Kibic jest jak nimfomanka, a dziennikarz jak prostytutka

redakcja

Autor:redakcja

01 lipca 2012, 12:32 • 14 min czytania

– Serial albo cokolwiek innego związanego z piłką to trudny grunt. Ludzie decyzyjni, sponsorzy mają z tym problem. Piłka to domena facetów, a seriale oglądają głównie kobiety. No i co tu zrobisz? Jak taki decydent słyszy, że chcesz zrobić serial o piłce, to od razu wie, że połowa widowni mu odpada – mówi Doman Nowakowski, scenarzysta i dramaturg, prywatnie kibic Polonii Warszawa.

– Dużo masz ostatnio telefonów z pytaniami o scenariusze piłkarskie?

– Przed Euro było sporo. Duża część się spóźniła. Ostatnio dzwonił Czesław Apiecionek, bo jego córka napisała książkę o naszych piłkarzach z kadry Górskiego, czy nie można byłoby zrobić z tego filmu. Dał mi taki film amerykański o piłkarzach USA, którzy w pięćdziesiątym roku wygrali z Anglią. Wynika z tego, że można. Na zasadzie: cofamy się w czasie ileś tam lat, mamy aktora, który gra Latę, mamy Gadochę itd. Wszystko było fajne, ale to było za późno. Ł»eby zdążyć na zapotrzebowanie społeczne to takie filmy trzeba było zacząć robić dwa lata temu. Wtedy byłyby też pieniądze na to, bo teraz z pieniędzmi jest kłopot. Teraz w ogóle jest trudno znaleźć kasę na cokolwiek.

– Na „Piąty Stadion” kasa się znalazła, z tym, że to chyba bardziej reklama Tyskiego niż jakiś serial.

– Co ja ci powiem, oczywiście, że jest reklamą. Wynajęli mnie, żebym pisał jakieś różne historie, to piszę. A czy dla Tyskiego czy nie Tyskiego, nie obchodzi mnie to. Zawsze w każdym serialu jest jakiś product placement. W „39 i pół” też różne rzeczy reklamowali. Ja tylko wypełniam zadania, a że zgłosili się z serialem o piłce, to pomyślałem, że to trochę taki serial dla mnie. Chociaż rzygam już w tej chwili. Za dużo jest tej piłki. Ciągle w tym siedzę, teraz jeszcze ten „Piąty Stadion” mam. Jestem takim dyżurnym pisarczykiem futbolowym.

– Euro cię tak zmęczyło czy ten przesyt jest już od jakiegoś czasu?

– Straszna zrobiła się dewaluacja, tego jest od cholery, wszystkie ligi możesz sobie obejrzeć, masz taki zalew informacji, że nie czujesz już tego dreszczyku. Ja pamiętam jak Deyna poszedł do City, pokazali mecz ligi angielskiej, to już samo to, ze ligę angielska pokazują w telewizji, to Boże… Siadało się i oglądało. W tej chwili to już nie jest to. Pocieszam się, że mój ojciec też kiedyś miał taką fazę, a teraz znowu ogląda wszystko. Może zaraz ja też wrócę.

– Dziennikarze sportowi mają gorzej. Nawet, jak masz wolny czas i chcesz od tej piłki uciec, to ona i tak cię dopada.

– Dlatego dawno temu rzuciłem dziennikarstwo sportowe. Kiedyś nawet powiedziałem, że kibic jest jak nimfomanka, a dziennikarz jak prostytutka. Nimfomanka robi to, bo lubi. Dziennikarz robi to dla kasy, to jego zawód. Ja pracowałem w Radiu Zet. Pierwszy rok był fajny, coś nowego. Drugi rok też fajny, idziesz na turniej tenisowy, na którym byłeś rok wcześniej znasz wszystko, jest fajnie. Trzeci rok myślisz: kurde, znowu to samo. A za czwartym to już jesteś padnięty i rozglądasz się, co tu by innego porobić. Pamiętam właśnie, że w pewnym momencie już mi się nie chciało. Dostawałem Przegląd na biurko i po prostu nie chciało mi się tego czytać. Patrzyłem na to i myślę „nie no, pieprzę to”. Ale potem, jak już odszedłem z Zetki, to pierwsze, co zrobiłem to poszedłem kupić do kiosku bilet i machinalnie wziąłem ten Przegląd Sportowy. Nareszcie mogłem sobie poczytać. Nie dlatego, ze muszę to czytać, tylko, że chcę. Sto razy bardziej wolę być kibicem niż dziennikarzem. Chociaż ostatnio nawet kibicowanie mnie nudzi. Balotelli strzelił raz, strzelił dwa. No fajnie. Ale to już milion razy się widziało.

– Pewnie polska piłkę cię dołuje. Euro znowu zakończyliśmy po trzech meczach.

– Coś w tym jest. Ja już to przeżyłem w latach 90. po meczu z San Marino. Bramka zdobyta ręką, wygraliśmy 1:0. Faktycznie miałem coś takiego, że myślałem: Jezus Maria, gdzie my jesteśmy, co to ma znaczyć. Zaczynałem interesować się piłką, jak Polska była na trzecia na świecie. Do dzisiaj czuję się strasznie oszukany. Pamiętam, jak oglądałem Polska – Holandia 4:1 w 75. Pamiętam artykuły po tym meczu. Autentycznie w prasie zastanawiano się, czy można powiedzieć o Polsce, że jest najlepsza na świecie czy nie można. Teoretycznie można, wygraliśmy 4:1 z taka ówczesną Hiszpania. Wyobraź sobie, że Polska wygrywa dziś 4:1 z Iniestą, Xavim itd. w eliminacyjnym meczu. Miesiąc później był rewanż i przegraliśmy 3:0, wiec okazało się, że to wszystko nie jest takie proste.

– Teraz mamy piłkę słabą, ale przez to czasami absurdalną. To chyba dobre dla scenarzysty, jest skąd czerpać inspiracje.

– Tak, tak, ja czerpię ze wszystkiego. Z Weszło też czerpię. Patrzę, co piszą ludzie w tych komentarzach. Trzymam rękę na pulsie, widzę co tam się dzieje, co kibice czują itd. Fajne rzeczy można czasem wywnioskować. Uwielbiam Józka Wojciechowskiego, który ostatni raz robił coś tam w 79. Nie dawałem tego w „Piątym Stadionie”, bo to serial allowy i dużo osób nie wiedziałby, o co chodzi. Ale już np. niższe ligi mazowieckie, nie wiem czy nie wzięły mi się z tych niższych lig belgijskich. Co o tym sądzisz Włodku itd.

– W „Piątym Stadionie” akcja dzieje się w pubie. Euro 2012 nauczyło Polaków wychodzenia z domu?

Byłem na ćwierćfinale Francja – Hiszpania na Nowym Świecie, świetna sprawa. Skojarzyło mi się to z południem. Euro 2000 oglądałem w Turcji na wczasach, był kurort, ogródki, wszyscy siedzieli i oglądali. Tak samo jest teraz u nas. To zgromadzenie w strefie kibica… Z papieżem mi się tylko to kojarzy. Czegoś takiego wcześniej nie było. Fajnie, bo to napędza pozytywne wibracje. Nie jak zawsze u nas, że się nie uda, nie uda. Nawet porażkę odebraliśmy z godnością, bawiliśmy się z tymi Czechami. Zachwycili nas Irlandczycy, ale czytałem na forach, że to oni są zafascynowani nami.

– Nie przeszkadzali ci tzw. Janusze? Owinęli szyje szalikiem z Lidla i zaczęli udawać znawców.

Nie przeszkadzało mi to. Janusze robią klimat. Lepiej jakby nie założyli tych szalików? Lepsze to niż nic. Przywykłem do tego, że w takich momentach każdy zna się na Pilce. Z 1974 niewiele pamiętam, ale już w 82 pamiętam, że cała Polska oglądała, każdy sie znał. Ja to wspominam dobrze. Małysz skakał i też wszyscy się znali. Moment odbicia, telemarki.

– Co się teraz stanie z Januszami? Ekstraklasy nie obejrzą, bo nie mają dekoderów. Reprezentacja gra raz na jakiś czas, na wielkie mecze naszych drużyn w europejskich pucharach też nie ma co liczyć.

– Może pójdą na stadion. Pamiętam, że po mundialu w 82 na mecz z Finlandią poszło 80 tys. Normalnie by tak nie było. Bo co to za mecz – z Finlandią? To jest nic. Szkoda, że nasi nie awansowali nawet do tego ćwierćfinału. Na Polonię, Legię itp. poszłoby od razu więcej ludzi. Wzrosłaby frekwencja. Chociaż może i bez tego wzrośnie. Część ludzi będzie chciała zobaczyć, jak to wszystko wygląda na stadionie. Z drugiej strony tak sobie myślę, że może dobrze się stało, że nie ma tego sukcesu, bo to będzie mobilizacja, żeby coś z tą piłką zrobić. Może ktoś wreszcie zrobi porządek w PZPN-ie.

– Nie myślałeś, żeby napisać coś o leśnych dziadkach? To chyba wdzięczny temat.

– Tragikomedia mogłaby być, rzeczywiście. Ogólnie mam trochę dość tych rzeczy. Jak coś trzeba napisać o sporcie, to od razu dzwonią „Doman, napisałbyś cos?”. Chętnie oddaliłbym się teraz od tych tematów i napisał coś teraz o skrzypku z filharmonii. Chociaż z drugiej strony, to może dobrze, że te tematy sportowe są rozpatrywane. Samo to, że powstał „Piąty Stadion”, niezależnie czy jest tą reklamą Tyskiego, czy nie. Wcześniej było to niemożliwe. Serial albo cokolwiek innego związanego z piłką to trudny grunt. Ludzie decyzyjni, sponsorzy mają z tym problem. Piłka to domena facetów, a seriale oglądają głównie kobiety. No i co tu zrobisz? Jak taki decydent słyszy, że chcesz zrobić serial o piłce, to od razu wie, że połowa widowni mu odpada.

– Może trzeba to jakoś połączyć? Napisać coś takiego, żeby trafiło do dwóch stron? Zrobiłeś już tak w spektaklu „Czarne serca”.

– Prawda, „Czarne Serca” w Teatrze Kamienica pokazane są od strony kobiecej. Celowo to zrobiłem, po to żeby kobiety się nie nudziły. Po to, żeby pokazać, jak to wygląda od ich strony. Wychodzi taka kobieta za kibica wariata, który głównie siedzi na stadionie, a nie w domu i ma z tym problem. Kolejne pokolenia rodziny Sobieckich muszą uczyć się składu Polonii na pamięć. Z lat 20., 50., a potem najmłodsza wkuwa nazwiska Jodłowca, Trałki itd. Muszą na te mecze chodzić i się męczyć albo nie chodzić i zastanawiać się „wróci czy nie wróci”. Dlatego kobiety chodzą na tę sztukę, chociaż w życiu setki razy nasłuchałem się tych historii o spalonym i piłkach, których powinno być więcej, to wtedy więcej by strzelali. Kto jest przystojny, a kto nie.

– „Skrzydlate Świnie”, film, do którego pisałeś scenariusz, wymyśliła i wyreżyserowała kobieta.

– To był pomysł Anki Kazejak. Wyczytała kiedyś w necie, że jakiś piątoligowy klub w Niemczech został zlikwidowany i kibice dla jaj zamieścili ogłoszenie, że są zmobilizowani i można ich kupić, to będą kibicować innym. Zaczęliśmy sobie wyobrażać, jakby to było, gdyby to samo wydarzyło się Polsce. No i dobra, padło hasło: „zróbcie film o kibicach”. Potem rozmawialiśmy z Michałem Kwiecińskim i on kategorycznie powiedział, że to nie może być film o kibicach. Ł»e to nie może być drugie Hooligans czy coś takiego, bo ludzie nie przyjdą. Przyjdą sami zaangażowani, których w skali ogólnokrajowej jest garstka. To byłaby katastrofa finansowa, a film miał być na 300 tys. widzów. No i trzeba było zrobić romans. Zróbcie romans tak żeby ci kibice byli gdzieś w tle. No i sru, proszę, zrobiliśmy romans z kibicami w tle z jakąś historią. W sumie dobre opinie zebrał. Kibicom się nie podobało, tym zagorzałym, że nie do końca zgadza się ze standardami, no ale tak jak mówiłem – to nie miał być film o kibicach. W końcu nie wiem, ile ludzi obejrzało. Sprawdzałem do 300 tys. Jak przekroczyło 300, to stwierdziłem, że jest OK.

– Jak długo siedziałeś nad scenariuszem?

– Tego scenariusza to było z dwadzieścia wersji. Pisanie czegoś takiego nie polega na pisaniu, tylko na przepisywaniu na nowo. Poprawiasz ciągle. Pierwsza wersja jest zwykle do dupy. Napisz jeszcze raz inaczej. Druga też jest do dupy. Weź cos zmień. Trzecia, czwarta – już coś tam jest, jest styl, trzeba tylko segmenty zmieniać. Wiesz, powoli, powoli idziesz do przodu. Potworne pieniądze wydaje się na takie filmy, 5 milionów złotych mniej więcej. Więc, jeśli ktoś już daje taką kasę, to chce mieć pewność, że ten scenariusz jest wymyślony dobrze, że wszystko gra. Czasami pracuje się nad tym bez końca. Pracowałem nad tym chyba z dwa lata, z różnym natężeniem. Pamiętam, że jak już zaczęli kręcić, to pojechałem do Grodziska na plan, a tam największą sensację wzbudzał goły Małaszyński na rynku. To był pierwszy dzień kręcenia, ludzie nie wiedzieli, co się dzieje. Jakieś babcie łaziły, były w szoku. Ja tego Małaszyńskiego nie poznałem na początku. Dziwnie ogolony, napakowany, ze sztucznym tatuażem. Myślałem, że to jakiś statysta, a tu nasz kolega Małaszyński.

– Film opowiada o kibicu, który staje przed wyborem: wierność barwom klubowym albo wierność rodzinie. Zdradę barw można usprawiedliwić?

– No właśnie to jest ten dylemat. Co zrobisz, jeśli życie postawi cię w takiej sytuacji. Możesz zarobić pieniądze, ale musisz zdradzić barwy. Barw nie zdradza się nigdy, ale z drugiej strony chodzi o rodzinę i może czas już dorosnąć? Ty się bawisz w jakieś barwy, a twoje barwy to rodzina i dziecko. Czy warto dorastać czy nie?

– No właśnie, warto? Jesteś kibicem Polonii, masz rodzinę. W „Skrzydlatych Świniach” pada takie zdanie, że po rosyjsku kibic i chory znaczą to samo.

– Dokładnie, pamiętam to słowo jeszcze z liceum. Chodzę na mecze Polonii i jeżdżę na Falubaz Zielona Góra, skąd się wywodzę. Nie jestem dorosły do końca. Aczkolwiek ten mój odruch wymiotny na piłkę, o którym wcześniej rozmawialiśmy, to może efekt dorastania. Piłka to najważniejsza rzecz z rzeczy nieważnych. No właśnie – nieważnych. Nie można oszaleć. Staram się nad tym panować, choć jak są derby Legia – Polonia to od rana o niczym innym nie myślę, jestem nakręcony. Polonii kibicuję praktycznie od początku mojego pobytu w Warszawie. Długo szukałem dla siebie drużyny. Legia i Gwardia były dla mnie nieakceptowalne, bo byłem małym patriota, a tu jeden klub to byli milicjanci, drudzy wojskowi. Polonię znałem, bo w dzieciństwie czytałem „Do przerwy 0:1” Bahdaja. Trudne były to początki, bo grali w III lidze, a ja nie po to przyjechałem z zielonogórskiej trzeciej ligi, żeby dalej w tej trzeciej lidze tkwić. Dopiero jak się skończyła się komuna, to stwierdziłem, że może to jest ten moment, kiedy ta Polonia zacznie oddychać.

– Pewne okresy z historii Polonii odzwierciedlają historię Polski?

– Jak Polska padła po II Wojnie Światowej, to Polonia też padła i została zbanowana na 40 lat, bo jako jedyny klub, chyba w Krakowie jeszcze miało coś takiego miejsce, odrzuciła protektorat milicyjny. Chłopaki zobaczyli, co to oznacza i odrzucili ten protektorat. Kara była straszna. Historyk Gawkowski określa, że piorun strzelił w Polonię. Nagle skończyły się dotacje, skończyło się wszystko. Klub został zmarginalizowany. Dzięki temu zacząłem ich lubić. To była heroiczna historia, pełno wzlotów i upadków. Pamiętam pierwszy mecz na Polonii w 85, wyglądało to tak, że ten klub umiera. Na trybunach siedziały dziadki. Śmiałem się jednak, ze średnia wieku jest taka sama jak wszędzie. Dziadki na ławkach, a obok w piaskownicy na dole ich wnuki się bawiły. Wychodziło na zero. Gdyby ta komuna potrwała z 10 lat dłużej, to nie wiem czy ten klub by jeszcze istniał. Pewnie tak, ale gdzieś na peryferiach. Byłaby to duża strata, bo ten klub coś w sobie ma, jest inny niż wszystkie.

– Co to znaczy inny niż wszystkie?

– Widać w nim, że ten sznyt inteligencki został. Jak tak parę razy w poprzek kolejki chodziłem, znam tych ludzi, bo już tyle razy się na te mecze chodziło, jeździło, to zawsze dostawałem potwierdzenie. Jak na Polonii widzę 20-letniego człowieka, to wygląda mi bardziej na studenta niż dresiarza. Jak widzę 30-latka to wygląda mi na pracownika jakieś poważnej firmy niż na nie wiadomo kogo. Starszy pan wygląda na emerytowanego nauczyciela itd. Polonię zakładali inteligenci. Nie wiem, jakim cudem ten sznyt przetrwał. Jest coś w tej Polonii, ma jakiś taki klimat. Takie są moje subiektywne uczucia. No i sam fakt, że ci ludzie chodzą na Polonię, a przecież w dzisiejszej Warszawie dużo prościej jest być legionistą. To już nie te czasy, kiedy najważniejsze derby Warszawy to były mecze Polonii z Warszawiankąâ€¦

– Wiesz, że kibice Legii cię zjadąâ€¦

Tak, spodziewam się komentarzy, że Polonia jest beznadziejna, bo na Legii jest fajniej, jest dużo ludzi, Ł»yleta itd. Fakt, doping zawsze mieli fajny. Nawet w latach 80. to zwracało uwagę. Na dwie strony śpiewali, gdzie w Polsce jeszcze chyba tego nie było. Chodziłem trochę na Legię na początku, żeby zobaczyć dobrą piłkę, ale nie potrafiłem się zaangażować emocjonalnie. Nie wciągnęło mnie to. Ta wojskowość mi przeszkadzała. Wiesz, niby wszystkich sponsorowała komuna, ale to była różnica, czy nosi się mundur wojskowy lub milicyjny, czy raczej mundur kolejarza albo listonosza…

– Jak ci się podoba to, co się teraz dzieje wokół Polonii?

W tej chwili to jest cyrk totalny, nie wiem czy rozmawiamy o klubie, który jeszcze istnieje. Józek mówi, że zagrają, ale to co Józek gada to… „Jesteśmy we władzy szympansa”, jak to mówił któryś z bohaterów „Tytusa, Romka i Atomka”. Kiedyś jednemu z moich kumpli powiedział przez telefon, żeby mu nie przerywał, bo on ma tyle pieniędzy, że mu nie przerywają. Cały Józek. Prezes na obcasach, facet w kowbojskich butach. Dziwny typ, naprawdę. Z jednej strony, zrobił dużo dobrego. Dał nam odrobinę marzeń, kilka fajnych derbów wygraliśmy. Jak było 3:0 dla nas, to autentycznie miałem łzy w oczach. Za Józka to raczej Polonia wygrywała z Legią. No, ale sposób, w jaki tym wszystkim zarządza… No nie, tak się nie da.

– Zostawmy może Józka, porozmawiajmy jeszcze o spektaklu „Czarne serca”. Jakie zebrał recenzje?

– Bardzo fajnie to wyszło. Dużo dzieciaków chodzi, bo spektakl jest niby o Polonii, ale tak naprawdę masz tam historię Warszawy, historię Polski. Jedna wojna, druga wojna, Powstanie Warszawie. Tam wszystko jest ujęte. Koncepcja jest taka, żeby szkoły na to chodziły. Powoli zaczynają. Jestem zadowolony. Poloniści się wzruszyli, a nie poloniści nie znudzili.

– Czym się rożni dobry scenariusz od dobrego meczu?

– Weźmy mecz Legii z Widzewem, ten słynny. To było cos niebywałego, nie wiem czy było to ustawione czy nie, bo dzisiaj wszyscy się zastanawiają. Załóżmy, że było uczciwie. W sytuacji, gdybym cos takiego wymyślił jako scenarzysta, to wszyscy powiedzieliby: ale wymyślił, o Jezu jaka bzdura. Ł»enada. W pięć minut trzy gole strzelić – ale śmieszne. Jako sztuka byłoby to kiepskie, jako film kiepskie, jako mecz sprawdza się świetnie. Mark Twain powiedział: „w odróżnieniu od rzeczywistości fikcja powinna wyglądać prawdopodobnie”. Ta rzeczywistość nie wyglądała prawdopodobnie w meczu Legii z Widzewem, ale ponieważ była rzeczywistością, a nie fikcją, to jest akceptowalna. Jako fikcja by nie funkcjonowała. To jest ta różnica.

– Komentatorzy mówią czasem, że ten i ten mecz to świetne spektakle. Potrafisz znaleźć jakiś znak równości między futbolem a teatrem? To są podobne typy emocji?

– Trochę tak, ale na innej zasadzie. Jak się emocjonujesz i grają twoi, to masz element współuczestnictwa, radość po golu… Nie masz czegoś takiego w teatrze. Tam możesz się wzruszyć, wbić w fotel, ale nie staniesz i nie będziesz wrzeszczeć. To jest lepsze niż orgazm. Orgazm wiesz, że się zdarzy, a taki gol pada niespodziewanie. To jest ta różnica. Aczkolwiek, jeśli się nie angażujesz, to możesz oglądać mecz trochę jak widz teatralny, zachwycać się pięknem futbolu. Prawdziwy kibic ma jednak w dupie piękno w futbolu. On musi się za kimś opowiedzieć. Ja nawet, jak oglądam mecz na podwórku to po trzech minutach muszę sobie wybrać drużynę. Jak nie będzie Polonii, to nie wiem, jak ja te mecze będę oglądał. Naprawdę nie wiem. Chyba zacznę grać u buka.

ROZMAWIAف PAWEف GRABOWSKI

Kibic jest jak nimfomanka, a dziennikarz jak prostytutka
Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama