Od zera do bohatera – sensacje trenerskie 2011 roku

redakcja

Autor:redakcja

29 grudnia 2011, 07:06 • 9 min czytania

Pora na kolejne podsumowanie światowej piłki, choć tym razem darujemy sobie kopaczy, a pod lupę weźmiemy trenerów. Wyłącznie takich, którzy czymś nas urzekli. I nie spodziewajcie się tutaj Villasa-Boasa i Kloppa, którzy wykonywali świetną robotę, ale do sukcesów byli zaprogramowani już od wielu miesięcy. U nas znajdziecie jedynie przypadki gości, którzy coraz śmielej przedzierają się na salony, mimo pierwszych kroków w zawodzie, dotychczasowej pracy w marnych zespołach lub zmaganiu się z przeciwieństwami losu. Takimi jak niesłuszna łatka sprzedawczyka, groźba wpierdolu prętem czy kilometry dzielące od rodziny, które rujnowały plany budowy klubu. Oto grono największych trenerskich sensacji minionych dwunastu miesięcy.
10. JULIO DELY VALDES (PANAMA)

Od zera do bohatera  – sensacje trenerskie 2011 roku
Reklama

Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, kiedy w półfinale turnieju Gold Cup zespół Panamy grał jak równy z równy ze Stanami Zjednoczonymi. Skończyło się na 0:1 dla Amerykanów, ale od razu musieliśmy sprawdzić, kto stoi za popisami małego państewka znad Morza Karaibskiego. Nazwisko nie brzmiało nam zbyt obco, bo… chyba nie potrafimy wymienić innego piłkarza z tego kraju poza Luisem Henriquezem. Dely Valdes tworzył w przeszłości niezapomniany duet napastników Malagi z Dario Silvą. Po zakończeniu kariery zbierał tam cenne doświadczenia w sztabie szkoleniowym tuż po przygodzie z młodzieżówkami Panamy. Seniorów dostał z kolei przed rokiem. Wydawałoby się, że za wybitne zasługi jako piłkarz, ale jego wyniki temu przeczą. Gość ma talent i coś nam się zdaje, że niedługo zobaczymy go w Europie.

Reklama

9. JORGE SAMPAOLI (UNIVERSIDAD DE CHILE)

– To ciekawa kandydatura, ale jedna z wielu, które mamy. Potrzebujemy trenera, który sprawi, że zostaniemy mistrzami – mówił Federico Valdes, prezydent Universidad de Chile na temat Diego Simeone. 15 grudnia minionego roku Argentyńczyk czekał na sfinalizowanie negocjacji, ale na jego drodze stanęła tylko jedna przeszkoda. Jorge Sampaoli. 51-latek, który ledwie odszedł z ekwadorskiego Emelecu, rzutem na taśmę przekonał działaczy, że wyciśnie z ich zespołu dwa razy więcej niż Diego. I nie interesowało go zwykłe zgarnianie trofeów, a budowa zespołu, który miał boleśnie upokarzać rywali. Tak jak na załączonym nagraniu:

Powyższe fragmenty pochodzą z finału odpowiednika południowoamerykańskiej Ligi Europy – Copa Sudamericana. Universidad dotarł do finału rozgrywek, gdzie w dwumeczu rozprawił się 4:0 z absolutnym faworytem LDU Quito. Ł»eby tego było mało, zespół stracił tylko dwa gole (drugi najlepszy wynik w historii), a jednocześnie miał w swoich szeregach króla strzelców turnieju. Piłkarze z Santiago ciągle wychodzili na zero z tyłu, a z przodu straszyli duetem skrzydłowych, ofensywnym pomocnikiem i duetem snajperów…

O wynikach Sampaoliego coraz głośniej trąbią także w Brazylii i Argentynie, ale bohaterowi Universidad przyświecają na razie inne cele: – Dajcie mi do naprawy reprezentację Chile – zapowiada. Selecao może przejąć nawet za kilka tygodni, ale co potem? My proponujemy wyjazd na Stary Kontynent, skoro taki odrzutek jak Simeone zakotwiczył w Atletico Madryt…

8. BRENDAN RODGERS (SWANSEA)

Znajomy Grzegorza Rasiaka, z którym pracował w Reading i jeden z najmłodszych trenerów w Premier League. Jego kontakty z celebrytami ograniczyły się jak dotąd do dwóch wielkich nazwisk. Jako 14-latek trenował pod okiem Fergusona w akademii Manchesteru United, ale nie zapadł nawet Szkotowi w pamięci. Dla odmiany, Rodgers wpadł w oko Jose Mourinho, który kilka lat temu włączył dorosłego już faceta do sztabu trenerskiego Chelsea. Nikt jednak nie przewidywał, że Portugalczyk zamieni swojego kolejnego asystenta – po Villasie-Boasie – w żywe złoto.

38-latek objął Swansea przed rokiem i właściwie nie miał przed sobą żadnego konkretnego celu. Skoro działaczom odpowiadał szary byt w Championship, młody menedżer ustawił sobie poprzeczkę dosyć wysoko i w ostateczności awansował do Premiership. Marne 6 milionów funtów w klubowej kasie wystarczyło do sukcesu, a Scott Sinclair miał wszystko, by położyć na kolana niemal wszystkich rywali. Football fiction, które urzeczywistnił Rodgers. Sen trwa obecnie w najlepsze, bo po inauguracji sezonu i perfekcyjnym 3:0 nad West Bromwich, walijski zespół plasuje się na 14. miejscu.

7. ATTILIO TESSER (NOVARA)

Przeciwieństwo temperamentnego makaroniarza – nudziarz, którego nawet nie warto cytować. Typowy wyrobnik, albo przekładając na włoskie realia – Gepetto, który z drewniaków wystrugał piłkarzy pełną gębą i w dwa lata awansował z Serie C do Serie A. Ma 53 lata, ale tak naprawdę dopiero teraz zaczął przygodę z poważną piłką. W najwyższej klasie rozgrywkowej wprawia w osłupienie topornym ustawieniem 5-3-2, które jednak zdaje egzamin, bo Novara ograła 3:1 Inter Mediolan i na chwilę zepchnęła piłkarzy Morattiego do strefy spadkowej. Niesłychane, zważywszy, że smak gry w najwyższej klasie rozgrywkowej poczuła pierwszy raz od 55 lat. Jakości do utrzymania w Serie A może Tesserowi nie wystarczyć, ale w najgorszym wypadku może liczyć na przyzwoitą ofertę w innym solidnym klubie.

6. JUAN IGNACIO MARTINEZ (LEVANTE)

Po najlepszym starcie Levante w historii definiowaliśmy go dwoma słowami: skromność i pokora, a te same cechy przyswoili sobie zaraz po nim jego podopieczni. Droga Martineza na szczyt przypominała życiorys ascety, bo nie zależało mu na pieniądzach i nieustannie poświęcał się dla rodziny. Pracując w Salamance, zwinął manatki, bo źle czuł się bez bliskich. W Walencji ma pod nosem to, czego pragnie i skupia się tylko na pracy. Efekty przechodzą najśmielsze oczekiwania, bo Levante na początku sezonu wygrało siedem meczów z rzędu w La Liga. Szczególnie w pamięci obserwatorów zapadł triumf nad Realem Madryt:

5. DORINEL MUNTEANU (OTELUL GAفACZ)

Jeszcze parę lat temu Gigi Becali powiedział o nim, że ustawia mecze. Dlaczego? Bo nie robił oczekiwanych wyników z zespołem i właściciel Steauy Bukareszt wykopał go z roboty. Plamę na honorze raczkującego fachowca zmazały media, ale kiedy Munteanu wyleciał na bezrobociu, chętnych na jego usługi było niewielu i wybrał pierwszą ofertę z brzegu. Nikt jednak nie przypuszczał, że włoży tyle sił w przebudowę Otelula Gałacz, że z ligowego średniaka zespół przerodzi się w potentata w kilka miesięcy. Wygrana liga i udział w Lidze Mistrzów to wielkie sukcesy, bo o Rumunie przypomnieli sobie po kilku sezonach na zachodzie Europy.

43-latek tworzył bowiem w przeszłości złotą generację rumuńskiej piłki u boku Dana Petrescu i Gheorge Hagiego. Dziś cały tercet próbuje zapracować na laury w nowej roli i każdy mierzy w wyjazd do jeden z czołowych lig kontynentu. Munteanu był co najwyżej na poważnie wymieniony w gronie kandydatów do zastąpienia Bakero, ale usilnie zamierza czekać na Bundesligę. Spędził tam najlepsze lata kariery i dziś podkreśla, że czerpał pełnymi garściami z wykładów Felixa Magatha i Christophera Dauma. Jego priorytetem za naszą zachodnią granicą byłaby fucha w Kolonii, ale nie przewidujemy rychłego zwolnienia Stalke Solbakkena.

4. THORSTEN FINK (FC BASEL/HAMBURGER SV)

Niegdyś był płucami Bayernu, ale tylko od święta, bo jako piłkarz balansował na pograniczu pierwszego składu i ławki, z której dziś nie da się nikomu przegonić. Fink to prawdziwy skarb wśród niemieckich trenerów, bo jest symbiozą menedżera doskonałego. Sam o sobie mówi: – Jestem jak Juergen Klopp, postępuje w zależności od okoliczności. Potrafię być surowy, ale jednocześnie jestem kumplem moich zawodników – twierdzi.

44-latek objął zespół w 10. kolejce przed meczem z Wolfsburgiem. Zremisował 1:1, choć nie przewidywał tego nawet trener rywali, Felix Magath: – To dobry trener, bardzo angażuje się w swoje obowiązki, ale jest tu za krótko, by zrobić z nami dobry wynik – mówił „Quaelix”. A jednak, zrobił. Hamburg zremisował łącznie pod jego wodzą aż sześć spotkań i dwa wygrał. Ani jednej porażki, choć przed jego przyjściem było ich aż sześć i ostatnie miejsce w tabeli. Przesunięcie na trzynastą lokatę można zatem uznawać za wielki progres, ale Niemiec jeszcze większego cudu dokonał z FC Basel. Szwajcarów opuścił tuż przed końcem rozgrywek grupowych Ligi Mistrzów, ale awans śmiało może zapisać po stronie swoich sukcesów. Z Bazyleą zdobył dwa mistrzostwa kraju, ale drugie miejsce w grupie wygląda najbardziej imponująco.

3. ANTONIO CONTE (JUVENTUS)

– Antonio jest zdecydowanie gotowy do prowadzenia zespołu w Serie A. Jeśli jednak nie będzie wspierany przez zarząd, skończy dokładnie tak samo jak Ciro Ferrara – twierdzi Luciano Moggi. Wygląda jednak na to, że w odróżnieniu do legendarnego stopera Juve, Conte nie podzieli jego losów i nie straci posady po zaledwie kilku miesiącach pracy. Za mocno siedzi w siodle, bo w końcu nadał styl, który może przynieść klubowi mistrzostwo kraju.

Conte nie tylko nie boi się poszukiwania nowych rozwiązań (zmienił system gry z odważnego 4-2-4 na 4-3-3), ale w dodatku nie zraża tym do siebie piłkarzy. Juventus to grande famiglia, gdzie szczególną uwagę należy poświęcać własnym kibicom. Kiedy „Stara Dama” ograła 2:0 Milan, Conte ciągnął za fraki wszystkich zawodników uciekających do szatni, by poczekali i podziękowali kibicom za doping. Facet ma jaja i nie boi się stanąć twarzą w twarz z żadną gwiazdeczek, bo w przeszłości zdołał wybrnąć z największych tarapatów. Choćby w sytuacji, kiedy prowadził Bari…

– W jakim świecie my żyjemy? – pytał, kiedy napadło chuliganów Lecce, którzy metalowymi prętami próbowali ukarać go za zdradę na rzecz Juventusu i Bari właśnie. Bandycka misja się nie powiodła, bo w porę trenera uratowała ochrona. Jeśli teraz spełni się życzenie Moggiego i Conte będzie miał mocne plecy – tym razem w postaci kierownictwa klubu – za kilka miesięcy może zgarnąć Scudetto.

2. STALE SOLBAKKEN (FC KOPENHAGA/FC KOELN)

Dyktator, który wszystko wie najlepiej, ale o dziwo, nie nastąpił jeszcze na minę. W tym roku zdołał wyjść z grupy Ligi Mistrzów z Kopenhagą, ale nie było to dla niego nic niezwykłego, bo w przeszłości przeżył śmierć kliniczną po zasłabnięciu na treningu. Po powrocie do pełnej sprawności i kilku tytułach trenera roku w Danii, pozostało mu tylko wyjechać w poszukiwaniu sławy. Długo na nią nie musiał czekać, a wszystko dzięki swojemu tupetowi.

– Solbakken popełnia poważne błędy – stwierdził legendarny Ottmar Hitzfeld na wieść, że Duńczyk na dzień dobry zabrał opaskę kapitańską Lukasowi Podolskiemu. Kibice byli w szoku, ale napastnik grał od początku rozgrywek pierwsze skrzypce. Trener całkowicie uwolnił go od dodatkowej presji, a Podolski wyrósł na ligowego Mike’a Tysona ze względu na swoją boiskową siłę i zaangażowanie. Skoro Solbakken z taką łatwością zalicza kolejne sukcesy mentorskie, nie może dziwić, że pouczał nawet największe autorytety futbolu:

W tej chwili Kolonia okupuje spokojnie dziesiąte miejsce w tabeli, co jest idealną odpowiedzią na przedsezonowe ambicje działaczy. Wszystko wskazuje na to, że nie grozi im dramatyczna walka o utrzymanie jak w poprzednich rozgrywkach, ale nowy szkoleniowiec ma apetyt na więcej. Zaczął już bowiem wywierać presję na swojego dyrektora sportowego: – Desperacko potrzebujemy napastnika. Pomimo swoich wpadek, było nieźle, ale nie mamy żadnych dział – mówił Solbakken, a później miał podsunąć karteczkę ze swoimi życzeniami klubowemu zarządowi.

1. OLE GUNNAR SOLSKJAER (MOLDE FK)

Absolutna rewelacja roku, bezsprzecznie największa, mimo przeciętnego poziomu ligi norweskiej. Solskjaer zasługuje na szczególne uznanie, bo po raz pierwszy prowadził dorosły zespół, a skończył zdobywając dziewiczy tytuł w stuletniej historii Molde. Dodajmy tylko, że w swoim kraju wylądował dosyć przypadkowo, bo do przeprowadzki zmusiła go żona. 38-latek miał wobec niej spory dług, bo i tak wydłużył swój pobyt w Anglii o dwa lata po zakończeniu kariery, kiedy zajął się zbieraniem bezcennych szlifów jako opiekun rezerw „Czerwonych Diabłów”. Dziś partnerka życiowa Ole-Gunnara wywiesza białą flagę i para buduje nowy dom w Manchesterze. Po to, by wylać fundamenty pod nadchodzące, wielkie sukcesy.

Jako napastnik Solskjaer był zawsze jokerem, teraz wreszcie wszystko kręci się wyłącznie wokół niego. Obecnie figuruje na liście życzeń Blackburn i kilku niemieckich klubów, a Ferguson widzi w nim swojego potencjalnego następcę. Beckham zazdrościł dla odmiany sukcesów w nowej dziedzinie, a Ferdinand napisał o nim na Twitterze: – To kwestia czasu, kiedy zostanie wybitnym fachowcem w Premier League.

FILIP KAPICA

Najnowsze

Ekstraklasa

Legia stanie w szranki z Cracovią. Chodzi o piłkarza z ligi tureckiej

Mikołaj Duda
1
Legia stanie w szranki z Cracovią. Chodzi o piłkarza z ligi tureckiej
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama