ale co może napisać gość w trakcie kariery, z kontraktami reklamowymi i całym tym PR-owym zapleczem? To się mija z celem.
A spośród polskich piłkarzy?
Tymon: – Zdzisław Puszkarz. To byłaby biografia! Trochę w stylu Iwana, bo Zdzisiu akurat życie miał barwne. No i Boniek. To jest postać. Jego autobiografię chętnie bym przeczytał, choć pewnie Zibi nie pojechałby po bandzie z historiami.
Kędzior: – A mnie się właśnie wydaje, że pojechałby szczerze. No, bo co on ma do stracenia?
Tymon: – Osobiście bardzo Bońka szanuje, bo to jest kawał sukinsyna i tacy goście by się przydali do odkurzenia tej stajni Augiasza, jaką jest PZPN.
Kędzior: – Ale mam problem z tymi polskimi piłkarzami, którzy potencjalnie mogliby wydać autobiografię. Zabiliście mnie tym pytaniem. Musimy chyba poczekać na polskiego Gascoigne’a. No chyba, że Igor Sypniewski…
O ile ktoś go znajdzie i zdąży wszystko spisać, zanim znowu zapadnie się pod ziemię.
Tymon: – To może być faktycznie trudne. A powiem jeszcze tylko, że fajnie by było gdyby biografia szła w parze z piłkarskimi umiejętnościami. Już pal licho osiągnięcia. Ciekawa na przykład byłaby taka spowiedź Dziekanowskiego, o którym słyszałem sporo historii, między innymi o tym, jak dostał w tubę na Litwie i leżał pół nocy nieprzytomny. To było bodajże w Polonii, za czasów Majewskiego. Ekipa w której grali Dziekan, Sobczak, Ł»ewłakowowie czy Jacek Dąbrowski. No i pewnego dnia wyszli na miasto, oczywiście, pomimo zakazu trenera, bo rano mieli trening. Kiedy wrócili do hotelu okazało się, że coś nie gra. Kolega z pokoju Dziekana wybełkotał, że Darek gdzieś zaginął. Szybko się ogarnęli, no i z powrotem długa na miasto w poszukiwaniu Dziekana. Po jakimś czasie udało się go odnaleźć. Leżał nieprzytomny na środku ulicy, w eleganckim ubraniu, ze złotym łańcuszkiem, więc od razu było wiadomo, że go nie okradli. Po prostu dostał w tubę i leżał. Wzięli go więc za chabety, zawlekli do pokoju i rzucili na łóżko. No, ale Dziekan rano nie wstał. O siódmej rano zbiórka na trening, a jego nie ma. Majewski wkurwiony, bo widzi, że towarzystwo zabalowało, więc zaserwował im jakieś ostre przebieżki. Po treningu chłopaki wracają do hotelu, a Dziekan dalej leży. I tak leżał dwa, trzy dni, aż w końcu przyleciał po niego helikopter. On dzisiaj o tym nie mówi. I to jest trochę słabe, ale co zrobić. Bądź co bądź, był znakomitym piłkarzem i szkoda, że musiał przez taką głupotę zakończyć karierę. Albo słyszeliście historię Krzysia Stachury?
Nie, opowiadaj.
Tymon: – Otóż Krzysiu, gitarzysta zespołu Bielizna, dostał dyscyplinarkę za to, że rozbił auto po pijaku i musiał społecznie przepracować kilka godzin na stadionie Arki. No i pewnego razu troszeczkę się zdziwił. Sprząta stadion, lata z miotłą, aż nagle patrzy, a tam na boisko wpada stado psów. Szczekają, wąchają się, i tak dalej. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że w rolę psów wcielili się piłkarze Arki. Taki dostali prikaz od trenera, którego nie wymienimy tu z imienia i nazwiska, by nie robić mu obciachu.
Kędzior: – Nieee, to jakiś absurd.
Tymon: – I wtedy Krzysia Stachurę, zamiatającego stadion, zamurowało.
Kędzior: – A może on bierze jakieś narkotyki?
Tymon: – Nie, no kurwa, prawdziwa historia. Naprawdę udawali zwierzęta. Brzmi idiotycznie, ale tak było.
Kędzior: – A wyobrażasz sobie Macieja Skorżę, albo lepiej – Pawła Janasa, który w 94, każe Kruszankinowi i Mandziejewiczowi szczekać? (śmiech).
(Tymon w tym momencie wyjmuje telefon, wybiera numer i na chwilę wyłącza się z dyskusji).
Kędzior: – A musicie wiedzieć jeszcze jedną ważną rzecz. To jest telefon, który Tymon dostał od Lizuta i ma w nim telefony do różnych celebrytów. Marszałek Józef Zych, Aleksandra Kwaśniewska, Adam Michnik, Jacek Kurski… I nawet do nich dzwoniliśmy, ale nie odbierają.
***
(Tymon dzwoni do kolegi).
– Cześć, co to było ze Stachurą, jak pracował w czynie społecznym i nagle na trening wpadli piłkarze Arki, udając psy? Pamiętasz to?
– …
– Nie bardzo pamiętasz?
– …
– A pamiętasz tę historię, jak cieciu na stadionie Arki kradł lampy i przerabiał je na cynę?
– …
– Dobra, to zadzwonię do Ciebie później, bo musiałeś być wtedy najebany…
***
Tymon: – Właśnie ten sam Stachura opowiadał kiedyś, że był taki gość z Arki, który notorycznie opierdalał lampy z miedzi. Notorycznie. Co tylko przywieźli nowe lampy, to on wchodził po drabinie, rozkręcał i sru to potem do kanciapy. A dalej na złom.
Dobra, a wracając z Trójmiasta do stolicy… Kędzior, ty ostatnio zamieściłeś na facebooku zdjęcie z Arturem Borucem, zrobione przed studiem tatuażu w Milanówku. Dziaraliście się razem?
Kędzior: – Nie, po prostu koleguje się z chłopakami z Azazela, którzy w ogóle mają plan, żeby zrobić fajny program o tatuażach, z różnymi historiami. No i zrobiłem tam rozmowę z Arturem, którą niedługo będzie można obejrzeć na Youtube. Warto to zobaczyć, bo Artur ma naprawdę fajny pomysły i ciekawe przemyślenia.
Co tym razem sobie wytatuował?
Kędzior: – A tego nie mogę zdradzić. Obejrzyjcie wywiad, to się przekonacie. Poza tym, prywatnie bardzo lubię Artura. Zresztą, o tatuażach można byłoby zrobić fajną rozmowę z Beckhamem. Ładnie jest wydziarany. Choć widziałem też wielu piłkarzy z głupimi tatuażami. Jakieś wzorki, imiona dziewczyn. Porażka, ale różne rzeczy można sobie zafundować.
Tymon: – Na przykład Pałac Kultury na plecach.
No właśnie, a propos Pałacu Kultury na plecach, nie wiem czy widziałeś Piotrze komentarze pod wywiadem z tobą na stronie legionisci.com…
Kędzior: – Ł»e jestem komunistą? Taaak widziałem. Dla mnie ci, co tak piszą, są durniami.
Tymon: – Mnie dla odmiany kibole nazywają socjalistą, ale jako lewak mam to w dupie. A tych wszystkich kiboli, którzy niszczą stadiony, zamknąłbym, zagonił do budowania autostrad i niech tam zapierdalają. Jeżeli są takimi troglodytami, to niech zasuwają i zrobią coś pożytecznego dla kraju. Dla mnie kibic, to jest kibic. Klub to jest klub. Barwy owszem, trzeba szanować, ale dla gości, którzy niszczą stadiony nie mam szacunku. Jak chcą się lać po gębach, to w ustawkach, proszę bardzo. Ale jeśli niszczą mienie, to trzeba wziąć ich za ryj i zagonić do roboty.
Kędzior: – Ja z kolei nie żyłem w latach 50. i dla mnie Pałac Kultury jest elementem miejskiego folkloru. Budowlą wpisaną w krajobraz tego miasta. Wiecie, Zamek Krzyżacki też nie jest do końca szlachetnym miejscem, a jednak dalej stoi na swoim miejscu i wycieczki walą do niego tłumami. A mnie PKiN kojarzy się z dwoma teatrami, muzeum techniki, basenem i kółkiem informatycznym, które kiedyś tam było. Śmieszą mnie więc te komunistyczne przytyki. Zresztą, nie ma co z takimi ludźmi dyskutować.
Tymon: – Generalnie, liberalizm to jest mięczactwo i takich gości, którzy leją się na stadionach, powinno się zamykać. Nie mówię tu o wszystkich, tylko o tych najagresywniejszych. Ci goście po prostu mają problem, żyją w pewnej patologicznej dewiacji. Chcą się poczuć fajnie w swojej ekipie, dlatego najlepiej się ogolić na pałę, iść na siłkę i napierdalać tych, co są przeciwko tobie. Klasyczne, plemienne zachowanie.
Kędzior: – I tak w pewnym momencie każdy staje się piknikiem. To nieuniknione.
Tymon, ale kibice zaraz ci powiedzą, że dla nich jesteś niewiarygodny, bo napisałeś kawałek o dymaniu Orła Białego.
Tymon: – Mam to w dupie.
Kędzior: – Wiedziałem, że to powie (śmiech).
Tymon: – Jestem lewakiem, ale nigdy nie głosowałem na SLD. Nigdy w życiu nie splamiłem się niczym, co było za komuną. Brałem udział w strajku z roku 1988, rozwieszałem plakaty na temat wyborów i zawsze walczyłem ideowo. Z drugiej strony mam też quasi-prawicowe poglądy, jeśli chodzi o pewne sfery życia. A jeśli ktoś ma do mnie jakiś problem, to wiadomo gdzie pracuję, gdzie mieszkam, więc jeśli ktoś chce wyjść na solo, to nie ma problemu.
Dobra, zostawiając tematy kibicowsko – polityczne – kiedy w Rannym Kakao sparodiujecie jakiegoś piłkarza?
Kędzior: – Ostatnio puszczaliśmy w Kakale Wojtka Pawłowskiego.
Tymin: – Świetny mówca, znakomity orator, poliglota.
Kędzior: – „We will say what time will tell”. Mistrzostwo. Ale czekamy na więcej. Na kolejnych piłkarzy, którzy się nadstawią do sparodiowania. Gdybyśmy w Polsce mieli takiego Balotelliego, to piosenka o fajerwerkach byłaby zajebista.
Tymon: – Piłkarze na ogół są prostymi ludźmi, więc trudno się śmiać z czegoś, co jest ułomnością.
A co sądzicie o Waldku Fornaliku?
Tymon: – Widziałem rozmowę z nim w Canal+ i bardzo mi się spodobało, to co mówił. Przede wszystkim nie pajacuje. Nie kreuje się na kogoś, kim nie jest. Skromny, taki typ „low profile”, ale wydaje mi się, że ma papiery, by zrobić dobry wynik. Pytanie tylko, czy coś osiągnie? Engel też fajnie wyglądał…
Kędzior: – Ale Engel to był tak PR-owo rozdmuchany, z tym swoim uśmiechem i futbolem na tak, że od razu było czuć od niego ściemę.
Tymon: – Beenhakker i Janas też byli rozdmuchani PR-owo i polegli dokładnie w ten sam sposób.
Kędzior: – No, Janas PR-owo to poległ już dawno temu.
Tymon: – Kiedy został pułkownikiem. I zaczął walić wódę z bidonu.
Zarówno podczas tej rozmowy, jak i w Rannym Kakale jedziecie po bandzie. Zresztą, zgodnie z maksymą Radia Roxy. Nie boicie się jednak, że w końcu zdejmą was z anteny?
Tymon: – Boimy się cały czas, codziennie. Wręcz się trzęsiemy (śmiech). Przecież kiedyś i tak nas zdejmą.
Kędzior: – Ale jesteśmy mili, nie obrażamy ludzi.
Tymon: – Tak, Kędzior jest przemiłym demokratą. Usługuje ludziom, którzy dzwonią. To jest zresztą dość bliskie mej buddyjskiej ideologii, która mówi, że wszyscy są równi. Mnie czasami drażnią niektóre telefony od słuchaczy, którzy nie mają nic do powiedzenia, tylko dzwonią, żeby zadzwonić… Ale to jest taka współczesna reguła, bo sztuka i media się mocno demokratyzują. Ludzie chcą brać udział w spektaklu.
Kędzior: – Ale staramy się nikogo nie poniżać. Śmiejemy się z siebie. On jest starym człowiekiem „panem Słomką”, a ja „panem Dżobikiem” i „Felcherem naczelnym”.
Tymon: – Większość i tak biorę na siebie, a poza tym, jeśli ma się coś skończyć, to się skończy. Wydaje mi się jednak, że jesteśmy przyszłością dziennikarstwa. Radykalni, ale na poziomie.
Kędzior: – Przede wszystkim jesteśmy sobą, bo ostatnio słuchałem jakichś innych stacji radiowych i tam wszyscy udają mądrzejszych, niż są.
Nie brakuje wam dyskusji w polskim eterze na takim poziomie, jak to ma miejsce w Anglii, gdzie poranną audycję o sporcie prowadzą Richard Keys i Andy Gray?
Kędzior: – Pewnie, że brakuje. Ale na przykład w naszym przypadku dyskusja o piłce zawsze by się kończyła tematem w stylu: „kto komu liże dupę?”
Tymon: – No tak, bo każdy przynajmniej raz dziennie musi porozmawiać o seksie. No, nie ma wyjścia. A później, to już możemy pogadać o wszystkim. O zenie, buddyzmie, chrześcijaństwie…
Kędzior: – O miłości, o piłce…
Tymon: – O teorii kwantowej, cząstkach elementarnych, nie ma tematów tabu.
Kędzior: – Ale w naszej audycji sporo mówimy o piłce.
Tymon: – Z tym, że Kędzior mnie zawsze strofuje, bo uważa zapędzam się w kozi róg. Jak Smolarek. Większość naszych słuchaczy, pewnie nie interesuje się futbolem w takim stopniu, jak na przykład my. Podchodzimy więc do tego bardziej lajfstajlowo. Kędzior opowiada, jak to było na Legii, ja mówię, że Lechia znowu wtopiła i tak dalej.
Kędzior: – Ale Pawłowskiemu poświęciliśmy sporo czasu, więc nie jest tak, że zupełnie pomijamy tematy piłkarskie.
Tymon: – Z tym, że ja na przykład jestem wielkim fanem kosza, szczególnie w wydaniu NBA. No, ale tutaj nie mam już partnera do rozmowy…
O koszykówce raczej tu też nie pogadamy. Powoli się zwijamy, ale w tym momencie dotarło do nas, czego w tej rozmowie było mniej, niż w poprzednich. Przekleństw i seksu.
Kędzior: – Możemy teraz szybko to nadrobić. W dwóch akapitach.
Tymon: – Chuj, dupa, felching…
Kędzior: – Szatan, bzykanko… Ale i tak liczymy się z komentarzami, że jesteśmy pedałami i komunistami.
Tymon: – I że kochamy stare dupy.
Kędzior: – Nie, młode.
Tymon: – A wszystko jedno. Ostatnio i tak nic nie pukamy.
Kędzior: – Od czterech tygodni mamy w tym temacie taki mały „kompetiszyn”.
Tymon: – Tak, ale ja to znoszę z godnością.
Kędzior: – A ja co weekend jestem tak blisko…
A właśnie, podobno nie pijecie w tygodniu. To prawda?
Tymon: – Ja w ogóle przestałem pić. Jem warzywa i nie piję alkoholu.
Kędzior: – Ja nie piję w tygodniu, bo to się źle kończy.
Tymon: – Znaczy dzisiaj może będę musiał wypić, bo idę na spotkanie. Ale tylko wino czerwone. Z Marią Natalią. Znasz Marię Natalię?
Kędzior: – Znam, kiedyś niechcący wyrwałem jej warkoczyk.
Tymon: – No, ale to dobrze, że nie cycka. Jak Skiba koleżance (śmiech).
ROZMAWIALI
PAWEŁ GRABOWSKI I KUBA POLKOWSKI
