Wrzutka do Bońka: o Legii, Smudzie, Greniu, klątwie i agentach w 1986 roku

redakcja

Autor:redakcja

20 kwietnia 2012, 17:16 • 8 min czytania

Trwa najdłuższy w dziejach wywiad ze Zbigniewem Bońkiem. Tydzień w tydzień możecie przesyłać pytania na adres [email protected]. Zawsze zadamy minimum dziesięć! Zapraszamy do najnowszego odcinka „Wrzutki do Bońka”.

Wrzutka do Bońka: o Legii, Smudzie, Greniu, klątwie i agentach w 1986 roku
Reklama

Maniek: Kogo uważa Pan za najlepszego bramkarza w „swoich” latach? Dino Zoffa ze „swojego” Juve czy naszego Józefa Młynarczyka? A może to inny golkiper robił na Panu większe wrażenie? Pozdrawiam.

– Było kilku niezłych bramkarzy w moim okresie, na pewno Młynarczyk należał do najlepszych. Wrażenie robili Pfaff, Dasajew, kilku innych… Dino z racji, że był Włochem, miał już 40 lat, ogromne sukcesy za sobą, występował w wielkim Juventusie, uważany był za jednego z najlepszych na świecie, ale mi się wydaje, że pokonanie Młynarczyka było dla napastnika zadaniem trudniejszym niż pokonanie Dino.

Reklama


Max: Kiedyś powiedział Pan takie słowa: „W przyszłości Legia powinna należeć do 20-30 najlepszych klubów Europy bo ma szalony potencjał”. Dlaczego Legia ma zostać jednym z wielkich zespołów, jeśli jest tak wiele klubów z lepszymi szkółkami, większymi i pełnymi co mecz stadionami i grających w lepszych ligach? Wydaje mi się, że mimo wszystko większość zespołów z Premier League, Bundesligi, Primera Division ma dużo większy potencjał niż Legia. Trzeba też pamiętać, że we Francji powstaje wiele nowych stadionów na Euro, nie wspominając już o Rosji gdzie wszystkie kluby w lidze będą miały stadiony powyżej 40 tys. miejsc, a w tym momencie Rosji chyba tylko tego brakuje żeby stać się potęgą.

W sporcie zawsze jest system naczyń połączonych. Nie może być jeden klub, który przerasta wszystkie inne o 300 procent. Dlatego też mieliśmy Wisłę Cupiała, która potrafiła wygrywać w lidze jak chciała, ale nie była w stanie awansować do Ligi Mistrzów. Uważam, że przy wzroście naszej ligi to Legia – jako klub ze stolicy, gdzie są wszystkie centrale firm, gdzie są zakłady, gdzie żyje dwa miliony ludzi – ma podstawy do tego, by mierzyć najwyżej. Jednak nie może być tak, że będzie rosła Legia, a nie będzie rosła Jagiellonia, Widzew, Lech, Cracovia czy Wisły. Legia będzie tylko wówczas potężna, jeśli spotężnieją wszyscy jej przeciwnicy.

Lukasz-osa: Chciałbym się dowiedzieć jak ocenia Pan Franciszka Smudę. Czy rzeczywiście jest to taki Dyzma czy też może ktoś kogo logikę zrozumieją dopiero następne pokolenia (hehe :P)? Według Oresta Lenczyka Smuda nie ma żadnego przygotowania merytorycznego by być dobrym trenerem (wywiad z Lenczykiem z Waszej strony, w którym opowiada on, iż Smuda nie potrafił wystać przy innych trenerach podczas rozmów dłużej niż 10 minut, gdyż te go bądź nudziło bądź po prostu ich nie rozumiał), warto tu wspomnieć również o niepewnym wykształceniu obecnego trenera reprezentacji (mam tu na myśli maturę czy też jej brak) oraz to jak w kilku wywiadach z różnymi piłkarzami podkreślają oni, iż jedyną motywacją Smudy przed meczem było rzucanie przekleństw na prawo i lewo (swoją drogą mogą to być jedyne słowa języku polskim, które umie poprawie odmienić :P). Liczę na szczerą odpowiedź, proszę się nie obawiać, podobno Smuda nie ma menadżera więc nie powtórzy się historią z Kucharskim.

Za niecałe dwa miesiące mamy Euro 2012. Jest taki dobry zwyczaj mówiący o ciszy wyborczej. Myślę, że w przypadku Franka Smudy też taka cisza wyborcza by się przydała, chociaż nie wiem, czy redakcja Weszło się ze mną zgodzi. Oczywiście, na Franka spadło wiele krytyki, ale trzeba przyznać, że to on sam dostarczał powodów, by go krytykować. Jeśli przeczytamy wywiady z nim z czasów gdy nie był selekcjonerem i porównamy z tym, co ostatecznie zrobił – bilans nie będzie dla niego korzystny. Problem jest natomiast inny. Co jest siłą Smudy? Boisko. Na czym wykłada się Smuda? Na wszystkim, co boiska nie dotyczy. Moim zdaniem ktoś powinien odciążyć go z wszelkich wypowiedzi, które nie dotyczą bezpośrednio sfery sportowej. Wyszłoby to z korzyścią dla naszego trenera.

Lenczyk może i ma rację, co do warsztatu Smudy – tego nie wiem, bo nigdy ze Smudą nie pracowałem. Natomiast nigdy nie słyszałem, żeby we Włoszech jeden trener wypowiedział się o drugim w taki sposób. Kończąc ten temat – myślę, że Franek jest trenerem wymagającym i ma szczęśliwą rękę. Już Napoelon mówił: od dwóch dobrych generałów wolę jednego, który ma szczęście.


Damian: Po internecie krąży kultowe już nagranie, w którym wyśmiewa Pan Kazimierza Grenia jako kandydata na dyrektora reprezentacji, ostatnio widziałem jednak materiał w którym Greń dosyć ciepło się o Panu wypowiadał, a nawet proponował Pana osobę jako kandydata na prezesa PZPN. Jakie są obecnie Panów relacje? Czy możliwa jest „koalicja” z Panem Greniem po to aby zluzować Grzegorza Latę na stanowisku prezesa PZPN? Pozdrawiam!

Nie, absolutnie nie ma takiej możliwości, żebym ja z kimkolwiek zawierał koalicję. Wiedziałem, z jaką ideą idę do wyborów w PZPN, wiedziałem, co i jak chcę zmienić. Jednak żeby to zrobić, trzeba mieć poparcie ludzi, którzy na sali podnoszą rękę. Nie wydaje mi się, żeby moją rolą było zawieranie jakichś koalicji, ponieważ one później sprowadzają się do odpłacania w tej czy inny sposób za głosy. Nigdy nie byłem i nie będę niczyim zakładnikiem.

A co do Kazia – miałem i mam z nim przyjemne kontakty, bo to przyjemny chłop, ale czasami można się pośmiać. Kiedy powiedział, że chce być dyrektorem reprezentacji jak Oliver Bierhoff w Niemczech to był to właśnie moment, żeby poszydzić.


Tomek_Zajc: Czy za Pana czasów grania w piłkę dzienikarze/komentatorzy też tak skupiali się na pracy arbitra w trakcie i po każdym meczu? Czy też raczej bardziej obchodziła ich gra zawodników i przebieg meczu?

Bardziej interesowała ich gra zawodników, ale to była inna rzeczywistość. Dzisiaj komentator uzbrojony jest w przeróżne powtórki i to go nakręca do wytykania błędów arbitrom. Kiedyś takich możliwości technicznych nie było, więc siłą rzeczy gdzie indziej kierowana była uwaga. Muszę jednak przyznać, że coraz częściej mnie to śmieszy. Zatrzymuje się akcje, powiększa, pokazuje 20-centymetrowego spalonego, tylko że to wszystko widać w telewizji, a nie na boisku. Ł»aden arbiter nie wygra z technologią. Dlatego – trochę więcej wyrozumiałości. Zamiast przyglądania się, czy ktoś kogoś tam jednak zahaczył nogą, czy jednak nie, a wszystko to w zwolnionym tempie – patrzmy jak grają piłkarze.


Dominik Machniewicz: Przypomniała mi się Pańska wypowiedź po MŚ w Meksyku, zdaje się, że brzmiała ona „cieszcie się z tego co jest bo takiej reprezentacji nie będziecie mieli przez najbliższe 20 lat”. Potem, gdy nastąpiły lata „posuchy” został Pan okrzyknięty prorokiem, ukute zostało nawet sformułowanie „klątwa Bońka”. Pytanie: skąd wówczas miał Pan tę pewność, co takiego zaważyło na tym, że zdecydował się Pan na TAKIE słowa? A może było to spontanicznie rzucone zdanie pod wpływem impulsu – rodzaj odpowiedzi na falę krytyki, która wówczas spadła na ówczesną reprezentację?

Na pewno nie była to żadna klątwa. W 1986 roku odchodzili z reprezentacji pewni ludzie, którzy troszczyli się o nią, nadawali jej pewien rys klubowy. Było wiadomo, kto stoi na bramce, kto gra w obronie – i tak dalej. Do głosu zaczynała dochodzić młodzież, dobra, uzdolniona, ale jednak widać było, że ciężko będzie nad tą młodzieżą zapanować. Nie sądziłem jednak, że skala kryzysu będzie aż tak wielka. Przecież od drugiej połowy lat 80. Polska miała świetnych zawodników – że wymienię tylko Wdowczyka, Kubickiego, Prusika, Tarasiewicza, Urbana, Ziobera, Dziekanowskiego, potem Koseckiego, Kowalczyka… Spodziewałem się problemów, ale nie aż takich, sądziłem, że nie damy się dogonić takim krajom jak Dania, Finlandia czy Cypr. Przecież kiedyś z taką Danią czy Finlandią to w ogóle nie były mecze, tylko spacerki. A później…

Problem polegał na tym, że tą reprezentacją nie miał kto zarządzać, wszystko coraz bardziej opierało się o bar, a nie o boisko i ciężką pracę. Po meczu z Irlandią, za trenera فazarka, powiedziałem mu grzecznie: – Dziękuję, do widzenia, to już mi nie sprawia przyjemności. Bo wtedy to do kolacji jak wziąłem kawę to zostałem sam:) Oczywiście, nie ma nic złego w tym, żeby się pobawić, ale chodzi o to, żeby najpierw przypilnować boisko, sprawić, żeby tam wszystko funkcjonowało, a dopiero potem organizować czas wolny.


Roman Sobieszczański-Pasztęski: Po spotkaniu Polska – ZSRR na mistrzostwach świata w Hiszpanii wymienił się Pan koszulką z jednym z piłkarzy radzieckich. Chwilę później w tej koszulce wystąpił Pan w pomeczowym studiu Telewizji Polskiej. Wtedy w Polsce trwał stan wojenny. Abstrahując od faktu, że nie powinno się mieszać sportu do polityki, czy słyszał Pan później głosy dezaprobaty z tego powodu?

Nie, nikt mi niczego nie powiedział. Dla mnie sport to sport, nie lubię jakichkolwiek innych sprzężeń. Wymieniłem się koszulką z Sergiejem Baltachą i od razu poszedłem do telewizji, zdążyłem tylko założyć klapki. Miałem satysfakcję, że jestem w posiadaniu „łupu”, czyli mam koszulkę drużyny, którą sprowadziliśmy do parteru.


Staron3: Co pan sądzi o metamorfozie Zagłębia Lubin w rundzie wiosennej Ekstraklasy? Czy jest pan zwolennikiem zatrudniania zagranicznych trenerów? Jak skomentuje pan posadzenie na ławce zdolnego Woźniaka kosztem nieskutecznego Sernasa?

Woźniak zdaje się być dobrym, utalentowanym zawodnikiem, ale Sernas też potrafi sporo dać drużynie. Nad tym, kto ma grać czuwa trener i nie mam zamiaru się mądrzyć i udawać, że z dystansu widzę wszystko lepiej niż Hapal, który obserwuje piłkarzy podczas każdego treningu. Warto pogratulować temu szkoleniowcowi, bo wiosenne wyniki Zagłębia to na pewno efekt jego solidnej pracy (chociaż i słabości innych drużyn) , uporczywości i ta seria nie ma nic wspólnego z seriami niektórych drużyn dziesięć lat temu.


Kibic17: Zawodnikiem, któremu Edward Kudybiński (ppłk, esbek zabezpieczający operacyjnie pobyt polskiej ekipy w Meksyku – przyp. własny) poświęcił najwięcej miejsca, był Zbigniew Boniek. Jak pisał jego postawa miała >>negatywny wpływ zarówno na atmosferę wśród zawodników, jak i zapewne na osiągnięty ostateczny rezultat<<. Oficer SB zarzucał napastnikowi >>ustawienie<< trenera, >>zarówno co do treningów, meczów sparingowych i składu drużyny<< oraz poufne rozmowy z przedstawicielami Adidasa, w wyniku których miał otrzymać ok. 30 tys. marek niemieckich za występowanie na mundialu w butach tej firmy, mimo że w klubie grał w obuwiu Pumy. Boniek zawiódł też podpułkownika tym, że zamiast być liderem drużyny, wykazywał >>całkowity brak zaangażowania w walce sportowej<<. Według Kudybińskiego "w obawie przed bójką z kolegami z Guadalajary poleciał prosto do Włoch." Jak odniesie się Pan do fragmentów raportów znalezionych w archiwach tajnych służb PRL dotyczących m.in. Pańskiej osoby? Czy jako piłkarze reprezentacji zdawaliście sobie sprawę z obecności "tajnych" agentów w sztabie kadry? Czy w czasie pobytu w Meksyku miał Pan styczność z ppłk Kudybińskim i czy wiedział Pan czym on się zajmuje? I kto właściwie prowadził reprezentację w Meksyku? Piechniczek czy Boniek? 😉

Reprezentację na pewno prowadził trener Piechniczek, a ja służyłem mu pomocnym głosem, jeśli tego oczekiwał. Co do pułkownika – już przy wylocie z Polski wiedzieliśmy kim jest i w jakim celu z nami leci. Podoba mi się, że w raportach tak szczegółowo oceniał aspekty sportowe, żałuje, że wtedy nie miał śmiałości, by się odezwać, bo być może z jego pomocą poszłoby nam lepiej:)

Oczywiście, cały czas się z niego śmialiśmy, jak to się mówi – darliśmy łacha. Osobiście miałem do niego stosunek taki raczej studencki, czyli olewczy.

Jeśli chodzi o Adidasa – miał rację. Przedstawiciel tej firmy zgłosił się, bym grał w obuwiu tej firmy. Powiedziałem: – Przepraszam, jestem zawodowym piłkarzem, jak chcecie, żebym grał w waszych butach to musicie mi za to zapłacić. Wziąłem pieniądze i podzieliłem się z resztą drużyny, na koniec jeszcze zapłaciłem 10 000 marek za telefon, bo wszyscy chętnie dzwonili do kraju, ale zapłacić rachunku nie było komu.


(zgubiliśmy gdzieś autora): Premier po aferze „orzełkowej” powiedział, że skład PZPN’u w najbliższym czasie może się mocno zmienić. Mija kilka miesięcy a rewolucji (której notabene i tak się pewnie nikt nie spodziewał ) nie widać. Premier czeka na zakończenie Euro, czy były to tylko mocne słowa, które miały podkreślić sprzeciw rządu wobec takiego stanu rzeczy, czy zapowiedź czegoś „mocnego”? Czy nie myśli Pan, że w Polsce wszyscy przyzwyczaili się do tego, że działacze się nagrywają, składają sobie szemrane propozycje, pożyczają/wręczają (*niepotrzebne skreślić) koperty i chowają je w swoim sejfie na 90 dni i nawet rząd nie wie jak się za to wszystko zabrać? Czy to nie właśnie na taki sygnał czekaliśmy jak Euro w Polsce i na Ukrainie, aby coś (wszystko?) w tym naszym PZPN-nie zmienić?

Zgadzam się, że zapowiedzi były bujne, ale wydaje mi się, że rząd może w Polsce dużo, ale rząd nie może rozwalać demokratycznych struktur. Jest źle, bo zarząd PZPN nie wykorzystał okresu Euro 2012 do promocji piłki, do zmiany jej wizerunku i do wyprowadzenia tej dyscypliny na prostą, ale o roszadach w związku nie będą decydowali politycy, bo nie jesteśmy przecież Białorusią. Oczywiście, najlepiej gdyby odpowiedni ludzie zajmowali odpowiednie stanowiska i gdyby skończyła się ta przypadkowość ról. Nawet lubiana i szanowana przeze mnie pani minister Mucha jeśli zostaje ministrem sportu i na dzień dobry mówi, że nie zna się na sporcie to znaczy, że taka przypadkowość ról istnieje i rozchodzi się na niższe szczeble drabiny.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama