To była wielka strata dla argentyńskiego futbolu. River Plate, klub z 33 mistrzostwami Argentyny na koncie, wpadł w zastawioną przez siebie pułapkę. Mgliste reguły spadku z ligi, teoretycznie wykluczające degradację takich ekip jak Boca Juniors, czy River Plate, okazały się być katem dla biało-czerwonej części Buenos Aires. Kilkudniowe zamieszki, płacz, demontaż stadionu Monumental i olbrzymia radość u lokalnego rywala – w takich okolicznościach Los Millonarios lecieli z Primera Division. Wczoraj jednak drugoligowy koszmar dobiegł końca – zwycięstwo 2:0 nad Almirante Brown oznacza powrót Club Atletico River Plate do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Powrót w naprawdę wielkim stylu. Choć walka o awans trwała niemal do ostatnich minut sezonu, River Plate oraz Quilmes, Instituto i Rosario Central wyraźnie zdominowały ligę. W przedostatniej kolejce legendarny klub wtopił co prawda z Patronato Parano, lecz w ostatniej nie pozostawił już żadnych wątpliwości. Dwa gole Davida Trezeguet, który u schyłku kariery zaliczył sentymentalny powrót w rodzinne strony, przesądziły o zwycięstwie i wprawiły w ekstazę połowę Buenos Aires.
Tym samym sukcesem zakończył się projekt budowy „familii River Plate”. Larum, jakie rozbrzmiało w Buenos Aires po spadku przyciągnęło bowiem ludzi złączonych z tym klubem więzią mocniejszą, niż tylko piłkarski kontrakt. W rodzinne strony powrócił Fernando Cavenaghi, Cristian Ledesma, Alejandro Dominguez, w klubie stawił się też Leonardo Ponzio. No i oczywiście ten najważniejszy z transferów – David Trezeguet, mistrz świata i Europy, napastnik, który strzelał gole wszystkim najlepszym bramkarzom świata. Francuz o argentyńskich korzeniach powrócił do swojego rodzinnego miasta, by przywrócić dawny blask River Plate i bezwzględnie udźwignął ciężar odpowiedzialności (13 goli w 19 meczach). Na ławce trenerskiej – Matias Almeyda, absolutna legenda klubu. Człowiek, którego obwiniano za spadek, a który teraz poprowadził La Bandę do zwycięstwa w lidze. Jego szalona radość trafiła na czołówki wszystkich portali.
Największy argentyński dziennik sportowy „Ole” w swoim internetowym wydaniu pisze niemal wyłącznie o promocji River Plate. W fotorelacjach dominuje oczywiście „Trezegol” oraz Almeyda, jako uosobienie tej 12-miesięcznej drogi od piekła do nieba. I to dosłownie – wśród kibiców dominowały koszulki „23-J La resurrección” – czyli „Zmartwychwstanie 23. czerwca”. Almeyda, który usłyszał od kibiców sporo cierpkich słów po ubiegłorocznym spadku, teraz był przez nich podrzucany na rękach. Daniel Passarella, prezydent klubu, który swego czasu obawiał się o swoje życie (nieopodal posiadłości działaczy River Plate wybuchały kolejne bomby), teraz świętował razem z kibicami.
River Plate znów jest tam, gdzie przez 110 lat swojej historii. „363 dni koszmaru” – jak ochrzczono w argentyńskiej prasie okres banicji – są już za nimi. Buenos Aires patrzy teraz w przód – na powrót derbowego meczu z Boca Juniors oraz na kolejne klasyczne mecze z udziałem prawdziwych gwiazd. Tym bardziej, że coraz głośniej mówi się o spektakularnych transferach. Przez chwilę w mediach pojawił się nawet temat… Alessandro del Piero. Choć to tylko plotka, to już pogłoski o ściągnięciu m.in. Javiera Savioli, Hernana Crespo, czy Pablo Aimara zdają się być całkiem realne. Nie jest też żadną tajemnicą, że w przyszłości do rodzimego klubu chciałby wrócić także Gonzalo Higuain, czy Javier Mascherano.
Już teraz jednak La Banda wygląda całkiem solidnie – w Pucharze Argentyny dobrnęła do półfinału (jako II-ligowiec), w sparingach z Boca Juniors także nie odstawała poziomem. Trwa więc karnawał, który cieszy nie tylko kibiców River Plate, ale i cały piłkarski świat. Poza fanami Boca Juniors naturalnie. Ci szykują się na finał Copa Libertadores z Corinthians. Jak typują wynik meczu fani River Plate świętujący na ulicach Buenos Aires?
Jak dobrze, że te derby znów wracają do piłkarskiego kalendarza…
JAKUB OLKIEWICZ
