Kozaki i patałachy dziesiątego dnia turnieju: wielki Ronaldo i mały Nani

redakcja

Autor:redakcja

18 czerwca 2012, 10:48 • 4 min czytania

Nie trzeba chyba wiele tłumaczyć. Kto zasłużył na pochwałę, błysnął formą, kto nas pozytywnie zaskoczył, a kto dał dupy po całości… Nominacje w dwóch kategoriach, jak w tytule: kozaków i patałachów dziesiątego dnia turnieju. Tym razem na najwięcej miejsca zasługują Portugalczycy i Niemcy.
KOZAKI

Kozaki i patałachy dziesiątego dnia turnieju: wielki Ronaldo i mały Nani
Reklama

Cristiano Ronaldo

Reklama

Tak, to było właśnie to! W końcu zagrał tak, jak się od niego oczekuje. W końcu zaprezentował tyle, ile potrafi. W końcu może zejść z boiska z podniesioną głową, nie wkurzać się o kolejne okrzyki „Leo Messi!” i odpowiedzieć całemu światu w najlepszy możliwy sposób: spójrzcie, kto strzelał gole. Dziś zobaczyliśmy wielkiego Ronaldo. Gdyby miał trochę więcej szczęścia, to jednym meczem wywalczyłby sobie pierwsze miejsce w klasyfikacji strzelców. Dwa razy trafił do siatki, ale dwa razy trafił też w słupek i kilka razy zatrzymał go bramkarz. Wypracowywał sytuacje kolegom, ale też i samemu sobie. To był jego wieczór. To był jego show!

Dwukrotnie umieszczaliśmy Cristiano Ronaldo wśród patałachów – po meczu z Niemcami trochę na wyrost do spółki z Nanim – ale właśnie dziś poznaliście odpowiedź, dlaczego. To był wreszcie ten Cristiano z Realu, ten przez wielu uważany za najlepszego piłkarza świata. I to jest jego normalny, jakże wysoki poziom.

Lars Bender

Niemiecka prasa nie dawała mu przed turniejem wielkich szans na zaistnienie. Raczej traktowała jak turystę, który przywiezie z Polski kilka pamiątek. Już wiemy, że najcenniejszą z nich będzie wczorajszy występ przeciwko Duńczykom, uwieńczony zwycięską bramką. Piłkarz Leverkusen wydaje się teraz faworytem do występu w ćwierćfinale, choć ma na koncie najmniej występów ze wszystkich powołanych w Nationalmannschafcie. Wczoraj zaliczył dopiero dziewiąty występ u Loewa, ale zasłużył na taką samą notę – również dziewiątkę.

Lukas Podolski

Za kilkanaście lat usiądzie na bujanym fotelu i opisze ten występ wnukom. Czeka go bowiem niewiele piękniejszych kamieni milowych w karierze, bo wczoraj zaliczył setny mecz w kadrze i zdobył 44 bramkę. Fenomenalny, godny podziwu bilans. W rezultacie pozwalający zapomnieć o wszystkich cierpkich słowach, jakie Podolski usłyszał pod swoim adresem po bardzo przeciętnych występach z Portugalią i Holandią. Odrodzony powinien grać już tylko lepiej, czyli właściwie jak całe Niemcy.

PATAفACHY

Nani

W cieniu Cristiano Ronaldo, w meczu z Holandią nie dawał tej drużynie choćby jednej trzeciej, co on. Fakt, zaliczył kapitalną asystę przy golu na 2-1, ma swój skład w zwycięstwo, ale to, co zrobił w 72. minucie woła o pomstę do nieba. Po świetny podaniu CR7 wszerz bramki, Nani – mając praktycznie całą odkrytą bramkę – z pięciu metrów… trafił w golkipera Holendrów. Jakim cudem? Nie wie on, nie wie bramkarz, nie wie nikt. I za ten jeden strzał właśnie należy mu się miejsce wśród patałachów. Miejsce pierwsze, dodajmy.

Robin van Persie – Klaas-Jan Huntelaar


van Persie

Dwaj królowie strzelców jednych z najmocniejszych lig na świecie, kolejno: angielskiej i niemieckiej. Napastnicy, którzy w samych krajowych rozgrywkach w minionym sezonie zdobyli 62 bramki. Trener Bert van Maarwijk nie miał pomysłu, jak ich dwóch zmieścić w pierwszym składzie. Dopiero teraz, gdy Holendrzy znaleźli się pod ścianą, wystawił z przodu najlepszy duet w Europie. Efekt? فącznie oddali jeden celny strzał. JEDEN! Równie dobrze mogli grać bez napastników.

Gregory van der Wiel – Jetro Willems


Willems

Ten pierwszy to ta perełka Ajaxu, warta 12 milionów euro, którą chce Real, tak? Cristiano Ronaldo po swojej stronie przeciwnika nie miał – tam stał tylko pachołek. I ten pachołek Portugalczyk co chwila wkręcał w ziemię, robił z nim co chciał. Przy bramce decydującej van der Wiel wylądował na ziemi, dokładnie tak, jak wczoraj Marcin Wasilewski. 18-letniego Willemsa można jeszcze jakoś tłumaczy, że młody, że niedoświadczony, że to jeszcze nie ten rozmiar kapelusza. Miał spory udział przy pierwszym golu dla Portugalczyków i dopisało mu spore szczęście, że nie wyleciał z boiska za czerwoną kartkę. W pewnym momencie puściły mu bowiem nerwy, zaatakował rywala wślizgiem od tyłu i powinien grę kolegów oglądać z boku. Jedno jest pewne, tak wielka impreza przerosła i jego umiejętności, i psychikę.

Christian Eriksen

Pora rozliczyć się z kolejnym nastoletnim gwiazdorem Ajaksu, który przed turniejem wyglądał na największą broń Duńczyków. Faza grupowa pokazała, że chodziło o broń-niewypał, bo Eriksen zawiódł we wszystkich trzech spotkaniach. A kiedy jego straty w środku pola zaczęły się robić zbyt kosztowne, Morten Olsen przesunął go na skrzydło. Z jeszcze gorszym efektem – 20-latek był na tyle niewidoczny, że komentatorzy TVP zaczęli niebezpiecznie często się przejęzyczać i nazywać go „Eriksonem”. Jedno z większych indywidualnych rozczarowań turnieju.

PT, FK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama