Ciężko jest dziś znaleźć kogoś z futbolowym nazwiskiem, kto przyjedzie przeciąć wstęgę i napić się przy okazji na bankiecie szampana. Wiadomo – każdy organizator, chciałby aby jego nożyczki trzymał ktoś wyjątkowy, ktoś z górnej półki, ktoś kto przyciągnie zainteresowanie mediów. Tym bardziej jeśli impreza dotyczy tak ważnej sprawy, jak historia europejskiej piłki wypadałoby, żeby otworzył ją i reklamował swoim nazwiskiem jakiś wielki piłkarz. Ewentualnie bardzo dobry lub bardzo znany.
Z takim podejściem wystartowali organizatorzy uroczystego otwarcia wystawy „Only a Game” we Wrocławiu. Jest to przenośna ekspozycja, utworzona kilka lat temu przez UEFA, w której skład wchodzi setka przedmiotów związanych z historią europejskiego futbolu. Otworzyć i zaprosić wrocławian do oglądania kolekcji miał początkowo Michel Platini, ale chyba w ogóle zapomniano go o tym poinformować, bo okazało się, że ma zupełnie inne plany. Później próbowano ratować się Lilianem Thuramem, którego przyjazd także nie został stuprocentowo potwierdzony i nie wiadomo czy się pojawi.
O ile sprowadzenie tych dwóch piłkarzy miałoby sens, o tyle logiczne myślenie organizatorów w tym momencie się urywa. W akcie desperacji postanowili bowiem jako gwiazdę, mającą uświetnić imprezę otwarcia, ściągnąć… Eugena Polanskiego.
Rozumiemy, że gonił ich czas, że byli pod murem, że może przełożeni wydzierali się nad biurkiem, że mają na gwałt ściągnąć jakiegoś piłkarza, ale czym kierowali się, wybierając Polanskiego? Historię tego wyboru naprawdę ciężko zrozumieć…
Nie jest to wybitny piłkarz. Nazwisko ma znane tylko dlatego, że takie samo ma Roman – reżyser. Nie jest też na pewno gwiazdą, a już na pewno nie można powiedzieć, że jest ulubieńcem kibiców. Jedynym jego atutem jaki nam przychodzi do głowy, może być fakt, że nie jest Polakiem, a założenie mogło być przecież takie, że ma to być piłkarz zagraniczny. Bo jeśli nie, to wolelibyśmy choćby Łukasza Trałkę.
TOMASZ KWAŚNIAK