Tym razem czas na odrobinę łagodniejsze opinie na temat reprezentacji PZPN. Były obrońca reprezentacji, a obecnie ekspert Polsatu najbardziej za porażkę obwinia ekipę odpowiedzialną za przygotowanie fizyczne.
W porównaniu do Wojtka Kowalczyka lub Tomasza Hajty wypowiadał się pan na temat reprezentacji po pierwszych meczach dość łagodnie. Coś od tego czasu się zmieniło?
Domyślam się, że na pięć minut po meczu większość opinii będzie podsycona emocjami. Szkoda tego awansu, bo Czesi byli spokojnie w naszym zasięgu. Ale widzieliśmy dobre pół godziny dobre w wykonaniu Polaków, a im dłużej trwał mecz, tym gorzej to wyglądało.
Drużyna, która gra trzy razy dobre 30 minut na turnieju, a potem tylko się snuje, nie ma prawa awansować do ćwierćfinału.
Cały czas mam wrażenie, że popełniono błędy w przygotowaniu fizycznym. Nie było luzu, chęci gry, swobody w bieganiu. Wszystko było „na żyle”, na wyciśniętym do maksimum organizmie. Nie wiem, jak dokładnie pracowała ta grupa trenerów od przygotowania fizycznego, ale wydaje mi się, że właśnie tu leży pies pogrzebany. Przy takiej drużynie bazą, na której można opierać wiarę w awans z grupy, powinno być właśnie przygotowanie fizyczne. Tylko dzięki temu można ukryć inne słabości. A skoro ta baza została zachwiana – wyglądało to, jak wyglądało.
Piłkarze już w trakcie przygotowań, np. w osobie Marcina Wasilewskiego, narzekali, że pracują dużo ciężej niż przed czterema laty w Austrii. A po porażce na tamtym Euro winą w dużej mierze obarczono Mike’a Lindemanna, czyli właśnie trenera od przygotowania fizycznego. Nie wyciągnięto wniosków?
Możliwe, ale to tylko spekulacje, bo nikt z nas nie zna dokładnie planów przygotowań. Ale zastanówmy się, tak na chłopski rozum – wiemy, jaki jest rozkład jazdy na Euro. Pierwszy mecz – piątek, drugi – wtorek, trzeci sobota. Tydzień! I za kilka dni ćwierćfinał, czyli praktycznie półtora tygodnia. Trzeba się przygotowywać przez trzy tygodnie do półtoratygodniowego cyklu meczowego? Przecież to bardzo krótki okres, a piłkarze czują w nogach sezon. Przygotowania przerosły cały turniej…
Kto pana zawiódł najbardziej z piłkarzy?
Piszczek. Strasznie wypadł! W ogóle cała ta prawa strona… Bramka z Rosją zaciemniła tylko obraz. Od Piszczka i Błaszczykowskiego można było oczekiwać, że wezmą na siebie dużo większy ciężar gry. Kuba pojawiał się początkowo w meczu z Grecją, a później go w zasadzie już nie było. Do tego dołożyła się słabsza dyspozycja pozostałych zawodników, którzy z minuty na minutę umierali. Gdybyśmy zagrali cały mecz z Czechami, jak początkowe trzydzieści minut, to dziś bylibyśmy w zupełnie innych nastrojach. Bo naprawdę stać ich było na zwycięstwo, nie mamy przecież złych piłkarzy.
Tylko nie mamy trenera.
Już nie chodzi o trenera, to bardziej skomplikowana sprawa. Błąd Franka polegał na tym, że za bardzo zawierzył grupie, która przygotowywała piłkarzy. Nie wiem, czy to był najlepszy moment na taki amerykański trening polegający na budowaniu dynamiki siłowej z tymi wszystkimi gumami i obciążeniami. Takie przygotowanie byłoby lepsze na dłuższym dystansie czasowym.
Co dalej z reprezentacją? Smuda daje do zrozumienia, że odchodzi, a Lato mówi, że będzie z nim negocjował przedłużenie kontraktu.
Nie wiem… Na razie jest za wcześnie na rzucanie nazwiskami następców. Trzeba do tego podejść ostrożnie i nie podejmować decyzji na hura, pod wpływem złości.
A może trzeba być optymistą? Może porażka na Euro sprawi, że w końcu zmieni się ekipa rządząca polską piłką?
Można być optymistą… Piłkarzy mamy dobrych, jest kilku perspektywicznych chłopaków. Trzeba próbować dalej. Za dwa lata kolejne mistrzostwa, taka kolej rzeczy. Mamy wysokie oczekiwania, jasne, że fajnie byłoby, gdybyśmy awansowali, ale obok nas płaczą już Rosjanie, a zaraz zapłakać mogą Holendrzy.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA