STAN EURO (8): Ogłupiały tłum krzyczy: – Dziękujemy! Hmm, nie ma za co!

redakcja

Autor:redakcja

18 czerwca 2012, 02:30 • 6 min czytania

Zwykło się mówić: jak nie urok to sraczka. Teraz akurat urok. Optymizm wokół zespołu Franciszka Smudy był tak olbrzymi, że nawet pomimo mizerniutkiego występu na Euro nie wygasł do końca. Ogłupiały tłum dziękuje zawodnikom za występ, ci powinni zgodnie z przyjętą etykietą, ale też zgodnie z prawdą powiedzieć: „nie ma za co”. Bo i nie ma!
Na facebooku spytaliśmy was, za co te podziękowania i dostaliśmy całą masę przeróżnych odpowiedzi, nawet kilka poważnych. Ł»e za emocje. Za możliwość przeżywania tych meczów. Za dumę z bycia Polakiem. Piękne, wzniosłe i kompletnie od rzeczy. Za emocje, za możliwość przeżywania tych meczów, za dumę z bycia Polakiem… Za to wszystko w kontekście Euro 2012 należałoby podziękować – uwaga, nie regulujcie monitorów – Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej. Przecież wszystkie te hasła można sprowadzić do wspólnego mianownika: kibice dziękują, że spotkania się odbyły. A jak już się spotkania odbywają to jest fajnie, czasami wesoło, czasami smutno, zawsze wzniośle, zawsze emocjonująco. To PZPN załatwił Polsce ten turniej, a piłkarz sprawili, że trwał on tylko kilka dni. PZPN sprawił, że pomalowany tłum wesoło zmierzał do stref kibica, a piłkarze sprawili, że wracał już smutny.

STAN EURO (8): Ogłupiały tłum krzyczy: – Dziękujemy! Hmm, nie ma za co!
Reklama

Jak przychodzi hydraulik i nie potrafi naprawić rury to nie staje nad nim rodzina i nie krzyczy mu do ucha: „dziękujemy, dziękujemy”. Byłoby miło, ale nikomu zdrowemu psychicznie podobne zachowania nie przychodzą do głowy. Z kolei hydraulik nie mówi: – Tej rury nie naprawiłem, ale już we wrześniu przyjdę sprawniejszy w eliminacjach do nowej instalacji i mam nadzieję, że będziecie mnie dalej wspierać i że wtedy wykonam swoją pracę. Wierzcie we mnie!

Piłkarze mieli do wykonania pracę i ją spieprzyli. Była to praca dobrze płatna, w ciągu dziewięciu dni zarobili ponad 200 tysięcy złotych na głowę. Uff. Zarobili 200 tysięcy złotych na głowę za spieprzoną robotę, a ludzie krzyczą „dziękujemy”. To najlepsza fucha pod słońcem. Niektórzy tłumaczą, że dziękować trzeba, bo zawodnicy się starali. Moim zdaniem za 200 tysięcy złotych to łaski nie robili. I taka suma za nieskuteczne przecież starania nie należy do najmniejszych.

Reklama

Ale tłum dziękuje. OK, niech i tak będzie. Tolerancja na najwyższym poziomie. Boję się jednak, że to podziękowania wynikające tylko i wyłącznie z ignorancji. Ktoś mówi, że wreszcie nasza kadra w ostatnim meczu nie grała o honor, chociaż tym razem – ze względu na pozostałe wyniki – były to matematycznie niemożliwe, a i trzeba uwzględnić fakt, że losowani byliśmy z pierwszego koszyka, co nie zdarzało się wcześniej i co już się nie zdarzy. Porównania do drużyn, które najpierw musiały do wielkich imprez się zakwalifikować i które później trafiały na poważniejszych przeciwników są niesmaczne.

Teraz wszyscy się litują, mi to rybka, mogą się litować, gdyby chociaż wiedzieli, z jakiego powodu to robią. Tymczasem często ta litość wynika z niewiedzy albo z jakiegoś przekonania, że „tak pięknie walczyli” (kiedy?). Ja natomiast widziałem najgorszy turniej, jaki tylko mogę sobie wyobrazić. Turniej zmarnowanych szans. Błędy popełnił oczywiście trener, o czym pisałem w innym miejscu, ale koniec końców na boisko wybiegali ci właśnie nieporadni, a oklaskiwani przez wiernych fanów zawodnicy. Zbigniew Boniek mówi tak: – Nigdy w życiu nie miałem wrażenia, że wygrałem jakikolwiek mecz dzięki trenerowi, ale to działa w dwie strony. Nigdy nie miałem wrażenia, że przez trenera przegrałem. Zawsze największa zasługa lub największa wina jest po stronie zawodników. Nawet jeśli trener trochę przeszkadza.

* * *

Aferę biletową postanowił rozkręcić Jakub Błaszczykowski, ale szybko został spacyfikowany przez Grzegorza Latę – że Kuba dostał jedenaście biletów na mecz i ciągle mu mało. Wojtek Kowalczyk wesoło mnie pyta, czy nasi kadrowicze są z Etiopii, że jedenaście biletów dla rodziny im nie starcza, więc mu odpowiadam: na razie żadnego z Etiopii jeszcze nie mamy, ale wkrótce – kto wie!

Czasami jak słucham Błaszczykowskiego to mam wrażenie, że zalicza się do ludzi, o których mawiam „głupio-mądry”. Czyli jak się odezwą to niby wszystko się zgadza, niby jest przecinek gdzie trzeba, niby zdanie ma sens, ton głosu też świadczy o dużym przywiązaniu do własnych sądów, ale jak się głębiej nad tym wszystkim zastanowić to wypada złapać się za głowę. Kuba za dużo mądruje, za dużo poucza, za dużo moralizuje. Jak mam wybierać to wolałbym, żeby więcej biegał.

Kto mówi prawdę – Błaszczykowski czy Lato – nie wiem. Poprosiłem Tomka Ćwiąkałę, by zadzwonił do dyrektora kadry Konrada Paśniewskiego, czyli gościa, którego psim obowiązkiem jest załatwianie spraw biletowych. Paśniewski okazał się niewychowanym bucem i rzucił słuchawką. Być może nie mógł rozmawiać, bo znowu całym sobą żuł gumę, jak kiedyś podczas losowania grup – kiedy jego poruszająca się od lewej do prawej żuchwa zawładnęła transmisją telewizyjną. W każdym razie doświadczenie podpowiada, że każdego buca można nauczyć kultury, ale życzymy panu Paśniewskiemu, by nie załapał się na nasz darmowy kurs.

* * *

Na Weszło były noty dla reprezentantów za cały turniej. Wszyscy eksperci – czyli ludzie z doświadczeniem wyniesionym z boiska – powtarzają, że najgorszym piłkarzem był Ludovic Obraniak. W „Cafe Euro” w Polsacie Boniek i Prusik stwierdzili, że ze względu na tego piłkarza zespół Smudy grał w dziesiątkę. Wielu czytelników Francuza jednak broni, niektórzy wspominają coś o otwierającym podaniu przy golu Błaszczykowskiego z Rosją. Ha! Dobre, otwierające podanie. A kto zanotował otwierające podanie przy golu Maradony z Anglią?

Niektórzy ciągle chcą czytać tylko to, co sami sądzą. Wtedy to jest mądre. Ale gdybyście mieli czytać to, co sądzicie, to byłaby to strata czasu, prawda? Tu raczej macie przeczytać coś, czego nie wiedzieliście, ale za moment się dowiecie. No więc – Obraniak był najgorszy. Już wiecie. Możecie podziękować za garść fachowych informacji na temat futbolu.

* * *

Po meczu z Czechami niektórzy dziennikarze pytali zawodników: – Czy chcielibyście, by Smuda dalej pracował? To najgłupsze pytanie, jakie można zadać, ponieważ w żaden sposób nie zbliża do prawdy. Piłkarze nie są idiotami, zawsze odpowiedzą „tak”, bo przecież nigdy nie wiadomo, co się za chwilę wydarzy. Nikt nie będzie palił mostów dla efektownych nagłówków w gazecie. A jak Franek zostanie? To przecież pamiętliwy typ. Dlatego zawodnicy mówili „tak, tak”, a ich miny – „nie, nie”.

W zasadzie to dziennikarze też mają podobną taktykę. Z reguły na wszelki wypadek chwalą, bo nigdy nie wiadomo, co będzie dalej. Z chwalenia można się błyskawicznie wycofać i przejść do ofensywy, natomiast wykonać manewr w drugą stronę – od krytyki do pochwał – już trudniej (bo wszyscy obrażeni, potem uważają, że chcesz wejść w dupę i podczepić się pod sukces).

„Przegląd Sportowy” już ze dwa lata udaje, że Franciszek Smuda to świetny trener, więc jestem bardzo ciekaw poniedziałkowego wydania. Za chwilę zaczną wycofywać się kolejni ślizgacze, którzy nadskakiwali „Franzowi”, przewiduję, że pierwszy ostrą woltę wykona Romek Kołtoń (ma w tym doświadczenie). Póki co, sygnał do zmiany frontu dał menedżer-poseł Cezary Kucharski, który dość obrzydliwie nadskakiwał Frankowi w czasie trwania Euro 2012 (mlask, mlask), a jak już z Czechami kadra zanotowała porażkę to jakże odważnie ogłosił, że taktyka wybrana przez szkoleniowca była do bani.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama