Fart? Nos? A może wreszcie to, czego brakowało Anglikom przez całe wieki, czyli pokora i skromność? Już przed turniejem pisaliśmy, że zawodnicy, media, eksperci i całe środowisko piłkarskie na Wyspach Brytyjskich jest bardzo ostrożne – nie trąbi na lewo i prawo o wygórowanych ambicjach (czasem to i owo wymsknęło się Hodgsonowi), nie chełpi się swoimi gwiazdorami. Niektórzy twierdzili, że bez tradycyjnej presji, Anglicy wreszcie w pełni rozwiną skrzydła.
I chyba faktycznie tak się stało. Reprezentacja, na którą wszyscy narzekali, Hodgson, który masowo powoływał ligowe niewypały z Liverpoolu, konflikt Terry’ego z Ferdinandem, kontuzje, foch Richardsa, pauza Rooneya – lista problemów Anglii był dłuższa niż kita symbolu ich nieporadności, Andy’ego Carrolla. Tymczasem to właśnie on wczoraj poszybował gdzieś wysoko ponad głowami obrońców i wykończył strzałem milimetrowe dośrodkowanie innego krytykowanego zawodnika, Stevena Gerrarda. Okazało się, że kluczem do zwycięstw nie jest upchanie w środku Gerrarda, Lamparda, Carricka i Hodgson jeden wie kogo jeszcze, ale pozostawienie pola dla legendy The Reds. Wyjaśniło się, że obrona nie musi być budowana od Rio Ferdinanda, jeśli bez niego będzie stanowiła trwalszy monolit. Wreszcie okazało się, że Wayne Rooney może bić brawo swoim kolegom nie tylko za walkę, czy za zaangażowanie, ale również za niesamowite gole, jak uderzenie piętą Welbecka.
Świetny Walcott, bardzo pracowity Johnson, potężni i wygrywający pojedynki główkowe Carroll (z przodu) i Terry (z tyłu), do tego profesor Gerrard i uzupełniający go Scott Parker. W bramce zaś niesłychanie pewny (co by było, gdyby mieli go dwa lata temu zamiast Greena?) Joe Hart. W Anglii na pochwałę zasłużył właściwie cały skład, choć na dobrą sprawę to dopiero pierwszy krok – meczem o wszystko będzie bowiem ostatnie spotkanie z Ukrainą.
Na uwagę zasługuje również gra Szwedów – cofnięty Zlatan momentami sprawiał wrażenie bezradnego – najchętniej sam chciałby wykończyć własne podania spoza „szesnastki”. Wyśmienicie grał Källström, ale gdy dostał patelnię w końcówce posłał piłkę gdzieś w niebo, niesamowicie groźny w powietrzu był Mellberg, ale miał wyraźne problemy z realizacją zadań defensywnych. Szwecja grała efektownie, ale to nie wystarczyło – w efekcie żegna się z turniejem. To jednak będzie trochę nie fair, że do drugiej rundy będą mogli awansować kaleczący futbol Czesi, czy Holendrzy, a odpadnie Ibra i spółka. Po tym kto odpada, poznaje się doskonale siłę całej grupy i na chwilę obecną to właśnie grupa D zdaje się być grupą śmierci. Kto polegnie następny? Patrząc na autentyczną radość, jaką sprawiała Anglikom wczorajsza gra w piłkę, ciężko uwierzyć, by to oni mieli się pakować po ostatnim meczu…
JAKUB OLKIEWICZ