Gdyby Wisła Kraków i Legia Warszawa jechały na mecze rewanżowe z jednobramkową chociaż przewagą, a nie po to, żeby koniecznie strzelać gole – napisalibyśmy wówczas, że zagrały niemal perfekcyjne mecze. Niestety, ale łącznie dwa celne strzały oddane w tych dwóch spotkaniach (oba przez Legią, pierwszy w 58. minucie) to za mało, żeby myśleć o zwycięstwie. Ł»egnają się Polacy z podniesioną głową, bez wstydu, w miarę dobrym stylu, ale też z poczuciem ogromnego niedosytu, ponieważ – co chyba przyzna każdy – rywale byli naprawdę słabiuteńcy. Zwłaszcza Sporting Lizbona zaprezentował niebywałą kaszanę, jak na zespół z taką marką, z tak zaawansowanego piłkarsko kraju.
Wisłę znowu pogrążył Nunez – wyjątkowo irytująca postać, bo symulant, płaczek i słaby piłkarz. Najgorsze możliwe połączenie. Już wiadomo, dlaczego w swoim poprzednim klubie bał się nawet wychodzić na miasto. Każdemu mogłyby puścić nerwy, widząc kogoś z taką mentalnością, takimi brakami w zakresie boiskowej inteligencji, takimi – wątpliwymi – umiejętnościami. Pytaliśmy po poprzednim meczu, zapytamy i teraz: po co on komu? On broni czy atakuje? Jeśli atakuje, to którą bramkę?
Na Wisłę dobrze by się patrzyło, gdyby broniła wyniku 2:0 z Krakowa. Wtedy – profesura! Ale nie oddać ani jednego celnego strzału przez 90 minut? Chciałoby się tę Wisłę pochwalić, bo to przecież nie była padaczka, bo nie przegrała, bo utrzymywała się przy piłce… Ale przy braku ani jednego uderzenia, to jednak trochę głupio, prawda?
Z Legią – bliźniaczo. W sumie zagrała chyba lepiej niż Wisła, chociaż pamiętać też trzeba, że wiślacy większość dwumeczu rozegrali w dziesiątkę… Ale tak – Legia chyba zagrała lepiej, tylko co z tego, skoro bramkarz Sportingu – podobnie jak ten Standardu – miał jeden ze spokojniejszych wieczorów w roku? Nie uciekniemy od męczącego się wszystkich pytania: czy dało się ten Sporting zdominować dwa razy bardziej? Czy dało się na Portugalczykach siąść bardziej zdecydowanie? Ten Sporting… Jacy ci piłkarze z Alvalade byli nieporadni, jacy niedokładni, jacy słabi fizycznie…
Szkoda.
Nie ma wstydu, ale nie ma też euforii. Jest niesmak. Plucie w brodę. Poczucie zmarnowanej szansy. Na wieczór polecamy piosenkę Kazika Staszewskiego:
Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka
Gdyby się nie przewrócił, byłaby rzecz wielka
Gdyby to najczęstsze słowo polskie
Gdyby mama miała fiuta, to by była ojcem, hej, hej…