Reklama

Tekst czytelnika: Polityk, przedsiębiorca, szaleniec. Po prostu Gigi Becali

redakcja

Autor:redakcja

06 sierpnia 2012, 09:29 • 10 min czytania 0 komentarzy

Właściciele klubów piłkarskich nierzadko bywają szaleni. Wymagają wyników ponad możliwości swoich podopiecznych, a trenerów zmieniają częściej niż rękawiczki – zwolnienie szkoleniowca przychodzi łatwiej niż pstryknięcie palcami. Dla trenera praca w klubie z nie do końca poczytalnym właścicielem jest jak siedzenie na minie. Prędzej czy później, musi wybuchnąć. W Polsce na markę takiej osoby długimi latami ciężko pracował Józef Wojciechowski, jednak Józek wciąż miałby od kogo się uczyć. Do najlepszych wiele mu brakuje. Jednym z nich jest George „Gigi” Becali. Fanatyk religijny, który nie ma czasu na zawracanie sobie głowy takimi banałami jak poprawność polityczna czy pojęcie tolerancji. Można powiedzieć, iż z każdym oddechem obraża kolejną osobę.
– Sędzia był blondynem, może słyszał rzeczy, które mówię o gejach i dlatego pokazał Tanase czerwoną kartkę – tym stwierdzeniem po czwartkowej porażce Steaui Bukareszt ze słowackim Spartakiem Trnava Becali wprawił w osłupienie wszystkich, nawet własnych rodaków, przyzwyczajonych do tego rodzaju wyskoków. Ostatnie lata to dla Becaliego i 23-krotnego mistrza Rumunii pasmo nieustannych udręk i rozczarowań. Poprzednie mistrzostwo zdobyła w tym samym czasie, co Legia Warszawa – w 2006 roku. Mijające właśnie sześć lat od tego wydarzenia to zdecydowanie zbyt wiele dla takiego zespołu. Tym bardziej, że od tego czasu na podium rozgrywek zdołała się wdrapać zaledwie trzykrotnie, a na wzmocnienia wydano na czysto aż 18 milionów euro! Rumun technicznie właścicielem klubu nie jest, gdyż udziały w klubie ma jego rodzina – bratankowie, kuzyni, itd. Wszystko po to, by na klub nie spadały kary finansowe za jego wybryki.

Tekst czytelnika: Polityk, przedsiębiorca, szaleniec. Po prostu Gigi Becali

Działalność Becaliego wykracza znacznie poza futbol. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czym się zajmuje – polityką, sportem czy biznesem. W myśl zasady „kto bogatemu zabroni” wyczynia co chce. Popiera skrajną prawicę, jest ultranacjonalistą przyznającym się do popierania Ł»elaznej Gwardii – faszystowskiej organizacji politycznej z lat 30. i 40. XX w., nie stroniącej od kontaktów z NSDAP i faszystami włoskimi. Znając ten fakt, działania Becaliego nie szokują aż tak bardzo. Niejednokrotnie starał się powstrzymywać organizację Bucharest GayFest i by doprowadzić do ostatecznego rozwiązania kwestii homoseksualizmu, chciał sfinansować referendum w sprawie małżeństw tej samej płci. Przy okazji, jest regularnym bywalcem sądów – niedawno został pozwany przez współwłaściciela Dinama Bukareszt, Dragosa Savulescu, za stwierdzenie „mężczyzna śpiący z innymi mężczyznami”. Becali do odpowiedzialności się nie poczuwa, odszkodowania w wysokości 2,5 mln płacić ani myśli. – Wolałbym rozwiązać klub aniżeli pozwolić gejowi grać dla Steaui – powiedział w styczniu 2011 roku, gdy w ostatniej chwili anulował jeden z transferów – miał wątpliwości co do orientacji seksualnej Iwana Iwanowa, niedoszłego zawodnika swojego zespołu.

Może wydawać się dziwne, że człowiek o takich poglądach jest członkiem Parlamentu Europejskiego. Dostał się do niego z ramienia nacjonalistycznej Partii Wielkiej Rumunii. Co ciekawe, decyzję o kandydowaniu ogłaszał… z więzienia. Ochroniarze na jego polecenie przetrzymywali trzy osoby wbrew ich woli, mówiąc prościej – porwali. Stało się tak, gdyż Becali podejrzewał ich o kradzież jego samochodu. Skazano go na 29 dni pozbawienia wolności, lecz zakład karny opuścił już po 15 dniach. Paradoksalnie, ta sprawa wpłynęła pozytywnie na jego wynik wyborczy. Ludzie postrzegali go jako ofiarę przestępstwa, która wobec niemocy rumuńskiej policji postanowiła sama zadbać o swój własny interes. Był to jak na razie jego jedyny sukces – w 2009 roku w wyborach prezydenckich dostał niecałe 2% głosów. Trudno się dziwić temu wynikowi, wszak jego poglądy są trudne do przełknięcia nawet dla innych nacjonalistów. Dla gejów i lesbijek przewidział specjalne osiedla, by „zostawili normalnych ludzi w spokoju”, odsyłając ich przy okazji do księży, by „wyzbyli się grzechu”. Dla konkurentów politycznych przewidział inne metody walki – nazywa ich „Ł»ydami”, oponentkę w wyborach do PE odsyłał pod latarnię! Innym stwierdzeniem opisującym mentalność Becaliego jest powiedzenie, iż „kobieta nie ma żadnej wartości po tym, jak urodzi dziecko”. Gdy prezes Dinama rozwodził się, by poślubić modelkę pochwalił jego decyzję – „mężczyzna ma wybór. Jak powiedział Bóg: mężczyzna jest mężczyzną, a kobieta dziwką.”

Jako prawdziwie szalony człowiek, nieustannie żongluje trenerami. Od 2007 roku zatrudnił ich aż jedenastu, z czego niektórych kilkukrotnie! Cristiano Bergodi został zwolniony po tym, jak nie pozwolił mu wejść do szatni w przerwie meczu Ligi Europejskiej – Becali nie mógł znieść takiego upokorzenia przed piłkarzami. Ilie Stanowi otwarcie powiedział, iż byłby zwolniony gdyby nie fakt, że nie miał kim go zastąpić. W pewnym momencie zaczął podejrzewać go wręcz o działania dywersyjne. W końcu zwolnił Stana i wszystkich jego współpracowników za… niesłuchanie jego poleceń. Taktycznych. Znany jest z tego, że czasem najchętniej sam by prowadził drużynę. Przez pewien czas próbował wprowadzić ten plan w życie szukając figuranta na ławce trenerskiej, lecz ostatecznie odszedł od tego pomysłu. Największym echem odbiło się zwolnienie trenera odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne. Turek Yuksel Yesilov został wyrzucony z klubu za swoją religię. – Jako muzułmanin przynosi pecha chrześcijańskiemu klubowi – tłumaczył Becali. Nie oszczędził nawet Gheorghe Hagiego, rumuńskiej legendy, która pracowała w klubie… dwa miesiące. Plany trenera kolidowały z priorytetami właściciela. – Podaję Hagiemu skład drużyny na kartce, bo to ja inwestuję w ten zespół miliony euro. Daję mu 400 000 euro rocznej pensji i jeśli on nie spełnia moich poleceń to musi odejść, tłumaczył.

– Bardzo ciężko pracować z Becalim. Nie da się tego robić, jeśli nie ma się wyników – powiedział o Becalim… on sam. Rumun jest człowiekiem, któremu niska samoocena nie grozi. W 2005 roku media doniosły, że zamówił obraz wzorowany na „Ostatniej Wieczerzy” Leonardo da Vinciego. Sęk w tym, że to on zajął miejsce Jezusa, a rolę jedenastu Apostołów pełnili piłkarze Steauy. Historia została zdementowana, lecz tylko częściowo – obraz miał być nieoczekiwanym prezentem od wielbiciela. Innym razem chciał założyć bank sygnowany jego nazwiskiem, wyłącznie dla ludzi, takich jak on – milionerów. Pomysł spalił na panewce, gdyż Narodowy Bank Rumunii wydał decyzję odmowną. Szef tej instytucji, Mugur Isarescu został w zamian obrzucony inwektywami. Bufon, sfrustrowana i zawistna osoba to najdelikatniejsze z nich. Trzeba jednak mu oddać, że ludzkie odruchy nie są mu obce. Gdy wymagała tego sytuacja, wyciągnął z kieszeni 4 miliony dolarów by odbudować prawie 200 domów zniszczonych wskutek powodzi.

Reklama

Powstaje pytanie – w jaki sposób Becali stał się milionerem? Jego przeszłość budzi kontrowersje. Wzbogacił się w nie do końca jasnych okolicznościach – sprzedał ziemię rumuńskiej armii. Sęk w tym, iż nie była jej ona potrzebna, zresztą rumuński milioner stał się jej właścicielem dopiero w momencie, gdy umowa była pewna. Sam w zamian dostał ziemię wartą kilkukrotnie więcej, której państwo rumuńskie nie mogło oddać. Do dzisiaj nie wiadomo, jak to się stało. Dzięki tym manewrom Becali stał się krezusem, choć i jego dotknął niedawno kryzys na rynku nieruchomości. Według niektórych doniesień, jego majątek wynosi poniżej miliarda (kiedyś miał mieć 2,5 mld euro). Co odważniejsi dziennikarze szperają w jego przeszłości. Gdy jeden z nich odkrył kilka jego przekrętów, usłyszał: „powinieneś zostać zastrzelony”. Rumuński milioner nienawidzi dziennikarzy, uważając, że niszczą kraj. Zupełnie go nie obchodzą. Pytany o pogodę potrafi mówić o wpływie topnienia lodowców na populację mrówkojadów w Kazachstanie. Najchętniej wykorzystywałby ich podobnie jak i Steauę – jako tubę propagandową dla własnych poglądów. Dzięki swoim wpływom, z każdej opresji wychodzi zwycięsko.

W dzieciństwie był pasterzem, co chętnie jako obelgę wykorzystują jego przeciwnicy. Dzisiaj stosuje kilka rzeczy, których nauczył się przy tej pracy. – Gdy byłem pasterzem, zabijałem stare owce na mięso i sprzedawałem jagnięta, by zastąpić je nowymi zwierzętami. Młode owce były zdolne do produkcji zdrowych jagniąt. – Do dzisiaj posiada ok. 30 owiec, krowy oraz kurczaki, którymi zajmuje się w wolnych chwilach, dla relaksu. Obcinanie płac i premii stało w Steaui na porządku dziennym, jako odpowiedni motywator do wytężonej pracy. Zdecydowanie lepiej nie podpadać Becaliemu – niegdyś swojego piłkarza, Tiago Gomesa oferował innym klubom obiecując, że dopłaci 100 tys. euro, byleby tylko jak najprędzej odszedł z klubu. Jeśli nie zdołałeś ułożyć sobie z nim stosunków, nie miałeś czego szukać w Bukareszcie.

Raz obsypuje swoich podopiecznych złotem, gwarantując gigantyczne premie, innym razem karze za byle przewinienie. W fatalnym sezonie 2008/09, zakończonym na szóstym miejscu, kazał piłkarzom płacić za porażki. Zawodnicy z podstawowej jedenastki płacili po 3 tysiące za każdą przegraną. Innym razem, za pojedyncze zwycięstwo ze znienawidzonym CFR Cluj obiecał swoim piłkarzom po 200 tysięcy euro na głowę! Dlaczego znienawidzonym? – To klub finansowany przez węgierskich masonów – nieustannie krzyczy Becali. Zespół z Kluż-Napoki pojawił się „znikąd” – jego potęga wyrosła nagle, jednak w ciągu ostatnich pięciu lat mistrzostwo zdobywała trzykrotnie. Stało się tak dzięki milionom włożonym w klub przez Arpada Paszkany’ego, przedstawiciela licznej mniejszości węgierskiej w Transylwanii. – CFR to węgierski zespół i nie ma prawa reprezentować Rumunii. To byłby wstyd dla całego kraju, gdyby Węgrzy zdobyli mistrzostwo – mówił w 2008 roku. Utarczki słowne między tymi dwoma panami są ozdobą wszystkich debat o rumuńskim futbolu. – To tchórz chowający się za mikrofonem. Rozwiążmy nasze problemy na ringu, jak na prawdziwych mężczyzn przystało, na pięści i stopy – wyzywał swojego przeciwnika na pojedynek Paszkany. Becali nie pozostawał mu dłużny: „Chcesz pojedynku, będziesz go miał, dziwko. Połamię ci ręce i nogi, ale weźmy również bronie. Strzelajmy do siebie.” Czy ktokolwiek wyobraża sobie takie dialogi odbywające się za pośrednictwem mediów w Polsce?

Niedawno Becali wyskoczył z nowym pomysłem – w jego klubie powinni grać wyłącznie Rumuni! Skoro klub największe sukcesy odnosił w latach 1986-89, gdy w jego kadrze próżno było szukać obcokrajowców, czemu tak samo nie miałoby być dzisiaj? Wychodzi z założenia, iż nie powinno płacić się wysokich pensji obcokrajowcom niewiele wnoszącym do zespołu. Na chwilę obecną ten projekt wydaje się być w zawieszeniu, gdyż w kadrze znajduje się 5 zawodników spoza Rumunii – dwóch Brazylijczyków, Serb, Macedończyk i Czarnogórzec. Również z tego powodu Becaliego denerwuje Cluj, który zatrudnia aż 19 obcokrajowców! Mimo wszystko, zrobił wiele dobrego dla futbolu w swoim kraju. W 2006 roku Steaua była o krok od finału Pucharu UEFA. Jeszcze w 24. minucie rewanżowego pojedynku w półfinale z Middlesbrough Rumuni prowadzili w dwumeczu 3-0. Awans wypuścili z rąk w dramatycznych okolicznościach…

Reklama

Dzięki temu wynikowi (oraz obecności Dinama w ćwierćfinałach) rumuńska piłka przez kilka kolejnych lat miała dwa miejsca w Lidze Mistrzów, z czego mistrz kwalifikował się do niej bezpośrednio. Skorzystały na tym takie kluby jak Unirea Urziceni czy Otelul Galati, które miałyby niewielkie szanse na kwalifikację do piłkarskiego raju. Upraszczając, można stwierdzić, iż Steaua i Becali wyhodowali potwory na własnej piersi – bukaresztański klub przestał być główną siłą w tamtejszej lidze. Czerwono-niebiescy przez lata byli na pole position, jeśli chodzi o skupowanie piłkarzy ze słabszych klubów. Parę lat temu sytuacja się zmieniła. Inne kluby są na równi ze Steauą, która musi się starać by przekonać do gry w swoich barwach najlepszych piłkarzy.

Zdania wobec oceny Gigiego Becaliego jako człowieka, polityka i osoby odpowiedzialnej za Steauę są podzielone. Dla jednych, to zwykły cham i prostak, budujący negatywny wizerunek Rumunii w świecie, dla innych człowiek mający odwagę przeciwstawić się wszechobecnej poprawności politycznej. Człowiek, będący jak sam to określił „inspiracją dla milionów”, cieszący się, iż Bóg uczynił go takim miłosiernym i kochającym bliźnich, jednocześnie nazywający swoich przeciwników „Ł»ydami”, odsyłający do księży, nazywa ich opętanymi przez szatana. Wraz ze swoją partią najchętniej wznieciłby rewolucję kulturalną, samemu stając się rumuńskim odpowiednikiem Mao Zedonga. Trzeba jednak przyznać, iż czasem zachowuje więcej rozsądku niż „normalni” właściciele – nie boi się stawać naprzeciw rozkapryszonym gwiazdeczkom i skrytykować ich postawę. Pozostaje jednak pytanie, czy będzie w stanie zmienić swoje podejście na tyle, by zbudować w Bukareszcie silny klub na europejskim poziomie. Odpowiednie narzędzia posiada. Tylko od niego zależy, jak je wykorzysta.

ŁUKASZ GODLEWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIĘŁ»NE!

wlochy@weszlo.pl
hiszpania@weszlo.pl
anglia@weszlo.pl
niemcy@weszlo.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...