Jeśli wziąć pod uwagę same mecze w lidze, Legia wygrała jeden z ostatnich sześciu. Cały smaczek dziś polega na tym, że było to spotkanie z Ruchem. Generalnie, legioniści na finiszu sezonu wyglądają, jakby koniecznie chcieli wypuścić z rąk któreś trofeum. Szczególnie po mistrzostwo zmierzają typowo po polsku, czyli niespiesznie i nieudolnie, stawiając najpierw krok do przodu, a potem robiąc dwa do tyłu. Dzisiaj mają szansę poprawić sobie humory Pucharem Polski w Kielcach. Cztery lata temu, jeszcze za kadencji Jana Urbana, zdobyli go po 120-minutowym maratonie w Bełchatowie, przerywanym burdami kibiców. Przed rokiem w pamiętnej Bydgoszczy – i znowu w rzutach karnych – pokonali Lecha, ratując nie tylko cały sezon, ale i pewnie posadę Skorży.
Dzisiaj jego sytuacji nie sposób porównywać z tą z zeszłego roku, choć przełom kwietnia i maja przyniesie cztery mecze, z których najłatwiej będzie go rozliczyć. Skorża, ze świeżo podpisanym aneksem do umowy, ma apetyt na podwójną zdobycz. Przekonuje, że zwycięzca finału z Ruchem dostanie turbodoładowanie na finiszu ligi, a jednocześnie mówi, że trudniejszy do wygrania będzie właśnie puchar. Z jednej strony, margines błędu jest faktycznie minimalny – dziewięćdziesiąt, góra sto dwadzieścia minut, w których wszystko może się zdarzyć. Z drugiej, polskim zespołom zdecydowanie łatwiej nie zawieść w jednym, konkretnym meczu. Przy serii trzech kolejnych zwykle pojawia się już problem.
Trudno się spodziewać, by Ruch rzucił się w Kielcach do zdecydowanych ataków, ale grając uważnie, może trochę kunktatorsko, ma dosyć argumentów, żeby Legię nastraszyć. Bez wykartkowanego Piecha, za to z Jankowskim i gotowymi do poniesienia się z ławki Abbotem i Niedzielanem. Jeśli przez cały sezon atutem „Niebieskich” był kolektyw i solidna, zgrana banda, właśnie tym razem – z racji zapowiadanych absencji – powinni pokazać, że potrafią sobie radzić, gdy z tej równej układanki wypada kilka klocków.
Trzeba oddać, że Ruch nadspodziewanie dobrze odnalazł się w sytuacji, w jakiej nie był od niepamiętnych czasów. Kiedy gra o poważne cele i od każdego meczu zależy więcej niż tylko to, gdzie danego dnia trafią trzy punkty. Drużyna Waldemara Fornalika radzi sobie z tą presją, a przy tym po cichu musi być niezwykle głodna sukcesu, bo – poza wąską grupą krakowską – w składzie trudno znaleźć ludzi nasyconych jakimś poważnym sportowym osiągnięciem.
Jeszcze dwa tygodnie temu Legia wygrała z Ruchem 2:0, ale nie zapominajmy, że przez większość czasu, szczególnie w pierwszej połowie, rozgrywała partię szachów. I to takich, w których nie udaje się zbić przeciwnikowi nawet najmniejszego pionka. Wtedy miała za sobą znane boisko, atmosferę swojego stadionu i całą tę otoczkę. Dzisiaj w Kielcach ściany nie będą już tak sprzyjać. Nawet jeśli w drodze „losowania” to Legię wybrano gospodarzem, co w praktyce zawiesiło wyjazdowy zakaz nałożony na jej kibiców.
Oczywiście, jak co roku, zamiast medialnej pompy, pełnej wyczuwalnego prestiżu, czeka nas dziś lekko prowincjonalny festyn. W środku tygodnia, byle tylko wcisnąć w terminarz i jeszcze znaleźć chętnego, który go zorganizuje. W sumie – żadna to nowość, można się przyzwyczaić. Sprawę ratuje przynajmniej układ tabeli, który sprawia, że cała ligowa czołówka patrzy dziś i kalkuluje. Kto wygra? Kto zyska, a kto straci? Ile potrzeba, by dostać się do pucharów i jak planować wakacje?
Znaków zapytania pojawia się całe mnóstwo, a fakt, że tak trudno wskazać faworyta, znacznie lepiej świadczy – mimo wszystko – o Ruchu niż jego rywalu.
BET-AT-HOME: Legia – Ruch 1×2 1.90 – 3.15 – 3.60
BETCLIC: Legia – Ruch 1×2 2.00 – 3.10 – 3.50
EXPEKT: Legia – Ruch 1×2 1.95 – 3.10 – 3.60