Marcelo Bielsa to oryginał. Wyjątkowo bezpośredni, wybuchowy człowiek i specyficzny, albo – jak wolą niektórzy – zdziwaczały trener. Jego kameralny pokoik, a’la centrum dowodzenia, wyposażony w uginające się pod ciężarem kaset z meczami regały, sięgnął już pułapu legendarnego. Po znakomitym sezonie i przedłużeniu kontraktu z Athletikiem, wydawało się, że nareszcie dopiął swego. Znalazł cel. Mianował baskijskie Bilbao na miejsce lokowania swoich wiecznie nieposkromionych ambicji. Ale wystarczyła iskra i wszyscy przypomnieli sobie o jego wymownym pseudonimie – El Loco. Szaleniec.
Od zakończenia sezonu trwają prace modernizacyjne ośrodka treningowego Athletiku, wykonywane na specjalne życzenie Bielsy. Kiedy ten wrócił z urlopu i zobaczył, w jakim tempie postępują, wpadł w istny szał. Okazało się, że sztuczne boiska, na których mieli przygotowywać się jego piłkarze, wyglądem przypominają raczej tor żużlowy. Wokół budynku klubowego piętrzą się koparki i piaskarki. Coś poszło nie po jego myśli. Bielsa daje z siebie mnóstwo, właściwie ile tylko może, do oporu, ale podobnego zaangażowania oczekuje od innych. Poczuł się oszukany. Bezlitośnie zwymyślał kierownika robót, by później, już na chłodno, zwołać specjalną na tę okazję konferencję prasową, która miała formę wystosowanego w stronę dziennikarzy monologu. Była spuszczeniem z siebie nagromadzonych żalów i pretensji, także w stronę klubowych władz, które obarczył częściową winą.
– Jak to wszystko wygląda? Oszustwo i kradzież. Ci ludzie robili coś, mając świadomość, że jest wykonywane nieprawidłowo. Byłem zły, bo zlecone prace zleciliśmy przecież renomowanym firmom – mówił, żywiołowo gestykulując.
I tu zaczęła się partyjka medialnego ping-ponga i wzajemne odbijanie piłeczki. Działacze, w oficjalnym komunikacie, potępili poglądy swojego trenera. Napisali, że „zupełnie nie zgadzają się z jego subiektywną opinią” oraz, że „zaangażowanie firmy i terminy są zgodne z podpisaną umową”. Ping.
I błyskawiczna kontra Bielsy. Pong.
– Dlaczego ja i klub mamy tak odmienne punkty widzenia? To nie jest żadna tam subiektywna opinia. Mogę wszystko udowodnić. Jeśli prace przeprowadzane są zgodnie z założonym planem, to dlaczego centrum treningowe przypomina plac budowy? – pytał w przekazanym za pośrednictwem Facebooka komunikacie.
Obrazili się też i feralni robotnicy, zapowiadając, że przy Bielsie nie mają najmniejszego zamiaru pracować. Ten znów odparł, że skoro tak, to jego noga więcej tam nie postanie. I rzeczywiście, dotrzymał słowa, ale tylko połowicznie. Przez kilka dni treningi w jego imieniu prowadził jeden z asystentów. Wówczas w mediach głośno zrobiło się o tym, że został zwolniony. Klubowym władzom ostatecznie udało się go jednak udobruchać. Poniedziałkowy trening poprowadził już osobiście. W swoim stylu, ze spuszczoną głową, prawie się nie odzywając. Nie mógł zostawić klubu, dla którego kiedyś zrezygnował przecież z prowadzenia Sevilli czy Interu.
Coś w tym temacie mogą swoim hiszpańskim kolegom szepnąć też kibice w Chile. Prawie dwa lata temu Bielsa porzucił prowadzenie tamtejszej reprezentacji dlatego, że wybory na głowę federacji piłkarskiej przegrał dotychczasowy prezes Harold Mayne-Nicholls, z którym to argentyński szkoleniowiec świetnie się dogadywał. Imponowało mu w nim to, że inwestuje w futbolową infrastrukturę, a pieniądze, w równym stopniu, dozuje wszystkim chilijskim klubom. Jeszcze przed wyborami Bielsa zwołał konferencję prasową, na której oznajmił, że w razie wyboru kontrkandydata, Jorge Segovii, będzie musiał zrezygnować. To z kolei doprowadziło go do szału i klasycznie, na Twitterze, oskarżył on Bielsę o próbę wpłynięcia na wyniki wyborów.
„Ł»ałosny Bielsa, próbuje zmanipulować wybory. Jutro zyskamy jeszcze większą siłę” – napisał w przeddzień elekcji.
Później minimalnie wygrał, a Bielsa dotrzymał słowa i ustąpił ze stanowiska.
Tym razem najprawdopodobniej obędzie się bez dymisji. On i zarząd dali sobie 15 dni na wzajemne refleksje oraz przemyślenie pewnych spraw. Kibice w Bilbao go kochają, chociaż niektórzy zaczęli snuć teorie, jakoby żałował swojej decyzji o pozostaniu i celowo chciał doprowadzić do rozwiązania swojego kontraktu. Sensacyjne, ale bardzo mało prawdopodobne. Każdy, tylko nie Bielsa. Trener, który zwraca się do swoich podopiecznych per pan. Pasjonat i przy tym chyba największy ekscentryk jakiego zna futbolowy światek.
PIOTR BORKOWSKI

