Spływają do nas kolejne teksty łódzkich kibiców, którzy komentują pomysł połączenia Widzewa i ŁKS-u. Dziś głos na ten temat zabrał Janusz z Łodzi.
Wiadomo, że nikt z kiboli nie chodziłby na sztucznie stworzone FC Łódź, a oba kluby zapewne reaktywowałyby się przy stowarzyszeniach kibicowskich od czwartej, czy piątej ligi. To mogłoby dobrze wróżyć dla Frankensteina złożonego z pozostałości po ŁKS-ie i Widzewie. Mecze tego potworka odwiedzaliby fani pięknych stadionów i wrażeń czysto sportowych. „Bez kiboli nie ma goli”, ale przecież wierny fanatyk płaci za bilet tyle samo co marudny ojciec rodziny z brzuchem wylewającym się spod zbyt ciasnej koszulki Reprezentacji Polski dodawanej do piwa Tyskie. Na trybunach nie byłoby może żywiołowego dopingu, ale byłoby mnóstwo spokojnych, zdyscyplinowanych i… hojnych sympatyków, którzy wreszcie podchodziliby z należytym, nabożnym szacunkiem do Panów Piłkarzy. Wreszcie by się kłaniali, wreszcie by przestali bluzgać na żenujących kopaczy, wreszcie by usiedli.
(…)
Może w takim razie wzorcowa współpraca na linii Bieniuk – Saganowski? Albo Stępiński – Papikyan? Naprawdę zerknijcie sobie kiedyś na derby, to już nie są czasy, gdy piłkarze ŁKS-u i Widzewa po zremisowanych (o, kto by pomyślał!) meczach latali wspólnie do Vivy. To czasy, gdy każde kolejne derby to nienawiść, także na murawie. Właściciele, czy biura prasowe co prawda współpracują, ale jest to raczej służbowa kurtuazja, niż jakakolwiek chemia. A budżet?
Aby przeczytać całość, kliknij TUTAJ.
Jeśli chcecie opublikować swój tekst w dziale „Blogi kibiców”, wyślijcie go mailem na [email protected].