Rozpędzona La Liga dawno już minęła półmetek, można więc pokusić się o małe podsumowanie. Nie będzie to jednak analiza wyjaśniająca, dlaczego akurat dwa czołowe miejsca zostały obsadzone przez takie a nie inne ekipy. Rozwiązanie tej zagadki było bowiem znane jeszcze przed pierwszą kolejką. Można było wtedy dorobić się fortuny obstawiając taki rozwój wypadków po kursach zbliżonych do 1.01. Ale największe czołobicie przed Realem i Barceloną wcale nie było dziełem bukmacherów. W tej materii zostali prześcignięci przez prezesów dwóch klubów, Villareal CF oraz Sevilla FC.
Pierwszy z panów, Fernando Roig, który notabene zdążył już zebrać w 1. kolejce pięciobramkowy łomot na Camp Nou, stwierdził, że taka liga nie ma sensu. Wykrzyczał chwytliwe hasło: „Hiszpański futbol może umrzeć”. Swoją fatalistyczną wizję wspierał dysproporcją w wynikach finansowych za sezon 2010/11. Ze środków przyznawanych przez telewizję czołowa dwójka zgarnęła po 140 milionów euro, a jego i tak dobrze wypadająca na tle pozostałych żółta łódź podwodna zaledwie 25 milionów.
Na odzew nie musiał długo czekać, bo w sukurs przyszedł mu kolejny obrońca uciśnionych, prezes Sevilli, José MarÃa del Nido. Ale Andaluzyjczyk nie ograniczył się tylko do ostrych wypowiedzi. Ósmego września zwołał spotkanie najwyższych przedstawicieli hiszpańskich pierwszoligowców, zapomniawszy wysłać zaproszenie dwóm największym klubom, na którym przedstawił plan naprawczy. Wszystkie drużyny Primera Division miałyby do końca sezonu na mecze z Realem i Barceloną desygnować młodzieżowy skład. Sternik klubu z Andaluzji uknuł naprawdę perfidną intrygę, chciał bowiem pozbawić hiszpańskich hegemonów możliwości regularnej gry na najwyższym poziomie. Obniżyłby także zainteresowanie ich cotygodniowymi meczami oraz znacznie utrudnił odpowiednie przygotowanie do ciężkich bojów w Lidze Mistrzów. „Zmienię im ligę w dwumecz” – musiał pomyśleć organizując swój mały szantaż. Czy tak doskonały plan mógł się nie powieść?
Rzeczywistość dosyć szybko zweryfikowała jego założenia, przede wszystkim przy udziale Realu Sociedad i Levante. Kluby te zdecydowały się od razu zignorować Del Nido i nawet nie pojawiły się na reformatorskim spotkaniu. Ekipa z San Sebastian już dwa dni po naradzie pokrzywdzonych nie dała się ograć Barcelonie, odrabiając dwie bramki straty i inkasując cenny punkt. Jeszcze dalej posunęli się zawodnicy z Walencji, bezczelnie pokonując wielkich Los Blancos już w następnej, czwartej kolejce.
Co ciekawe Levante ma teraz trzy oczka przewagi nad Andaluzyjczykami, również dzięki punktom zdobytym u siebie z Realem Madryt. Realem, z którym później Sevilla po gospodarsku zagrała na 2:6.
Interesujący jest także przypadek kolejnego z łamistrajków, Getafe. Gdyby zdecydowano się wdrożyć plan Del Nido, Luis GarcÃa Plaza i jego podopieczni mieliby teraz tyle samo punktów co Villareal. Niestety panowie z południowych przedmieści Madrytu nie chcieli bawić się w ciuciubakę i postanowili zagrać w piłkę w meczu z Dumą Katalonii. Po zaciętym boju zwyciężyli 1:0, a teraz na ekipę z El Madrigal mogą patrzeć z góry.
Jak należy grać z faworytem pokazała ostatnio także Osasuna. Podopieczni José Luisa Mendilibara wyszli na spotkanie z Dumą Katalonii bez strachu, z ogromną wolą zwycięstwa. I po raz pierwszy, odkąd trenerem Barcelony został Guardiola, ekipa z Camp Nou na przerwę schodziła z dwoma bramkami straty. Ostatecznie Osasuna wygrała 3:2 i odskoczyła w tabeli ekipom z Sevilli i Villareal.
W ogólnym rozrachunku jak dotąd aż dziesięć drużyn punktowało z Realem i Barceloną, co stanowi ponad połowę ekip Primera Division. Wśród tych szczęśliwców znalazły się również dwa podżegające do buntu kluby, których piłkarze postanowili sprzeciwić się pomysłom kierownictwa na boisku. Zarówno Villareal jak i Sevilla urwały punkty Barcelonie, przy czym Andaluzyjczykom, jako jedynym w całej lidze, udało się dokonać tego na Camp Nou.
Jakby tego było mało, ostatecznie skompromitował się także sam Del Nido, którego 19 grudnia hiszpański sąd skazał na siedem i pół roku więzienia. Podczas swojej prawniczej pracy w Marbelli Andaluzyjczyk dopuścił się korupcji oraz defraudacji publicznych pieniędzy.
Trudno było przypuszczać, że pierwsza w XXI wieku futbolowa rewolta w Hiszpanii zakończy się tak spektakularną klapą. Rzecz jasna Del Nido odwołał się od wyroku do wyższej instancji i aktualnie pozostaje na wolności. Jednak niemożliwym wydaje się, żeby udało mu się jeszcze cokolwiek zdziałać w walce z potentatami La Liga. A swoją drogą ciekawe, czy potrzebne na kaucję pół miliona euro krewki Andaluzyjczyk pobrał ze środków własnych, czy może z tych przyznanych przez telewizję dla Sevilla FC?
DUSZMISTRZ
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]
