Tak, rozmawiać z kobietą, która TEORETYCZNIE ma coś wspólnego z klubem – to kuszące. Sami tej pokusie ulegliśmy i zamieściliśmy na Weszło wywiad z panią Łukomską-Pyżalską. Czas już jednak przerwać to medialne przedstawienie, tę szopkę w zasadzie, bo ile można czytać takie wywiady, jak dzisiaj w „PS”? Nie twierdzimy, że wywiad jest zły, wręcz przeciwnie – nawet ciekawy. Twierdzimy natomiast, że w ogóle nie ma sensu z panią Ł-P rozmawiać, bo takim jest ona prezesem Warty Poznań, jak Andrzej Pyrdoł trenerem ŁKS-u. Słup, po prostu słup.
Przepraszamy, że przerywamy medialną ofensywę, ale znieść już tego nie możemy, mydlenie oczu też ma swoje granice. Mówi Łukomska-Pyżalska, że mogłaby sobie kupić helikopter, zamiast inwestować w Wartę, mówi jakich piłkarzy zatrudnia i jakich trenerów, czym się przy tym kieruje. Opowiada o całym funkcjonowaniu klubu, a to jeden wielki PIC NA WODĘ. Niestety, Ł-P ma tyle wspólnego z zarządzaniem Wartą, co wybranka Józefa Wojciechowskiego z decyzjami zapadającymi w Polonii Warszawa, a żona Bogusława Cupiała z finansowaniem Wisły. Mówiąc bardzo brutalnie – niewiele, albo zupełnie nic nie ma do gadania. Fajnie się sprawdza w roli marketingowej lokomotywy Warty, jednak w kwestii sprzedawania całej Polsce tanich kitów nastąpiło już wyraźne przegięcie.
O wszystkim, co dzieje się w Warcie decyduje mąż pani Izabelli, a jego rzeczywistą prawą ręką w klubie jest Arkadiusz Miklosik. Natomiast pani Ł-P jedynie twitteruje, uśmiecha się do zdjęć i udziela wywiadów, a w negocjacjach z piłkarzami czy trenerami w ogóle nie uczestniczy.
Koniec, kropka. Pobite gary.