Wszystko determinuje wynik. Chwała Chelsea Londyn, że zdołała wygrać 1:0 z Barceloną, zrealizowała cel i ze środowego meczu wyciągnęła absolutne maksimum. Chętnie jednak włączę się do pełnej emocji dyskusji na temat tego spotkania, zwłaszcza że nie wszystkie głosy rozumiem.
1. Bardzo wiele osób chwali taktykę Chelsea. Moim skromnym zdaniem przebieg meczu – chociaż nie wynik, rzecz jasna – pokazuje, że taktyka była fatalna. Do półfinału Ligi Mistrzów nikt nie dochodzi przez przypadek i Chelsea też przez przypadek nie doszła, ma przecież w swoim składzie zawodników o klasie światowej. Jednak co widzieliśmy w środę – półfinalista Ligi Mistrzów na własnym stadionie był w stanie oddać zaledwie jeden strzał (gratulacje za skuteczność) i praktycznie nie mógł wyjść z własnej połowy. Jednocześnie pozwolił przeciwnikowi na stworzenie co najmniej pięciu bardzo dobrych sytuacji do zdobycia gola. Taktyka, kiedy samemu nie ma się piłki, nie oddaje strzałów, natomiast strzały oddaje przeciwnik – wybaczcie, nie jest dobra. Może jakimś cudem okazać się szczęśliwa (tak), skuteczna (tak!), ale przebieg meczu pokazał, że nie była dobra.
2. Tu dochodzimy do drugiej kwestii – chwali się taktykę Chelsea i chwali się jej defensywę. Ten mecz przy dokładnie tej samej taktyce i takiej samej grze defensywy mógł się skończyć wynikiem 1:3 czy 1:4 i wówczas nikt nie chwaliłby obrońców (a przecież zagraliby dokładnie tak samo!). Przypomina mi to pochwały dla obrońców reprezentacji Polski za mecz z Portugalią, podczas gdy Portugalczycy do przerwy mogli wbić trzy czy cztery gole. Ocenianie wszystkiego na podstawie skutku, ostatecznego rozstrzygnięcia wydaje mi się prymitywne. Można skoczyć z drugiego piętra i nic sobie nie zrobić, a potem uznać, że to szybszy sposób na wychodzenie z domu niż jazda windą. Ktoś mógłby przecież powiedzieć: – Był szybciej niż ten z windy? Był! Stało mu się coś? Nie! A więc zwycięzców się nie sądzi!
Nie przekonuje mnie to. Myślę, że gdyby Fabregas jeszcze pięć razy miał mieć piłkę na nodze, to za każdym razem trafiłby w bramkę. W tym, że tego nie zrobił, nie ma żadnej zasługi Chelsea. Ona prosiła się o porażkę, ale… nie doprosiła się. Mówmy więc o frajerstwie Barcelony, a nie o żelaznej obronie przeciwnika.
Powtarzam – skąd zachwyty nad taktyką londyńczyków, skoro Barcelona grając na obcym stadionie w półfinale Ligi Mistrzów miała aż tyle sytuacji bramkowych? Ile musiałaby mieć – przy ilu sytuacjach Chelsea – by uznać, że taktyka Anglików była zła? Dziesięć? Kiedyś jeden trener kpił: – Pracę szkoleniowca ocenia się po tym, czy piłka uderzona przez piłkarza trafi słupek i wyjdzie w pole, czy też trafi w słupek i wpadnie do siatki… Takie właśnie myślenie obserwuję przy okazji tego spotkania.
3. Barcelona w ostatnim czasie rzadko kiedy aż tak dominuje na boisku przeciwnika jak w środę w Londynie – czyli rzadko ma aż taki spokój w tyłach i tyle okazji z przodu. W niedawnym meczu z Levante miała znacznie większe problemy ze stwarzaniem sytuacji bramkowych (wygrała 2:1), nawet wygrany 4:1 mecz w Saragossie chyba wyglądał gorzej. Albo weźmy mecz z Granadą (1:0 po golu Xaviego z rzutu wolnego) z początku sezonu. To tam Barcelona miała problem z przebiciem muru, a nie w Londynie. W Londynie przebiła go wiele razy, a że nie strzeliła gola – sama jest sobie winna.
4. Trener nie ma wpływu na to, czy piłkarz strzeli dziesięć centymetrów w lewo czy w prawo, czy trafi w piłkę w kluczowym momencie czy nie. Ma jednak generalnie wpływ na obraz meczu. Moim zdaniem taktyka Barcelony w Londynie była perfekcyjna. Nie zła, nie średnia, nie dobra, tylko perfekcyjna. Myślę, że każdy trener marzy, by w wyjazdowym meczu półfinałowym Ligi Mistrzów dopuścić gospodarza do oddania zaledwie jednego strzału, a samemu stworzyć pięć wyśmienitych okazji. Oczywiście, na sam koniec szkoleniowiec nie ma wpływu, czy ten jeden strzał rywala zostanie przez bramkarza obroniony czy nie i czy jego zawodnicy wykorzystają jedną z okazji. Jeśli jednak sprowadzamy wszystko do taktyki, to moim zdaniem taktyka Chelsea była zła, a taktyka Barcelony dobra. Tylko los sobie zachichotał.
Jak to się mówi – taki urok futbolu. Gdyby w piłce zawsze wygrywali lepsi to reprezentacja Polski zebrałaby baty na Wembley i nie pojechała na mistrzostwa świata 1974. Cudem zremisowała, co zapoczątkowało złotą erę.
5. No właśnie, cud na Wembley. W futbolu nie uciekniemy od tego, że o wyniku często decyduje szczęście, przypadek itd. Największe drużyny są w stanie rolą przypadku sprowadzać do minimum, ale nie są w stanie całkowicie go wykluczyć (np. Real tracący gola z rzutu wolnego z Malagą w doliczonym czasie gry). Chelsea wygrała z Barceloną mniej więcej tak, jak jesienią z Barceloną wygrało Getafe – po murowaniu się, murowaniu i w końcu rzucie rożnym. Z tym że Getafe wydawało się wtedy lepiej zorganizowane w obronie niż Anglicy.
Gratuluję Chelsea, ale nie chce mi się wierzyć, by taki zespół nie był w stanie zagrać z Barceloną na trochę równiejszych warunkach, chociażby tak, jak grał Milan na San Siro (miał swoje dwie czy trzy okazje). Właśnie – Milan nie zdecydował się na aż tak głęboką obronę, a mimo to też bramki nie stracił, co tylko pokazuje, że w meczach z Barceloną jest to możliwe. Stąd mój zawód grą londyńczyków. Wiem, że wygrali, wiem, że są szczęśliwi, ale moim zdaniem na to zwycięstwo nie tyle zapracowali, ile spadło im z nieba.
Ale może i dobrze. Równie dobrze po meczu w Londynie rewanż można było odwołać, ale wszystko tak się potoczyło, że we wtorek czekają nas wielkie emocje.
stan