Ponad miesiąc Joachim Loew odpoczywał od mediów, przez które w międzyczasie był atakowany i on sam, i jego podopieczni. W końcu wrócił, w mocnym tonie wyjaśnił pewne kwestie, ale właśnie znów zaczyna obrywać. Reprezentacja Niemiec po tym, jak odpadła z Euro w półfinale, przegrała sparing z Argentyną. A przecież nie przyzwyczaiła kibiców do przegrywania…
Loew wyszedł z ciemności, ściągnął zasłonę milczenia. Na przedmeczowej konferencji widać było, że mistrzostwa Europy odcisnęły na nim silne piętno, że musiał wszystko sobie przemyśleć. Teraz siadł przed mikrofonem, nie uśmiechając się w ogóle, mówił stanowczo, ostro i zdecydowanie. Chwilami przypominało to monolog, ale bardzo ogólny („Suddeutsche Zeitung” pisze, że przez 45 minut nikt niczego nowego się nie dowiedział). – Poczułem się już zmęczony tymi słowami krytyki. Tym bardziej, że spora część z nich jest nieuzasadniona – przekonywał Loew i odpowiadał na zarzuty.
Po pierwsze, Niemcy wyglądali blado na tle Włochów. Jak tchórze przy prawdziwych mężczyznach. Jak żółtodzioby przy wyjadaczach. – Mamy liderów, którzy mogą ciągnąć ten zespół. Z takim stylem wygraliśmy w ostatnich latach praktycznie wszystko, co było do wygrania – mówił. Po drugie, Oezil, Khedira, Boateng i Podolski nie śpiewali w półfinale hymnu. – Męczy już mnie ta dyskusja. Mówiłem im, że lepiej, jeśli będą śpiewali. Ale rozumiem ich. Od śpiewania nie gra się lepiej – odpowiada. W tym samym miejscu „Bild” wbija selekcjonerowi kolejną szpilkę, prezentując wyniki ankiety: 64 proc. uważa, że podejście Loewa do tej sprawy nie jest w porządku.
Khedira, zapytany, dlaczego nie śpiewał hymnu, nie potrafi odpowiedzieć wprost. O wiele więcej ma do powiedzenia na temat tego, jak drużynę traktowały ostatnio media. – Wiele rzeczy, które o nas napisano, było kompletnie niezrozumiałych. Tym bardziej, że atakowano nas indywidualnie, za sprawy, które ze sportem nie mają zbyt wiele wspólnego. Przyjęliście ofensywną taktykę, a to nie było coś miłego do przeczytania – żalił się.
Franz Beckenbauer kwituje krótko: – Przez okrągłe dwa lata piłkarze byli głaskani i chwaleni. Nagle, czego żaden z nich zupełnie się nie spodziewał, spadła lawina krytyki.
Po dziennikarzach widać, że zmienili podejście. Jeszcze przed meczem z Argentyną naśmiewali się z młodziutkiego Juliana Draxlera, który przyznał, że… marzy mu się koszulka Leo Messiego. – Może uda się ewentualnie nawiązać kontakt przez Oezila – wypalił. A Messi? Cóż, koszulkę rzucił w trybuny… Oberwało się też, ale to po zakończeniu spotkania, Ronowi-Robertowi Zielerowi. Już debiut w niemieckiej bramce miał wyjątkowo kiepski, bo zaczął od trzech goli z Ukrainą, a tak nie zaczynał nikt od 1954 roku! W drugim występie, z Argentyną sfaulował rywala w polu karnym i wyleciał z boiska. – Nie jestem gościem, który szuka wymówek, ale piłka w ostatniej chwili niefortunnie się odbiła. To dlatego byłem spóźniony i faulowałem. W normalnych okolicznościach złapałbym piłkę bez problemu – przyznał. Złapał ją, przy strzale Messiego z jedenastu metrów, jego zmiennik Marc-Andre ter Stegen.
Oliwy do ognia dolewa Oliver Kahn, który powoli przejmuje pozycję naczelnego krytyka kadry. Po spotkaniu z Argentyną wszedł w ostrą dyskusję z menedżerem Oliverem Bierhoffem. Wyglądało to mniej więcej tak: – Nie mogę być zadowolony, widząc, jak ta drużyna grała. Z Włochami przegraliśmy 1-2, teraz straciliśmy trzy gole, a piłkarze pewnie stwierdzą „Jutro też jest dzień”. Drażni mnie takie podejście – mówił Kahn.
– Ty po przegranym finale mistrzostw świata w 2002 też siedziałeś cicho w szatni.
– Naprawdę na takim poziomie mamy prowadzić dyskusję?
Pomiędzy tą dwójką to nie pierwsze i pewnie nie ostatnie starcie. Wygląda jednak na to, że w ciągu kilku tygodnia położenie Loewa i jego podopiecznych znacznie się zmieniło. Już nie są nietykalni.
PT