Meczem Lecha w Lidze Euroazjatyckiej, zwanej gdzieniegdzie Ligą Europy, wróciliśmy do czasów, kiedy wyniki polskich drużyn sprawdzało się w telegazecie, na stronie 211. W związku z tym powrotem do przeszłości, tekst też musiał powstać z odpowiednim opóźnieniem, tak więc teraz, już na chłodno, kilka wniosków, co wiemy po spotkaniu Lecha z Ł»etysu Tałdykorgan.
BRAMKI Z MECZU LECH – Ł»ETYSU – TUTAJ >>
Po pierwsze – Lech uzyskał wynik, dający mu względny spokój, ale w żadnym wypadku pełen komfort. Wystarczy jedna bramka na wyjeździe i zrobi się nerwowo. Oczywiście, polscy piłkarze nie byliby sobą, gdyby w pierwszych wywiadach pomeczowych nie pojawiły się sakramentalne zdania: „widać, że nie jesteśmy jeszcze w rytmie”, „rywal jest w trakcie sezonu” i „było, czuć, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na sto procent”.
Po drugie – Na podstawie samego skrótu, można by odbębnić, że debiutujący w Lechu Lovrencsics ma to „coś”, co za chwilę pozwoli zrobić z niego drugiego Artjoma Rudniewa. Patrząc jednak szerzej – w pierwszej połowie zagrał bardzo słabo, zresztą jak cały zespół Lecha – a później błysnął przy obu golach, kiedy Kazachowie pokazali, że nie mają wielkiego pojęcia, czym jest krycie. Dlatego bez hurraoptymizmu. Obie akcje godne powtarzania, ale Maciej Ł»urawski też wkręcał obrońców FK Szawle, a potem w lidze przeczłapał cały sezon.
Po trzecie – kto widział tylko wynik, tego musimy wyprowadzić z błędu – Lech wcale nie zagrał dobrze. Nie był to mecz z kategorii tych, w których rywal ledwo zipie, nie oddając strzału. Jeśli spojrzeć w statystyki, Kazachowie mieli własnych sytuacji przynajmniej na równi z Lechem, a pierwszą część spotkania naprawdę można by skwitować zdaniem: „jak dobrze, że państwo tego nie widzieli”.
Po czwarte – Mariusz Rumak powtarzał w ostatnich tygodniach, że nie potrzebuje kolejnego napastnika i faktycznie, na Ł»etysu wystawił Bartosza Ślusarskiego. Mamy pełne podstawy sądzić, że nie zwiastuje to niczego dobrego w perspektywie meczów z poważniejszymi rywalami. Przy okazji, chodzą słuchy, że Szymon Drewniak ma mocne postanowienie pokazać w tym sezonie więcej niż to, co cała Polska widziała na pewnym filmiku, i na dobre wprowadzić się do składu. A Mariusz Rumak zamierza mu to umożliwić.
Po piąte – za tydzień przed poznaniakami długa i droga wycieczka pod chińską granicę. Kazachowie podróżowali do Warszawy kursowym samolotem, a dalej autokarem – w sumie przez osiemnaście godzin. Kolejorz wynajmie czarter, za grubo ponad sto tysięcy złotych i poleci do Ałma-Aty, z której trzeba będzie przejechać jeszcze trzysta kilometrów po kazachskich stepach.
Po szóste i ostatnie – całe szczęście, że przez cały sezon nie musimy oglądać meczów w Wielkopolskiej Telewizji Kablowej, bo byłoby to trudne do przeżycia. Komentatorzy wczorajszego meczu zastosowali taktykę niektórych dziennikarzy Sport Klubu, czyli „na darcie ryja”.
PM