W czasie Euro 2012 jadę na mecz, chyba do Gdańska, w RMF FM audycja pod tytułem „Dzień z Jakubem Błaszczykowskim”. W pewnym momencie dziennikarz chce się dowiedzieć, kto jest największym żartownisiem w drużynie. Kuba odpowiada, że Wasilewski. Dodaje też: „Mnie, ze względu na piastowaną funkcję, tak często żartować nie wypada”. Ups. Zrobiło się poważnie. Błaszczykowskiemu żartować nie wypada, jest przecież kapitanem. Pomyślałem sobie, że chłopak zbyt przejmuje się rolą. I że to śmieszne i smutne zarazem. Powinien znać to podwórkowe powiedzonko: nie przejmuj się rolą, bo cię wypierdolą.
Cóż to w ogóle znaczy – być kapitanem? Bo mi się zdaje, że nic albo prawie nic. Mniej więcej taki sam zaszczyt jak bycie przewodniczącym klasy i mniej więcej takie same, mizerne możliwości. Kapitanów być może w ogóle by nie było, gdyby nie kilka paragrafów w przepisach, martwych zresztą. Czy naprawdę przejmujecie się tym, kto wymieni się z Estończykami na proporczyki?
Zaczyna się wielka dyskusja – kto powinien być kapitanem kadry, czy dalej Błaszczykowski, czy może kto inny. Ja się pytam – a co za różnica? Wolałbym kogoś innego, ponieważ pomocnik Borussii wybitnie skompromitował się przy okazji mistrzostw Europy, ale gdyby opaskę dalej miał nosić właśnie on – co z tego? W piłce nie liczy się to, kto jest formalnie kapitanem, ale to, kto jest liderem. Jeśli Błaszczykowski jest liderem drużyny – to będzie nim także bez opaski. Jeśli nim nie jest – nie będzie nawet z opaską. Charyzmy nie nabywa się wraz z kawałkiem materiału. Franciszek Smuda zrobił błąd, jeden z wielu, włączając ręczne sterowanie. Bo to nie trener powinien wybierać kapitana drużyny, lecz powinna to robić sama drużyna. Kapitan ma być przedstawicielem zawodników, a więc nie należy odbierać im prawa do mianowania kogoś spośród siebie.
Kapitan wybrany przez trenera (a takim był/jest Błaszczykowski) – to żaden kapitan. Drużyna i tak ma wewnętrzną hierarchię i każdy zawodnik wie, kto u innych wzbudza respekt, a kto nie, kto na innych działa elektryzująco, a kto jest obiektem drwin. Jeśli kapitana wybiera zespół – wtedy mamy do czynienia z sygnałem wysłanym na zewnątrz, kto w istocie jest liderem szatni. Jeśli natomiast wybiera szkoleniowiec – wtedy mamy tylko i wyłącznie sygnał, kto jest jego pupilkiem. Pamiętacie być może jak to było w Legii – Maciej Skorża na dzień dobry kapitanem zrobił Ivicę Vrdoljaka, ale kiedy zmienił się trener i oddał wybór kapitana w ręce zawodników, to opaska trafiła do Michała Ł»ewłakowa. Skończyła się fikcja.
Reprezentacja od dawna nie miała normalnego kapitana, ponieważ przed wybranym przez Smudę Błaszczykowskim obowiązywała zasada, iż opaskę bierze ten, kto ma najwięcej spotkań rozegranych w kadrze. W czasie Euro 2008 doszło do niespotykanej sytuacji, kadra rozegrała trzy mecze i w każdym kapitanem był kto inny (kolejno: Ł»urawski, Bąk, Ł»ewłakow). Teraz jest szansa, by wreszcie opaska – poprzez głosowanie – trafiła na rękę rzeczywistego lidera – kto wie, może faktycznie jest nim Kuba. W każdym razie wtedy, po normalnych, demokratycznych wyborach, opaska nabiera sensu, staje się symbolem prawdziwego przywództwa.
Gdybym był Fornalikiem to uznałbym, że wybrania kapitana to wewnętrzna sprawa drużyny – jest to układ najzdrowszy i najlogiczniejszy. Z kolei gdybym jednak stwierdził (chociaż nie wiem, jak przedziwny proces myślowy musiałby zajść), że muszę kogoś wskazać samemu, to nie postawiłbym na Błaszczykowskiego, chociażby po to, żeby dać sygnał, że Euro 2012 zostało spieprzone, żeby zmącić atmosferę ogólnego zadowolenia i by pokazać, że droga obrana przez Smudę mnie nie interesuje. Ł»e nie interesuje mnie zachowanie status quo.
* * *
Już wiadomo, że kapitanem pozostanie Jakub Błaszczykowski – znowu mianowany przez trenera. Skoro nowy selekcjoner zajmuje się przede wszystkim przyklepywaniem decyzji poprzednika, to może faktycznie ta zmiana była zbędna? Wszyscy sądzili, że za sznurki pociągać będzie Antoni Piechniczek, a pociąga Franek Smuda. Jeszcze tylko czekamy na udział Fornalika w reklamach Biedronki. Na jego miejscu obawiałbym się, że jak wszystko zostanie po staremu, to i wyniki będą po staremu.
I niech się nie zdziwi, jak prawy pomocnik przed meczem z Anglią, zamiast spać po nocach, będzie kombinował kolejne dwadzieścia biletów na głowę i kłócił się o kilka tysięcy euro z prezesem związku.
stan