W piłce nożnej szukam futbolu – polemika naszego czytelnika z tekstem فukasza Mazura

redakcja

Autor:redakcja

17 lipca 2012, 09:19 • 6 min czytania

Zazdroszczę blogerowi Mazurowi i dużej części z was, kibice z urodzenia. Powito was może w brudnej, ale jakoś tam cywilizowanej mieścinie, mieliście swoich bohaterów, których naśladowaliście na trzepaku, spotykaliście może nawet ludzi w koszulkach swojego klubu. Chodziliście z ojcem na mecze, gdzie jakoś się tam w tę piłkę grało, raz lepiej raz gorzej, ale mogliście usiąść sobie na krzesełku, mogliście sobie je wyrwać, gdy przyszła taka ochota. Z mojej perspektywy – kibicowski raj.
Ja, dla kontrastu, jestem bezprizorny. Grałem w piłkę odkąd pamiętam, nie przy trzepaku, a na przyległej do domu ziemi niczyjej. W miejscu, gdzie powinien być narożnik, znajdowała się całkiem stroma dolina, po drugiej stronie krzaki, na których rozpruto co najmniej kilka piłek od ruskiego z targu. Było swojsko i przyjemnie, do sąsiadów chodziło się za piłką jak po swoim, zdarzało się wybić jakieś okno. Sielanka kończyła się, gdy chciało się to ganianie przenieść na wyższy poziom, popatrzeć na lokalny futbol.

W piłce nożnej szukam futbolu – polemika naszego czytelnika z tekstem فukasza Mazura
Reklama

Stadion mojej drużyny „z urodzenia” (inna sprawa, że urodziłem się jeszcze w ojczyźnie proletariatu, ale odkąd pamiętam, żyłem już na naszej polskiej wsi) jest w tartaku – z jednej strony las, z drugiej porżnięte deski, co dodawałoby temu wszystkiemu wiejskiego kolorytu, gdyby nie to, że było tego aż za nadto. I najgorsze, w złym tego wyrażenia znaczeniu.

Idziesz gówniarzu na mecz, gra B-klasa. Po półgodzinnym spacerze wita cię odór wyziewów, witają spijaczone mordy gotowe jeszcze przed gwizdkiem. Gwiżdże sędzia, którego jedynym marzeniem jest ucieczka stamtąd bez obitej twarzy, w to samo celują często zawodnicy drużyny przyjezdnej. Futbolu nie ma, bo i nie może być, skoro „murawa” nadaje się najlepiej do posadzenia ziemniaków. Panowie piłkarze grają w dwa ognie, najciekawiej jest, gdy dostajemy aut blisko jedenastki – mamy swojego Rory Delapa, umiemy się przepychać. Rory Delap ma również ciężką nogę, umie strzelić wolnego zza połowy i przy łucie szczęścia (tj. bramkarzu o zwykłej w tych rozgrywkach klasie) coś wpadnie. Ten na bramce ma przejebane najbardziej, nikt mu piłki nie poda, idzie więc w to bagno, gdzie czekają podrostki, aby porzucać sobie sztachetami w ruchomy cel. Czasem ktoś krzyknie jakimś zdaniem, które nie zawiera żadnego przekleństwa, bawią się w te pseudotaktyki z jak najbardziej poważną miną i poczuciem, ze coś o tym sporcie wiedzą. Tak samo jak ladies z loży honorowej (deska na dwóch pniakach, miejsce zdecydowanie ekskluzywne) i reszta, która nie wie już, ile widzi piłek.

Reklama

Polecam każdemu, świetna sprawa. Jeśli oczywiście wybierasz się na happening, na spotkanie towarzyskie w swojskim gronie z elementami futbolu. Ja tak bardzo towarzyski nie byłem, byłem jednym z niewielu w tym gronie wyjątków: najbardziej interesowała mnie piłka.

Nie było wyboru, musiałem czekać na środy (czy soboty? wtedy Liga Mistrzów grała chyba w soboty), żeby spijać z ust Szpakowskiego prawdziwe emocje, oglądać prawdziwe mecze, widzieć rozgrywki, w których nie przegrywał ten, kogo nie stać było na wynajęcie autobusu, aby dojechać na wyjazdówkę.

Trafił się jeden mecz, w którym Drużyna X wygrała w sposób, który przeszedł już do historii. Finał, z Niemcami – Niemców jakoś nigdy nie lubiłem, bo nie lubił chyba nikt. Jakoś to zwycięstwo smakowało inaczej, czuło się w tym wszystkim jakiś sens, jakiegoś ducha sportu. Tak, od szczegółu do ogółu, zaczęło mi się podobać w Drużynie X wszystko, chociaż nie wiedziałem o niej nic. Na podwórku już nie tasowałem nazwisk usłyszanych od Szpakowskiego w zeszłym tygodniu, przywoływałem z pamięci te, które wypowiadał tamtego pamiętnego wieczoru. Czekało się na Teleexpres i Sport Telegram (na TVP2, po Panoramie), bo a nuż pokaże mi się znajomy krój herbu, bramkę strzeli ten śmieszny murzynek, dostanę na tacy całe pół minuty obcowania z moimi nowymi idolami. Jak łatwo się domyślić, nie zdarzało się to zbyt często.

Na Canal+ pozwolić nie można sobie było za nic; zresztą, nawet o tym nie marzyłem i nie miałem pojęcia, gdzie transmituje się ligę, w której gra Drużyna X. Póki co, nie obchodziło mnie to. Dwa czy trzy razy do roku, dzięki decyzji baronów z TVP udawało się poucztować oglądając swój klub w Jedynych Ważnych Rozgrywkach – Champions League. Jak pozbierałeś butelki, mogłeś sobie kupić Bravo Sport, zawiesić plakat, poprzyklejać nalepki. Nikt oprócz mnie nie przebierał, każdy korzystał z wszystkiego jak leci. Mi chciało mi się uczyć nowych nazwisk i zapamiętywać jedenastki, tak, że tę Drużyny X mogłem wyrecytować jednym tchem.

Potem przyszło błogosławieństwo – Internet i nagle człowiek stawał się bardziej na bieżąco. Wprawdzie nadal nie oglądało się meczów, luksusem było zobaczyć jakieś bramki przy swoim drewnianym łączu, ale dowiedziałem się co to jest FA Cup oraz kogo mam nie lubić. Liznąłem historii, znowu nazwiska, potem wreszcie pojawił się Sopcast i rzadko na którym meczu byłem nieobecny.

Bardzo dobrze, że nie jestem zapewne w swej historii oryginalny. Takich jak ja, rozczarowanych kloacznym charakterem swojego lokalnego futbolu jest mnóstwo. To jak rozpleniła się nasza zdradziecka zaraza, jest tylko wyrazem tego, jak nisko spadła i jak nie może się podnieść piłka nożna w Polsce, na każdym szczeblu. Kiedyś o zawodników z mojej małej ojczyzny pytała (obijająca się o pierwszą ligę) Stal Stalowa Wola. Jeden już jechał na trening, ale jego genialna matka tak się martwiła, że nie będzie miał kto robić w polu, że całej sprawie ukręciła łeb. Kiedyś niektórzy z naszych grali w jakiejś pokazówce z dzisiejszym prezesem PZPN (mam w domu zdjęcie), dziś na takie boiska nikt nie patrzy. To nie tak, że jestem miejskim pieskiem i ciągnie mnie do luksusu, nie brzydzę się alkoholem i alkoholikami, towarzystwo swoich ziomków lubię, oczywiście w pewnych granicach. W piłce nożnej szukam jednak czegoś innego. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi: szukam futbolu. Wrażeń, radości po wygranym, a nie kupionym meczu. Nie przeszkadza mi, że wyzywa się przeciwników i sędziów, nie marzą mi się jednak rozgrywki, w którym ten drugi dostaje wpierdol, bo zamroczony pijaczek widział linię spalonego lepiej od niego.

To wszystko, czego od piłki żądam daje mi moja Drużyna X. Napisze bloger Mazur, że jestem konsumentem, bo jako gówniarz zachwyciłem się nie tym, co podsunął mi tatuś, a telewizor. Kilkanaście lat pogoni za wszelkimi informacjami to według blogera Mazura omotanie marketingiem. Wydaje bloger Mazur koncesje na to, czyje uczucia są prawdziwe, opierając się tylko na tym, co kiedyś czyniło ludzi wolnymi lub niewolnikami – na urodzeniu. Przywiązał mnie do roli i nie waż się ruszyć rabie, bo psem poszczuję.

Mógłby mnie nazwać kibicem sukcesu (gdyby przeszło mu przez gardło słowo „kibic” w tym kontekście), bo rzeczywiście, moja przygoda zaczęła się od zwycięstwa. Jednego. Potem w mojej, ograniczonej warunkami świadomości, były tylko porażki (Drużyna X w Lidze Mistrzów nie znaczy tyle, ile na krajowym podwórku, sami wiecie), ale jakoś nawet jako dzieciak z podstawówki ni w głowie mi się było przerzucać.

Pyta bloger Mazur w swej litanii: Jak to się stało, że właśnie Real?” Tak samo jak stało się to, że właśnie Górnik. Bóg, przypadek, los (wybierz sobie, Blogerze, co chcesz) sprawił, że urodziłeś się w Zabrzu, te same czynniki sprawiły, że tego dnia akurat nie poszedłem spać wcześniej i akurat ktoś oglądał mecz. „Ile razy przeżywałeś porażkę swego klubu?” Nie zliczę.” Ile razy się podniosłeś? Ile razy nie spałeś po przegranym meczu?” Jak wyżej. Nie widzę w swoich uczuciach nic gorszego od Twoich.

Jedno pytanie opuściłem celowo. Właśnie, wraz z grupą mi podobnych, zbieram pieniądze, aby wzbić się na kolejny poziom. Szukam tanich lotów, analizuję terminarz, aby wreszcie móc zrobić to, o czym marzę te kilkanaście lat – pójść wreszcie na mecz. Swojej drużyny. Wszystkie inne mam głęboko w dupie.

IWAN MUSIEROWICZ

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama