Rok w rok PZPN ma ten sam problem – pojawia się ktoś, kto chce pracować w polskiej lidze i kto jest do tej pracy zapraszany, ale nie spełnia formalnych wymagań. Następuje stały punkt programu – kilka osób mówi, że nie, absolutnie, wykluczone, a kilka innych krzyczy, że potrzebny wyjątek, zdrowy rozsądek i pomocna dłoń. Po dwóch tygodniach przepychanek udaje się wypracować kompromis, oczywiście warunkowy. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by PZPN-owscy Matuzalemowie postawili na swoim, ale zawsze próbują. Tym razem chcieliby – oczywiście bezskutecznie – zaciągnąć hamulec ręczny Tomaszowi Hajcie.
Najśmieszniejsze jest to konsekwentne przekonanie działaczy PZPN, że stoją na straży prawa. To prawo ogranicza się tylko do jednego – utrudniania dostępu do pracy ludziom spoza układu. PZPN jest w stanie odnawiać trenerską licencję Januszowi Wójcikowi, dopuszczać do kursu Franciszka Smudę bez matury, albo przymykać oczy na to, że Jurij Szatałow jednego dnia jest trenerem Polonii Bytom, a następnego prowadzi Cracovię w meczu z Polonią, za to nie jest w stanie stworzyć prawa, od którego nie trzeba byłoby co chwilę robić wyjątków dla młodych ludzi.
Andrzej Strejlau mówi teraz, że wcześniejsze wyjątki – warunkowe licencje dla ludzi bez licencji UEFA Pro – były czynione w sytuacji, gdy początkujący trenerzy mieli za sobą pracę w roli asystenta. Tempo, w jakim działacze PZPN na potrzeby mediów wymyślają kolejne usprawiedliwienia dla łamania prawa jest imponujące. Wtedy prawo mogli łamać, bo to nie było złamanie, tylko takie nadłamanie, ledwie widoczne. I wtedy powiedzieli sobie – to już ostatni raz!
Dziwne, że PZPN nie zrobi porządku z przepisami i nie stworzy „szybkiej ścieżki” dla osób, które w piłce widziały coś więcej niż boisko w Elblągu i Sochaczewie. Tomasz Hajto nie będzie czyimś asystentem. Wiecie dlaczego? Bo mu się nie będzie chciało. Bo nie interesuje go rozstawianie pachołków. Bo jest typem lidera, a nie pomagiera. I tak dalej. Jeśli Jerzy Dudek zapragnie zostać szkoleniowcem to też nie będzie mu się chciało terminować u jakiegoś bęcwała z licencją, ponieważ on na co dzień podglądał Mourinho i Beniteza. Teraz ma podglądać kogo? Grzegorza Wesołowskiego? Ł»eby Łazarek odhaczył mu „staż”?
Tacy ludzie – którzy całą karierę spędzili w zagranicznych ligach – zbyt dużo widzieli, by dziś mieli tracić czas. Jak zaczniemy ich wysyłać do Kolejarza Stróże albo Wisły Płock, to im się odechce trenerki. Oni nie mogą podążać tą samą ścieżką, co np. Przemysław Cecherz.
Strejlau z Łazarkiem niech się więc skupią na czym innym: jak zmienić przepisy, bo taki Tomasz Hajto albo Jerzy Dudek mógł w każdej chwili objąć drużynę ekstraklasy. Mogli zmienić prawo trzy lata temu, dwa lata temu, rok temu. Zamiast to zrobić – wolą co rundę gasić pożary. Ile razy muszą złamać prawo, by – chociażby z wygody – zebrać się i dojść do wspólnego wniosku: zmieńmy to prawo, bo jest nieżyciowe.
Strejlau mówił ostatnio o klubie Wybitnego Reprezentanta. Tam był chętny do wprowadzania zmian, mimo że piłkarzem to był, ale głównie ręcznym. Chciał się więc zająć działką, która wyraźnie nie należy do niego, natomiast na swoim poletku – trenerskim – niczego nie tyka. Może niech połączy jedno z drugim – niech złoży wniosek, by członkowie klubu Wybitnego Reprezentanta przechodzili kurs na innych zasadach niż pozostali. Niech przejdą egzamin ustny i napiszą pracę – dałoby się wszystko załatwić w dwa tygodnie. Ale to by było za proste, co? Albo inaczej – niech członkowie klubu mają prawo bezzwłocznie podjąć pracę, o ile rozpoczną edukację i złożą przyrzeczenie jej zakończenia.
W PZPN lubią mówić o kursie trenerskim, jak o studiach. Ale na studiach jest coś takiego jak indywidualny cykl nauczania. Na studiach jednostki wybitne mogą liczyć na przychylność uczelni. A na co mogą liczyć najbardziej doświadczeni piłkarze?
Ale jakie to studia… Dość świeża anegdota niech wam to uzmysłowi.
Dariusz Śledziewski czyta listę obecności.
– Hajto!
– Jest! – krzyczy ktoś z sali.
– Jak to jest? Nie ma! Przecież widzę, że nie ma!
Na to wstaje Świerczewski i mówi: – Hajto jest, tylko gra z Marandą (wykładowca) w tenisa.
– Aha, chyba że tak. No to jest.
A zza okna słychać pyk – pyk, pyk – pyk, pyk – pyk.