– Bardzo dawno nie widziałem już takiej ekipy Italii, bo nawet kiedy zdobywali mistrzostwo świata, nie patrzyło się na nich z taką przyjemnością. Pod pewnym względem się nie zmieniają, bo to żelazna obrona nie pozwoliła Anglikom na nic. Gra do przodu była z kolei bardzo urozmaicona. Aż zazdrość zżera, że nie mamy takiego zawodnika, kiedy obserwuje się przerzuty na długość 30-40 metrów. To było męczenie, nękanie rywala godne podziwu – mówi w rozmowie z nami Andrzej Iwan.
Tradycji stało się zadość – Anglicy jadą do domu po karnych.
Przede wszystkim to sprawiedliwości stało się za dość. 0:0 było absolutnym przypadkiem, bo Włosi zdecydowanie przewyższali rywala. O ile zakładałem wcześniej bezbramkowy remis, o tyle – z przebiegiem meczu – życzyłem zwycięstwa Azzurrim. Statystyki mówią wszystko, ale nawet kiedy odłożymy je na bok – wizualnie można było dostrzec PRZEPAŚÄ†.
Gracze Hodgsona zdołali jednak dotrwać do jedenastek i chociaż przez moment prowadzili…
Zgadza się, ale Younga i Cole’a coś zgubiło. Nadmierna pewność siebie? Nie wiem, ale dziwnie podchodzili do ostatnich dwóch piłek. Wróćmy jeszcze do strzału Pirlo, który nie dość, że zdeprymował Harta, to w dodatku natchnął własnych kolegów i urosły im skrzydła.
Niezwykle obiektywna była część fanów na Wyspach. Przed karnymi na forach pisano, że jeśli piłka jest logiczna, powinni za karę przegrać teraz 0:3.
Oczywiście, bo Włosi pokazali niesamowity futbol. A szczególnie ich centrum zarządzania, czyli Pirlo i Montolivo. Brakowało im może odrobiny skuteczności, ale dorzucają nieprawdopodobne piłki. Przed meczem z Niemcami martwi mnie jednak pewna kwestia – odpoczynek. Nasi zachodni sąsiedzi mają więcej czasu na regenerację, więc można powiedzieć, że los nie był do końca łaskawy dla zawodników Prandellego. Mają za sobą morderczy wysiłek.
Ale i tak trudno sobie wyobrazić, żeby bez walki oddali środek boiska. Zwłaszcza, że dziś skompletowali 815 podań przy zaledwie 312 Anglików.
I ponad 80% skuteczności, a Anglicy o 20% mniej. Statystyki czasem nie oddają najlepiej przebiegu meczu, ale w tym przypadku wszystko się zgadza. Bardzo dawno nie widziałem już takiej ekipy Italii, bo nawet kiedy zdobywali mistrzostwo świata, nie patrzyło się na nich z taką przyjemnością. Pod pewnym względem się nie zmieniają, bo to żelazna obrona nie pozwoliła Anglikom na nic. Gra do przodu była z kolei bardzo urozmaicona. Aż zazdrość zżera, że nie mamy takiego zawodnika, kiedy obserwuje się przerzuty na długość 30-40 metrów. To było męczenie, nękanie rywala godne podziwu.
Włosi rzeczywiście ewoluują. Gary Neville powiedział przed meczem, że to nie jest już ekipa, która zwalnia tempo i chamsko fauluje.
Dokładnie, zaszła diametralna zmiana, bo w przeszłości kombinowanie trochę pomagało Włochom. Od pewnego przynosiło to wymierne korzyści, więc jest inaczej. Widać w tym rękę Prandellego, który ewidentnie pozwala grać swoim podopiecznym w piłkę. Nie narzuca im catenaccio, nie zmusza do kalkulacji. To chyba idealnie dobrana grupa ludzi. Nawet Balotelli do niej pasuje. Niby egocentryczny, ale potrafiący się dostosować. Ale wracając – Włosi grają teraz poniekąd jak Anglicy u siebie w lidze. Bez udawania.
Italia idzie do przodu, a „Synowie Albionu” jakby stanęli w miejscu. Pirlo stwierdził jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, że ich rywale są przewidywalni do bólu.
Racja, choć po cichu liczyłem na pojedynek właśnie gwiazdora Juve i Gerrarda. Ten drugi musiał jednak non-stop harować za dwóch. W tym przypadku także za Parkera, pod adresem którego wcześniej padało tyle komplementów… A dziś? Niczego nie potrafił przechwycić i sam notował straty. Gerrard miał zatem automatycznie więcej obowiązków. Ma ten atut, że potrafi biegać non-stop, ale koło 70. minuty łapały go skurcze. To świadczy o tym, jaki wysiłek musiał podejmować, żeby bronić tego 0:0 do spółki z kolegami.
Ciągle mam zresztą wrażenie, że w zespole Hodgsona selekcja wciąż pozostawia sporo do życzenia. Jestem zdania, że do kadry „Synów Albionu” nie trafiają sami najlepsi dostępni zawodnicy. A dwa czy trzy powołania mogą zadecydować, że mecz wyglądać będzie inaczej, niż zakładał selekcjoner.
Pozostaje jeszcze pytanie – dlaczego nie wykorzystywali swoich atutów i nie grali skrzydłami?
Wszedł Walcott i znajdował się zbyt głęboko. Dało się zauważyć, że brakuje im wyjścia z własnej strefy obronnej poprzez w miarę dokładne podanie. Piłki na Carrolla były spisane na straty, podobnie jak w przypadku naszej kadry i Lewandowskiego. Kilka razy udało mu się dobrze ją przyjąć i poczekać na kolegów, ale Anglicy byli zdecydowanie za bardzo skupieni na obronie. Stąd wzięła się ta olbrzymia przewaga w środku pola Włochów. Przy ich wymienności pozycji, rywale Italii przypominali naszą reprezentację.
Z Niemcami graczom Prandellego tak łatwo nie będzie.
Ale powinien to być dużo ciekawszy mecz od półfinału Hiszpanów i Portugalczyków. Nawet jeśli nie wszyscy Włosi wypoczną, zobaczymy najwyżej jakościowych zmienników. Bo zarówno Prandelli, jak i Loew przy wyborze składu będą się pewnie sugerować przygotowaniem fizycznym. Najbliższy rywal Italii to zresztą kolejny zespół, na który patrzy się z równie wielką przyjemnością. Wniosek z tego taki, że sukcesy odnoszą aktualnie narody, które kiedyś nudziły swoim futbolem. Choć jasno zaznaczę – w finale Niemców i tak ulegną Hiszpanom. Ci na razie nie pokazują pełni swoich sił z prostej przyczyny – nikt nie potrafi ich do tego zmusić.
Rozmawiał FILIP KAPICA