Reklama

Bogdan Kalus: – Bałem się, że Ruch stanie się kombajnem do zbierania kur po wioskach…

redakcja

Autor:redakcja

05 marca 2012, 20:08 • 8 min czytania 0 komentarzy

– Pamiętam taki mecz w drugiej lidze, kiedy przyjechał MKS Mława. W Ruchu szpital w drużynie, niewielu chłopaków do gry i Mława wygrała 1:0. „Jezus Maria, z kim my przegrywamy?! Przecież to jest skandal!”. Po spadku z ekstraklasy zaczęto jeszcze dokonywać jakieś dziwne transfery. Ściągano piłkarzy, o których nikt nigdy nie słyszał. Jakiś Kaczorowski, Adamski, jakiś Anglik Eddie Stanford, który miał być drugim Ryanem Giggsem. Gdzie oni w ogóle są, kto to jest?! Jedyny, który się jakoś pokazał to Nowozelandczyk Aaran Lines. A reszta? Jakieś dziwne nazwiska. Nie wiem, kto do tego dopuścił – opowiada w rozmowie z Weszło Bogdan Kalus. Aktor, były spiker Ruchu i wieloletni sympatyk „Niebieskich”.
Bycie kibicem Ruchu to chyba dość niewdzięczna sprawa…
Dlaczego niewdzięczna?

Bogdan Kalus: – Bałem się, że Ruch stanie się kombajnem do zbierania kur po wioskach…

Bo ma człowiek świadomość, że taka gra, wyniki i sukcesy muszą się kiedyś skończyć. Jak długo to może trwać…
Tak długo, jak trenerem będzie Waldek Fornalik.

Obawia się pan, że któryś większy, a raczej bogatszy klub skusi w końcu Fornalika?
Z pewnością tak się stanie, ale jeszcze nie w tym sezonie. Na kredycie zaufania można jechać długo, ale nie można przesadzić. Ciągle słyszę o podnoszeniu kapitału spółki, a efektów do końca nie widać. Nie ma sponsora na miarę Comarchu, Tele-Foniki czy ITI. Wynik, który Ruch osiągnął dwa lata temu, kiedy zajął trzecie miejsce, nie był dziełem przypadku. To potwierdza ten sezon. Jeżeli drużyna jest prowadzona mądrze, to na naszą ligę wystarczy. Dobrych przyjaciół poznaje się w biedzie i mimo że w innych klubach pieniądze są na czas, to w Ruchu zdążyli się przyzwyczaić do innej sytuacji. O Rafale Grodzickim mówiło się, że już odszedł do Zagłębia. Sam też napisałem, że żegnamy Rafała. Rozmawiałem z nim przy okazji meczu hokejowego, który organizuję, Naprzód Janów – Ruch Chorzów i sam powiedział, że to zasługa Fornalika, że zdecydował się zostać. „Rafał, podpisz jeszcze na pół roku i zobaczymy, co będzie dalej. Po co masz iść do Zagłębia, które nie wiadomo, czy się utrzyma w lidze, czy do innego klubu, który niekoniecznie do ekstraklasy wejdzie, skoro my możemy powalczyć o coś więcej, a może w końcu uda się dogadać ze sponsorem lub koniunktura na giełdzie się poprawi.” Czasem nadmiar pieniędzy demoralizuje piłkarzy, a w Chorzowie nie prześcigają się w podjeżdżaniu świetnymi samochodami na parking.

Wyciągnąłem niedawno z szafy książkę jubileuszową na 75-lecie klubu. I przeczytałem, że kiedy Ruch zdobywał mistrzostwo w 1989 roku, zawodnicy dostali po telewizorze i odtwarzaczu wideo. W tym klubie się nigdy nie przelewało, od kiedy hutnictwo przestało wykładać pieniądze.

Co musiałoby się stać, żeby Ruch był postrzegany jako drużyna z czołówki? Nawet piłkarze dają do zrozumienia, że denerwuje ich to, że prawie każde zwycięstwo media i kibice traktują jako niespodziankę.
Ostatnio słyszałem wypowiedź Michała Ł»ewłakowa po wygranej ze Śląskiem Wrocław i jakoś nie wymienił Ruchu w gronie drużyn z czołówki. Liczy się Legia, Śląsk, Polonia, może Lech, może Wisła… Zobaczmy, gdzie w tabeli jest Wisła i Lech, a gdzie Ruch? Oczywiście mogłoby być inaczej, gdyby Ruch nie wygrał w Białymstoku, ale wygrał! W rundzie wiosennej zdobył w pięciu meczach jedenaście punktów!

Reklama

Z drugiej strony Ł»ewłakow powiedział wczoraj w Lidze+ Extra, że Niebiescy są u siebie najtrudniejszą drużyną do ogrania.
Z tym się nie do końca zgadzam, bo niestety jesienią Ruch przegrał u siebie ze Śląskiem, Legią i Polonią. Niestety, bo gdyby z tym Śląskiem nie przegrał, tylko zremisował, to tabela trochę inaczej by wyglądała. I nagle się okazuje, że nie trzeba wygrywać z drużynami z czołówki, żeby w tej czołówce się znaleźć. Punkty się robi gdzie indziej. Legia traci u siebie z Cracovią i Podbeskidziem, Wisłę w Krakowie leje kto chce, a Ruchu nie! W tej drużynie nie ma myślenia na zasadzie: „a gramy dziś z kimś tam, to se odpuścimy i gramy na pół gwizdka”. Nie! Walczą do upadłego w każdym meczu. Z czołówki Ruch i Korona – która też była skazywana na pożarcie – to jedyne drużyny, które każdy punkt wyrywają rywalowi z gardła. To cementuje charakter tego zespołu.

Widzi pan w drużynie Fornalika jakieś braki? Michal Pesković – ostatnio bramkarz kolejki, obrona – solidne walczaki, pomoc też nie najgorsza, a w ataku, jak na te warunki finansowe, urodzaj.
Ruch jest w bardzo dobrej sytuacji, bo ma dwudziestu zawodników o bardzo wyrównanych umiejętnościach. Gra Jankowski, wchodzi Piech albo Abbott, zaraz wejdzie Niedzielan i nie będzie wielkiej różnicy. Nie gra Grodzicki, wchodzi Stawarczyk, Djokić czy Lewczuk i nie widać utraty jakości. Zastanawiano się, po co Burliga w Ruchu, skoro jest Lewczuk, Djokić i Szyndrowski, a okazuje się, że Burliga może grać i radzi sobie bardzo dobrze.

Braki… Uważam, że Ruchowi od dłuższego czasu brakuje naprawdę solidnego playmakera. Lisowski mnie nie przekonuje, Gabor Straka w formie jest OK, ale to urazowy zawodnik i częściej nie gra. Teraz jeszcze złapał niepotrzebną czerwoną kartkę z Lechem. Marcin Malinowski przeżywa trzecią młodość, rundę wiosenną miał znakomitą, moim zdaniem – najlepszy piłkarz Ruchu! Ale to jest zawodnik defensywny. Nie ma środkowego pomocnika z ciągiem do przodu. Takiego jak Mietek Szewczyk, który potrafił walnąć z trzydziestu metrów. Wtedy byłaby to kompletna drużyna.

Ale zgadza się pan ze stwierdzeniem, że w Chorzowie chodzi się na mecze „na Fornalika”?
Chodzę na mecze Ruchu od ponad czterdziestu lat i odkąd pamiętam, to nie licząc lat 70., Ruch zawsze był taką drużyną… Owszem, kiedy w 1989 zdobywał tytuł mistrzowski, niekwestionowaną gwiazdą był Krzysiek Warzycha. Później przez długie lata to miano dzierżył Mariusz Śrutwa. Teraz gwiazdą jest trener. Ale na stadion chodzi się po to, żeby zobaczyć jedenastu charakternych gości, których się po prostu fajnie ogląda. Dziwię się tylko kibicom, że przy takich wynikach na stadionie nie ma kompletu. A umówmy się, nie jest to największy obiekt na świecie. Trudno mi to zrozumieć. Przecież bilety też nie są drogie w porównaniu z innymi klubami. Drużyna jest na trzecim miejscu, w ćwierćfinale Pucharu Polski, gdzie zmierzy się z drugoligowcem i powinna teoretycznie trafić do półfinału, a może nawet do finału. A jak już mówimy, że Ruch nie gra o mistrzostwo, tylko z meczu na mecz, to niech Legia zdobędzie to mistrzostwo, Ruch awansuje do finału Pucharu Polski i decydujące starcie rozegrają na Stadionie Narodowym. A ja pójdę na mecz i będę wiedział, że Ruch jest już w pucharach.

A pamięta pan słowa Gerarda Cieślika sprzed dwóch lat? Powiedział, że awans do europejskich pucharów obnaży braki klubu.
Mam do pana Gerarda wielki szacunek, ale absolutnie się z tym nie zgadzam. Nie ma nic lepszego niż promocja w Europie. Dwa lata temu w eliminacjach do Ligi Europy Ruch zaszedł najdalej z polskich drużyn. Przeszedł dwie rundy. Dobra, można powiedzieć: „z kim?”. Ale można też zapytać, z kim odpadła Wisła. Trzeba się spiąć i w końcu przestać myśleć małomiasteczkowo, że ten Ruch taki biedny. Nie! Wpajajmy sobie, że Ruch to solidnie, dobrze poukładany klub z chwilowymi problemami finansowymi. I ewidentny kandydat do – nie mówię o mistrzostwie – europejskich pucharów.

Kiedy Waldemar Fornalik po niepowodzeniach w innych klubach przejmował Ruch w 2009 roku podchodziliśmy do tego sceptycznie. Ale po pierwszych meczach napisaliśmy, że na jego miejscu regularnie wypełnialibyśmy kupony Lotto.
Nie zgadzam się. Jak Waldek odchodził z Polonii po tym, jak pan Dariusz W. kopał pod nim dołki przez kilka miesięcy, to klub był w czołówce. A jak pan Paweł J. kopał dołki w Łodzi, to Widzew był po rundzie jesiennej na pierwszym miejscu. A potem Paweł Janas cudowny trener wprowadził Widzew do ekstraklasy. Gdyby Waldek został w Polonii Warszawa, to ona awansowałaby do ekstraklasy. Oczywiście, na najwyższym szczeblu rozgrywek nie miał najlepszych wyników, w Odrze Wodzisław czy Górniku Zabrze, ale Waldek nie był jeszcze w żadnym klubie, w którym ten sukces mógłby bez problemu odnieść. Wie pan, o niektórych drużynach, o Widzewie z Surlitem, Bońkiem i Ł»mudą ktoś powiedział, że „moja teściowa by ten zespół poprowadziła”.

Reklama

Inni twierdzą, że takie drużyny trudniej jest prowadzić, bo w gronie takich gwiazd częściej pojawiają się konflikty.
Na tym też polega sukces Waldka. To na tyle poukładany i opanowany człowiek, że wie, kiedy należy przypierdzielić, a kiedy odpuścić. To jest to „coś”, za co kochają go w Chorzowie i cenią w całej Polsce. Tylko się modlić, żeby go nie zwolnili, jeśli np. nie uda się dostać do pucharów. Pamiętam, że jak Waldek przychodził do Ruchu, to na stronie internetowej klubu była ankieta: „kogo widziałbyś na stanowisku fotelu trenera?”. Napisałem, że jedynym dobrym kandydatem jest Fornalik. Minęły trzy lata i zdania nie zmieniam. Najpierw uratował drużynę przed spadkiem, potem trzecie miejsce, zeszły rok trochę słabszy, teraz znowu trzecie miejsce. No, coś jest w tym facecie. Nie jest to trener charyzmatyczny, jak Mourinho, Smuda czy Michniewicz, ale ta medialność nie jest mu potrzebna. Ale o Ruchu mówi się tak samo. Świętej pamięci Kazimierz Górski powiedział, że gdyby pieniądze grały w piłkę, to co cztery lata Zjednoczone Emiraty Arabskie zdobywałyby mistrzostwo świata.

Wojciech Kuczok powiedział w „Przeglądzie Sportowym”, że kiedy Ruch przegrywał w 2004 roku ze Szczakowianką i Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie, nie był w stanie chodzić na mecze, bo czuł się, jakby miał odwiedzać członka rodziny w psychiatryku lub w więzieniu. Pan też tak miał?
Aż tak to chyba nie. Ale pamiętam taki mecz w drugiej lidze, kiedy przyjechał MKS Mława. W Ruchu szpital w drużynie, niewielu chłopaków do gry i Mława wygrała 1:0. „Jezus Maria, z kim my przegrywamy?! Przecież to jest skandal!”. Po spadku z ekstraklasy zaczęto jeszcze dokonywać jakieś dziwne transfery. Ściągano piłkarzy, o których nikt nigdy nie słyszał. Jakiś Kaczorowski, Adamski, jakiś Anglik Eddie Stanford, który miał być drugim Ryanem Giggsem. Gdzie oni w ogóle są, kto to jest?! Jedyny, który się jakoś pokazał to Nowozelandczyk Aaran Lines. A reszta? Jakieś dziwne nazwiska. Nie wiem, kto do tego dopuścił. Wtedy czułem, że może być słabo. Obawiałem się nawet, że za chwilę wszyscy się będą śmiali, że ten wielki Ruch będzie grał z Rozwojem Katowice albo będzie jeździł po niedużych miejscowościach. Ł»e stanie się – parafrazując nazwę pewnego zespołu – „kombajnem do zbierania kur po wioskach”. Teraz się o takie rzeczy nie martwię. I chciałbym, żeby Waldek został polskim Guy Roux albo Aleksem Fergusonem, którego żadne siły nie zwolnią z posady. Na najbliższy rok jestem jeszcze spokojny. Ostatnio też czytałem wypowiedź profesora Buzka, który powiedział, że Ruch będzie mistrzem w 2013 roku. Kurczę, fajnie by było…

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...