Reklama

Reprezentacja Włoch – cichy faworyt EURO 2012.

redakcja

Autor:redakcja

12 kwietnia 2012, 16:50 • 9 min czytania 0 komentarzy

Ze świecą szukać u nich wielkich gwiazdorów z pierwszych stron gazet, a selekcjonerem jest człowiek, który w swej trenerskiej karierze nie osiągnął nic. Brakuje następów wielkich gwiazd z ostatniego dwudziestolecia, drużyny ligowe ledwo zipią na arenie międzynarodowej, a samą ligę od lat trapią kolejne afery korupcyjne. O kim mowa? O Włochach – cichych faworytach EURO 2012.
Cicha liga

Reprezentacja Włoch – cichy faworyt EURO 2012.

Od 2006 roku, czyli od momentu wybuchu Calciopoli – wielkiego futbolowego skandalu na płw. Apenińskim, włoska Serie A stacza się po równi pochyłej. Wizerunku i wiarygodności ligi nie poprawią nawet sukcesu w Lidze Mistrzów Milanu (z 2007 r.) i Interu (z 2010 r.). Serie A, „dzięki” postawie pozostałych włoskich drużyn w europejskich pucharach, straciła miejsce w rankingu UEFA na rzecz ligi niemieckiej. Obecnie pewny awans do Champions League mają już tylko dwie, a nie jak do niedawna, trzy pierwsze drużyny w końcowej tabeli.
– To wina systemu podatkowego i starych stadionów! – grzmi dyrektor Milanu, Adriano Galliani. I trudno nie przyznać mu racji. Włączając w to wspomniany wyżej skandal Calciopoli, łatwo można doszukać się powodu upadku włoskiej piłki. Serie A nie przyciąga dziś wielkich gwiazd, bo zwyczajnie brakuje na to pieniędzy. W przeciwieństwie do Hiszpanów, czy Anglików, włoskie drużyny nie kuszą już dziś gwarancją sukcesu w Europie, możliwością zdobycia Złotej Piłki i wielomilionowych gaży. Po latach dominacji w europejskich pucharach Juventusu, czy Milanu, pierwsze skrzypce grają dziś Barcelona i Real Madryt, oraz pompowane przez multimilionerów drużyny angielskie – Manchester United, Manchester City i Chelsea Londyn. To między tymi dwiema ligami rozgrywa się istnie szalona rywalizacja na tle finansowym, a kwoty dokonywanych przez nich transferów przyprawiają o ból głowy. Włosi, niczym niższe rangą zwierzęta, muszą zadowolić się piłkarskimi „odpadkami”, albo szukać ciekawych okazji, czyhając na błędy przeciwników. Przykładem takich transferów są zapewne Zlatan Ibrahimović i Andrea Pirlo, sprowadzeni odpowiednio do Milanu i Juventusu w ramach istnej promocji.

Nadzieje na lepsze jutro budzić może powstające na nowo imperium turyńskiego Juventusu. Nowe władze z Andreą Agnellim (potomkiem legendarnego rodu Agnellich, właścicieli FIAT-a) na czele, nowym supernowoczesnym stadionem i charyzmatycznym trenerem-nowicjuszem Antonio Conte, mają za zadanie przywrócić klub na należne mu miejsce w europejskiej piłce. Póki co, można powiedzieć, że plan ten realizują doskonale. Juventus na 7 kolejek przed końcem rozgrywek lideruje w tabeli, w dodatku nadal walczy o Puchar Włoch (finał 20 maja przeciwko Napoli), a drużyna gra ofensywny, nowoczesny futbol. W ostatnich dniach, mówi się o kwocie 80 mln euro przeznaczonej na letnie transfery. Czy to wystarczy, by przywrócić ligę na szczyt? Przekonamy się w przyszłym sezonie, bowiem Juventus już w tej chwili jest pewien awansu do kolejnej edycji Ligi Mistrzów.

Cichy trener

Cesare Prandelli to człowiek rodem z gabinetu cieni. Próżno szukać jego nazwiska w plotkarskich, czy choćby sportowych dziennikach. W mediach wypowiada się niezwykle rzadko, a jeśli już to w bardzo stonowany sposób. To istne przeciwieństwo stereotypowego Włocha – wygadanego ekstrawertyka, żywo uczestniczącego w meczu przy bocznej linii i gwiazdora konferencji prasowych. Ciężko porównać go z którymkolwiek z pozostałych wielkich postaci włoskiej myśli treningowej – Trapattonim, Lippim, czy Capello, prawdziwymi liderami, geniuszami taktyki i psychologii, budzącymi w piłkarzach ogromny respekt.

Reklama

Pierwszy z nich, od zawsze znany był ze swego wybuchowego charakteru. Wystarczy wspomnieć konferencje prasową z 1998 roku, kiedy to popularny Trap był jeszcze trenerem Bayernu Monachium. Wzburzony krytyką dziennikarzy pod swoim adresem, nie szczędził im ostrych słów:

Podobne rzeczy działy się podczas konferencji po (i w trakcie) meczu z Koreą Płd. na Mundialu w 2002 roku oraz w Austrii, na jednej z konferencji prasowych jego nowego zespołu Red Bull Salzburg.

Lippi z kolei to mistrz motywacji. W jednym z ostatnich wywiadów Moreno Toricelli – były gwiazdor Juventusu, tak wspominał swój pierwszy kontakt z Marcello Lippim:

„Gdy przenosiłem się do Turynu w Juventusie wszystko się zmieniło. Od dyrektorów, przez menedżerów, do trenera. Lippi zastąpił Trapattoniego i przed treningiem 'opieprzył’ mnie przy wszystkich. Na początku byłem oszołomiony, a potem zaczęliśmy się sprzeczać. Złość spowodowała, że miałem łzy w oczach. O co poszło?
Tak naprawdę, to o nic. Rozegrałem dopiero 2 sezony w najwyższej klasie rozgrywkowej. Lippi oczekiwał ode mnie czegoś więcej. Na pewno nie podobało mu się też, że paliłem papierosy. Od tamtego momentu znienawidziłem go. Potem jednak zrozumiałem jego sposoby na motywację piłkarzy i na trzymanie porządku w drużynie. Trapowi zawdzięczam wszystko. Był zdeterminowany i podjął ogromne ryzyko stawiając na mnie. Mieliśmy jednak jakąś specjalną więź, rozmawialiśmy gwarą. Lippi był po prostu inny, trzymał dystans.”

O charyzmie i metodach szkoleniowych Fabio Capello od lat krążą legendy. Capello nie znosi sprzeciwu i zawsze stawia na swoim. W Juventusie, który trenował przez 2 sezony, dwukrotnie wygrywając Scudettto, odsunął od składu nawet wielkiego Alexa Del Piero, który musiał zrobić miejsce dla „Nowego Van Bastena” jak określał trener swojego ulubieńca, Zlatana Ibrahimovicia. Ten w swej autobiografii pisze: „Capello był w stanie wywołać nerwowość u każdego. Wayne Rooney powiedział kiedyś, że kiedy Capello przechodzi obok ciebie, sprawia wrażenie jakby był martwy. I to prawda. Wydawało się, że jest duchem. Powiedziałem kiedyś, że we Włoszech gwiazdy futbolu nie skaczą na zawołanie tylko dlatego, że mówi tak trener. Nie dotyczy to Capello. Nikt nie wychodzi przed szereg, gdy on się pojawia. U niego trzeba zachowywać się jak należy. Kiedy Capello się wścieka, niewielu ośmiela się patrzeć mu w oczy.”

Reklama

Trudno doszukiwać się podobnych opinii w odniesieniu do osoby Cesare Prandellego. Nie jest jednak żadną regułą, że sukces odnoszą wyłącznie trenerzy-tyrani jak Mourinho, czy Capello. Najlepszym tego przykładem jest Pep Guardiola, który swych podopiecznych w Barcelonie traktuje jak dobrych uczniów, którzy nie potrzebują krzyku i reprymendy, by drużyna grała dobrze, a w grupie panował porządek. Podobnie rzecz ma się obecnie w obozie Włochów. Nie ma tu krzyków, awantur na treningach, groźnych spojrzeń, czy morderczych metod treningowych mających postawić piłkarzy do pionu. Prandelli ze spokojem prowadzi kadrę, a dobrej atmosfery nie są w stanie popsuć również częste wybryki Mario Balotellego. Nawet, gdy selekcjoner odsuwa go od składu reprezentacji, robi to z niezwykłym dla siebie spokojem, rzucając tylko dziennikarzom: „Mario jest jeszcze młody, musi się poprawić.” i po prostu nie powołując go na najbliższe zgrupowanie reprezentacji. Po okresie karencji jednego lub dwóch spotkań, piłkarz ponownie, po cichu wraca do łask selekcjonera.

Ciche gwiazdy…

a właściwie brak gwiazd. Chociaż włoskiej bramki nadal strzeże legendarny już, Gianluigi Buffon, a w środku pola rządzi, przeżywający w Juventusie renesans formy Andrea Pirlo, to w pozostałej, szerokiej kadrze przed Euro 2012 próżno szukać wielkich nazwisk sprzed lat. Niby głośno od paru lat o środkowym obrońcy – Giorgio Chiellinim, pomocniku Daniele De Rossim (za którego Real Madryt jeszcze sezon temu proponował Romie bagatela 50 mln euro), czy krnąbrnym Mario Balotellim (który póki co, bardziej znany jest ze swych poza boiskowych wyczynów, niż wielkich umiejętności), to jednak wciąż nie są to piłkarze, który choćby po części nawiązywali talentem, charakterem i sukcesami do swoich poprzedników.

Poza wspomnianą już pozycją bramkarza, porównując generację piłkarzy ze srebrnej z EURO 2000, czy złotej z 2006 roku, obecne nazwiska wyglądają bardzo blado.

Włoska linia obrony, od lat stanowiła punkt odniesienia dla reszty futbolowego świata. Któż z nas nie ma w pamięci takich nazwisk jak Maldini, Panucci, Nesta, Cannavaro, czy Zambrotta?

Obecnie linię defensywną reprezentacji Włoch, obok wspomnianego wyżej Chielliniego, tworzą Bonucci, Ranocchia, Balzaretti, Maggio, Criscito, czy Abate. Piłkarze Ci, znani są niestety przede wszystkim fanom włoskiej Serie A, próżno szukać ich w statystykach Ligi Mistrzów, obok takich tytanów jak Pique, Pepe, czy Thiago Silva. Podobnie rzecz ma się w linii pomocy. Pirlo i De Rossi to pewniaki Prandellego. Z pozostałych rzemieślników, trener będzie zmuszony zbudować kolektyw. W odwodzie są Marchisio, Montolivo, Thiago Motta, Nocerino, czy Simone Pepe.

Największe problemy zdaje się mieć Prandelli w linii ataku, która od lat stała wielkimi gwiazdorami. Dziś nie zobaczymy już w jednym składzie Del Piero, Tottiego, Inzaghiego i Christiana Vieriego. W zamian, selekcjoner zmuszony będzie wybierać spośród takich nazwisk jak: Balotelli, Matri, Pazzini, Giovinco, czy Quagliarella. Poza SuperMario, któremu talentu i umiejętności odmówić nie można, reszcie zawodników wciąż daleko do klasy światowej. Na domiar złego, poważnych kontuzji doznali Giuseppe Rossi z Villareal (zerwane więzadła w kolanie) i Antonio Cassano (problemy z sercem). I choć obaj powrócili ostatnio do treningów, wciąż nie wiadomo, czy będą w stanie wrócić do formy na polsko-ukraiński turniej. W szerokiej kadrze znaleźć miejsce powinien rewelacyjny staruszek z Udine – Antonio Di Natale, który kolejny sezon z rzędu przewodzi w tabeli strzelców włoskiej Serie A. Niewykluczone, że w związku ze słabą formą pozostałych, młodszych kolegów i kontuzjami dwóch kolejnych, Prandelli będzie zmuszony do włączenia Di Natale do zespołu. Na powrót do reprezentacji Tottiego i Del Piero też nie ma co liczyć. Pierwszy, mający ciągłe problemy zdrowotne, zrezygnował z gry w kadrze po zdobyciu Mistrzostwa Świata w 2006 roku i nie dał się przekonać nawet swojemu mentorowi – Marcello Lippiemu. Trudno więc oczekiwać, że podobna sztuka uda się obecnemu selekcjonerowi. Drugi, mimo 38 lat na karku, ale wciąż wielkich umiejętności (ostatnie bramki przeciwko Romie, Interowi, czy Milanowi), nie znajduje się już raczej na orbicie zainteresowań selekcjonera reprezentacji.

Ciche nadzieje

Czy Włosi, w obliczu licznych i wciąż narastających problemów związanych z futbolem (jak kolejna już afera korupcyjna Calcioscommese, w sprawie której śledztwo pociągnęło za sobą ostatnio szereg aresztowań wśród znanych piłkarzy włoskiej 1 i 2 ligi), braku wielkich osobowości w szerokiej kadrze i problemami włoskich klubów na arenie europejskiej, będą w stanie powalczyć na polsko-ukraińskim turnieju? Paradoksalnie, wiele wskazuje na to, że tak.

Azzurri jak burza przeszli przez eliminacje odnotowując 8 zwycięstw i 2 remisy, przy 20 strzelonych i tylko 2 straconych bramkach, kończąc rozgrywki na szczycie tabeli grupy C. W trakcie przygotowań do EURO, pokonali między innymi głównych faworytów do złotego medalu – Hiszpanów (2-1) i gospodarzy – Polskę (2-0) na otwarcie wrocławskiego stadionu w listopadzie 2011 roku.

Szansy Włochów upatrywać należy przede wszystkim w kolektywie i skutecznym zarządzaniu grupą. Antonio Conte i trenowany przez niego Juventus dał Prandellemu przykład, że nawet nie posiadając wielkich gwiazd w zespole, można skutecznie walczyć o najwyższe cele. Selekcjoner najwyraźniej myśli podobnie, bowiem skład jego reprezentacji tworzą w większości piłkarze turyńskiego giganta. Na wyjazd na Mistrzostwa Europy liczyć może 8-9 zawodników Starej Damy z Pirlo i Buffonem na czele. To przede wszystkim od ich dyspozycji zależeć będzie ewentualna postawa reszty drużyny, tak jak ma to miejsce w Juventusie, gdzie dzięki rewelacyjnej formie obu weteranów, klub lideruje w tabeli włoskiej Serie A, mając punkt przewagi nad Milanem. Prandelli, dokładając do dwóch geniuszy, dziesięciu solidnych piłkarzy, jest w stanie zająć miejsce na podium EURO 2012.

KAMIL WROTNIAK

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIĘŁ»NE!

wlochy@weszlo.pl
hiszpania@weszlo.pl
anglia@weszlo.pl
niemcy@weszlo.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
2
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...