STAN EURO (15): Włoch? Dasz mu 10 złotych to…

redakcja

Autor:redakcja

29 czerwca 2012, 12:53 • 5 min czytania

Stano, powiem ci coś o włoskich piłkarzach. Wiesz jacy są włoscy piłkarze? To są cwaniacy. To są tacy ludzie, że jak im dzisiaj dasz dziesięć złotych to oni ci jutro przyniosą dwanaście – powiedział Zbigniew Boniek, jakby argumentując, dlaczego awans Italii do finału nie będzie niespodzianką. Ci cwaniacy właśnie zadziwili cały świat, bo przecież Niemców już koronowano. Mówiono, że kończy się dominacja hiszpańska, a zaczyna niemiecka. Na antenie Orange Sport Andrzej Grajewski przerwał rozmowę zaproszonych gości i oznajmił: – Jeśli wy się zastanawiacie, kto dzisiaj wygra, to znaczy, że nie macie zielonego pojęcia o piłce. Wygrają Niemcy!
I zaczął tak dokładnie tłumaczyć, dlaczego i po jakich akcjach, że aż go Jarek Kołakowski całkiem serio zapytał: – A możesz powiedzieć, w których minutach padną bramki? Pierwsza, honorowa, padła w dziewięćdziesiątej i coś mi się wydaje, że „Grajek” musi futbolową edukację zaczynać od podstaw. Ale tak to już jest z piłką, czy ze sportem w ogóle – na przykład kiedy wydaje ci się, że już sporo wiesz o tenisie, to anonimowy Czech wywala z Wimbledonu Rafaela Nadala.

STAN EURO (15): Włoch? Dasz mu 10 złotych to…
Reklama

Tu oczywiście nie mieliśmy niespodzianki aż tego kalibru. Wziąłem na mecz żonę i mamę, niech poczują Euro rzutem na taśmę. Zgodnie z tym, co wbijały im do głów media, podpytują: – Dzisiaj Niemcy murowanym faworytem, prawda? A ja odpowiadam, że jak dla mnie to jednak lekkim faworytem są Włosi i że trzeba patrzeć na tego długowłosego staruszka w środku pola. Zdaje mi się, że on ma taki przegląd sytuacji, że kopie w jedną stronę, w drugą spogląda w poszukiwaniu bliskich na trybunach, a kątem oka – wiadomo, włoski charakter, kraj, w którym idąc do kościoła zachodzi się jeszcze do kochanki i do bukmachera – spogląda na telebim, na którym wyświetlane są ładne dziewczyny. Dla mnie to niekwestionowany piłkarz mistrzostw, chociaż w sumie to już to wiecie, bo piszę pochwały pod jego adresem chyba trzeci raz. Spytałem Bońka, czy on zawsze grał aż tak dobrze i Boniek twierdzi, że zawsze, ale ja wciąż nie dowierzam i twierdzę, że Pirlo się pięknie zestarzał.

Przed mistrzostwami ci cwaniacy dostali po dychę na głowę, a przynoszą nie dwanaście, tylko tak ze sto dwanaście. I – o dziwo – nie dlatego, że sami postawili na własne porażki, czego przecież można się było po nich spodziewać. Niedawno pisano, że oni mogą w ogóle na Euro nie przyjechać, pisano, że Buffon obstawił 1,5 miliona euro w jakichś zakładach i że jeszcze moment i może być zawinięty. Tak sobie myślę, że wczoraj też mógł postawić, ale na Włochów, bo bronił jak natchniony. Różnych bramkarzy kochają kibice, ale gdy pyta się gości, którzy sami ubierają rękawice i bronią tu czy tam, to ci goście od lat jednym głosem stwierdzają, że najlepszy jest Buffon. Inni to „paradziarze” – nogi fruną gdzieś wysoko, ręce wysoko, leci taki metr nad ziemią i za chwilę odbije piłkę, ale tak naprawdę nie wiadomo po co, bo gdyby zrobił dwa kroki, to też by ją złapał, bez popisówki i bez narażania na kontuzje. Aleksander Kłak kiedyś skakał do każdego szczurka posłanego w jego kierunku, aż w końcu siadły mu barki i dzisiaj jest kierowcą autobusu. Buffon – przekonywali mnie różni bramkarze – nie robi żadnego fałszywego kroku, zawsze jest idealnie ustawiony i broni najmniej efektownie, jak się da.

Reklama

* * *

Znowu muszę zacytować „Zibiego”, bo z kim rozmawiać o włoskim futbolu, jeśli nie z nim? Z Cesare Prandellim grał w Juventusie, chociaż to raczej Boniek grał, a Prandelli patrzył. Boniek ostatnio powiedział mu ze śmiechem: – Cesare, ty wiesz, dlaczego jesteś tak dobrym trenerem? Bo ty już jako piłkarz siedziałeś na ławce!

Prandellemu dobrze z oczu patrzy. Przeglądam jego CV i dochodzę do wniosku, że to trochę taki Waldemar Fornalik. Grał w piłkę, ale nienadzwyczajnie, nigdy nie wystąpił we włoskiej reprezentacji. Prowadził kluby ligowe, ale nie te największe, na chwilę tylko wpadł do Romy, ale musiał z pracy w niej zrezygnować z powodu choroby żony. Ostatnie lata spędził we Fiorentinie, czyli klubie godnym, ale powiedzmy sobie szczerze – historia włoskiego futbolu nigdy nie była pisana we Florencji. Ot, solidny ligowy szkoleniowiec, któremu nie powierzano najważniejszych zadań. I on właśnie zastąpił wielkiego Marcelo Lippiego.

Prandelli musi mieć nosa, bo wszyscy wokół powtarzali mu jak głupiemu: Di Natale, a nie Balotelli! A on uparcie – Balotelli, chociaż ten chłopak wyglądał jak dzieciak, którego wysłano na kolonie za karę. U Franka naszego ten nabzdyczony Mario nie powąchałby nawet murawy, a mistrzostwa pokazują, że w drużynie nie zawsze musi panować ład i porządek, czasami lepszy jest twórczy bałagan. Hmm, Franek to pedant, jak mu przesuniesz wazonik o centymetr to po minucie podejdzie i poprawi. I potem taki Obraniak też się bał przesunąć o centymetr. Balotelli dla odmiany robił co chciał i jak akurat miał ochotę strzelić gola – to strzelił. A co.

* * *

Skończyły się te mistrzostwa dla Polski. Szybko. Wczoraj mnóstwo ludzi wyszło na ulice i kolega mi pisze, że fajnie, gdyby z całych mistrzostw właśnie wychodzenia z domów Polacy się nauczyli. Myślę, że właśnie w tę stronę wszystko zmierza, bo kiedy w Warszawie były „wianki” to wyległy takie tłumy, jakich nie widziałem od lat. I byli to Polacy właśnie, a nie żadni turyści.

Polska – przynajmniej ta na stadionie – kibicowała wczoraj Włochom, może trochę dla wyrównania szans, bo kibice włoscy są niezmiennie fatalni, więc krzyczeć „Italia” trzeba za nich. Italia, Italia! Do tego chóru dołączyła też moja prywatna odpowiedź na pompowaną Natalię.

Image and video hosting by TinyPic

Atmosfera na trybunach – taka sobie. Pamiętam jak w 2004 roku byłem na meczu Niemcy – Czesi i wtedy też niemiaszki pakowali się do domu, tyle że już w fazie grupowej. Kiedy Baros na 2:1 kwadrans przed końcem to cały stadion już do końca śpiewał: „auf wiedersehen”. Wczoraj takiej spontaniczności troszkę mi zabrakło, momentami cisza kłuła w uszy. Trzeba było im to zanucić, pomachać, gospodarz w końcu – o ile trzyma pion – zawsze żegna gości, prawda?

Gościnność. Kiedy wczoraj mijałem ludzi, którzy mieli na policzkach namalowane i polskie, i niemieckie flagi, albo mieli koszulkę niemiecką i polski szalik – to wtedy zrozumiałem, jak wiele barier przełamuje piłka. Jeszcze lat temu siedemnaście kiedy na Legię przyjeżdżał GKS Katowice to śpiewano „schweine deutschland schweine”, a teraz przyjechali ci prawdziwi Niemcy i wylała się na nich cała nasza serdeczność, a nie kubły pomyj.

* * *

Zapraszam dzisiaj do restauracji Champions. Od godziny 19.00, chociaż pewnie zaczniemy koło 20.00, dziennikarska dyskusja na temat Euro 2012. Moimi gośćmi będą Paweł Zarzeczny, Michał Pol i Przemysław Rudzki.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama