Kibice Wisły Kraków znaleźli się w zupełnie nowej sytuacji. Ich klub przestał być potęgą na transferowym rynku, przestał być nawet poważnym graczem. Różne mogą być konsekwencje transferu Daniela Sikorskiego (tzn. jakimś cudem może grać dobrze, w futbolu cuda się zdarzają), ale sam fakt, że „Biała Gwiazda” ściąga 25-letniego napastnika z rezerw Polonii, który poprzedni sezon zakończył z wynikiem ZERO goli jest wymowny. Jeśli chcesz się najeść to możesz iść do dobrej restauracji, możesz do budki z zapiekankami, a możesz szukać czegoś po kubłach na śmieci (przy dużym szczęściu, może znajdziesz). Wisła grzebie w kubłach. Jak się grzebie w kubłach to zawsze z biedy.
Sikorski w Wiśle. Kiedyś, żeby trafić do Wisły, trzeba było się napracować. Jak już ten klub brał napastnika to musiał to być ktoś, kto strzela kilkanaście goli w sezonie. Samo podjęcie rozmów z krakowskim klubem był dla polskiego piłkarza nobilitacją. Oczywiście, zdarzały się ogórki importowane (Beto, Radovanović), ale Polakom poprzeczkę zawieszano bardzo wysoko.
Teraz poprzeczka wylądowała na ziemi, a szybko czmychnął nad nią Sikorski.