Piłka. Dla większości z nas to najpopularniejszy sport świata. Albo określenie okrągłego przedmiotu, stworzonego po to, by precyzyjnie kopnąć go w stronę bramki. Ale nie dla nich. Oni piłkę pojmują inaczej. – Dla nas piłka to idea, takie słowo – klucz, które ma ludzi otworzyć, szerzyć tolerancję, redefiniować kontakty między ludźmi. Niezależnie od tego, gdzie mieszkają, jaką mają religię i kolor skóry – przekonuje Mateusz Zmyślony, odpowiedzialny za marketing i kontakty z mediami w projekcie Globall 2012 – Zresztą, niech pan spojrzy. Piłka, którą mam ze sobą, jest czarno-biała, co też jest symboliczne – dodaje i wyjmuje z pokrowca futbolówkę. A na niej dające się rozczytać podpisy – Jerzy Dudek, Cesc Fabregas, Emmanuel Eboue i Nicklas Bendtner. Jest też Robin van Persie.
Czym jest Globall 2012? „Tysiąc piłek dla dzieci w Afryce” – oto cel, jaki przyświeca całemu przedsięwzięciu. Zmyślony i spółka 1 stycznia 2012 roku wyruszą z Kapsztadu w Republice Południowej Afryki. Ich samochody właśnie płyną statkiem na Przylądek Dobrej Nadziei. W nich przemierzyć chcą całą Afrykę i Bliski Wschód, by swoją eskapadę, na przełomie kwietnia i maja, zakończyć na Ukrainie. Efektem finalnym ma być książka o charakterze albumu, wystawa i film, który, jeżeli się spodoba, pokaże Discovery w kilkunastu krajach. A w międzyczasie? W każdym z afrykańskich państw zagrają mecz z miejscową ludnością. Będą też wręczać piłki, które przy różnych okazjach można było kupić dla dzieci w Afryce. Wystarczyło zapłacić 25 złotych, podpisać się na piłce i wybrać kraj, w którym ma być podarowana. Ale nie tylko te piłki są zaangażowane w projekt.
Najpierw miała być jedna, z podpisami największych światowych gwiazd. Teraz wiadomo już, że futbolówki będą dwie, bo na podpisy zabrakłoby miejsca – w Rzeszowie swoje autografy dorzucili Maciej Maleńczuk i Krzesimir Dębski, podpisał się też jedenastoletni Dima Kira, gracz meczu, rozegranego przez ekipę Globall w malutkiej wiosce Limna, położonej w ukraińskich Karpatach. Później dołączyli jeszcze Artur Rojek, Hanna Lis i Piotr Cugowski. Piłki wrócą do Polski i na Ukrainę, być może któryś z największych piłkarzy jeszcze podpisze się na nich w czasie przyszłorocznego Euro. A potem? – Mamy już pewne pomysły, do tego zgłaszają się do nas różne organizacje. Jest taka opcja, że nasze dwie piłki znajdą się po Euro w Muzeum Sportu, które ma zostać założone na Stadionie Narodowym. Ale mogą też trafić na aukcje charytatywne – tłumaczy Zmyślony – Niemniej jesteśmy otwarci na wszelkie inicjatywy, które przyczynią się dobru naszej sprawy.
Spotykam się z nim w warszawskiej restauracji „Beirut”. Pytam o to, jak narodził się projekt. – Wie pan, ja pracuję jako dyrektor kreatywny w agencji reklamowej, która miała za zadanie wspierać polsko-ukraińską kandydaturę. Ludzie wokół nie dawali nam żadnych szans, a ja wierzyłem. Miałem już w głowie jakiś ogólny projekt, a w momencie, gdy zostaliśmy współgospodarzami turnieju, błyskawicznie, wraz z kolegą, zaczęliśmy ustalać szczegóły – opowiada Zmyślony, dla którego inspiracją była też wizyta w Muzeum Futbolu na stadionie Camp Nou: – Tam była wystawa zdjęć fotografa, który jeździł po całym świecie, robią zdjęcia tylko tym, którzy grają w piłkę. Te fotografie, ułożone w jeden ciąg, wyglądały niesamowicie. Dzieciaki na bosaka, mężczyźni w turbanach, kobiety. Różni ludzie, różnie ubrani, wszyscy tak samo biegali za piłką. Nie ma takiego drugiego sportu. Przecież grać możesz i bez bramek, wystarczą kamienie albo tornistry. Mając piłkę w ręku nie musisz nawet znać języków obcych. Po prostu bierzesz piłkę, grasz z ludźmi i stajesz się dla nich partnerem. Nie jesteś już „obcym”.
Po starcie z Republiki Południowej Afryki odwiedzą kolejno: Namibię, Botswanę, Zimbabwe, Zambię, Tanzanię, Kenię, Etiopię, Sudan i Egipt. Potem przejadą przez Bliski Wschód, pojawiając się w Syrii, Jordanii i Turcji. Niektóre z meczów są już dokładnie zaplanowane. W Namibii przy granicy z Angolą, zmierzą się z ludźmi z plemienia Himba. W Zambii odwiedzą prowadzony przez brata Jacka Rostowskiego Dom Nadziei, by zagrać w piłkę z uratowanymi przez duchownego dziećmi ulicy. W Tanzanii zagrają u stóp czynnego wulkanu Ol Donyo Lengai, w Etiopii ich rywalami będą członkowie odizolowanego od świata myśliwskiego plemienia Karo, a w Egipcie, na upalnej Saharze, mierzyć się będą z Berberami i Nubijczykami. – Wynik nie będzie miał większego znaczenia. Kto wie, może ze względów PR nawet byłoby lepiej, gdybyśmy notowali wyniki jak kadra Smudy? Zresztą to jest więcej niż możliwe. Co prawda większość naszej ekipy to ludzie dość wysportowani, ale mało kto akurat gra w piłkę. A ja jestem takim „okularnikiem” naszej wyprawy – mówi Zmyślony.
Pytam o bezpieczeństwo, bo przecież w Sudanie wciąż jeszcze wrze, a w Angoli, obok której będą przejeżdżać, zaatakowani zostali kilka lat temu piłkarze reprezentacji Togo. – Nie ukrywam, że troszkę się boimy. Ale nie sztuką jest pojechać w jakieś miejsce, gdzie jest zupełnie bezpiecznie, bo wtedy nie byłoby ani wyzwania, ani żadnej misji społecznej. Biedne dzieci są przecież w Sudanie, a nie w Europie Zachodniej. Poza tym, nie oszukujmy się. Nasz projekt nie zainteresowałby ludzi, gdyby nie pewne dźwignie. A takimi na pewno są biało-czarna piłka i dzika, niezbadana jeszcze w pełni Afryka – tłumaczy Zmyślony – Dzięki nim zainteresujemy ideą tolerancji większe rzesze ludzi. A to właśnie nasz cel.
Zarówno on, jak i jego kompani, są przygotowani na różne ewentualności. Przeszli już szereg szkoleń, znają też zagadnienia tzw. cross-cultural communications, czyli wiedzą jak w danej sytuacji zachować się, by kogoś nie obrazić. Spać będą we własnym obozie rozbijanym tam, gdzie rzuci ich los, często w specjalnie do tego przygotowanych miejscach, campach, których pilnują tzw. „watchmani” z karabinami, bo uważać trzeba również na dzikie zwierzęta. Wreszcie, w razie czego, mogą też zawsze liczyć na pomoc medyczną: – Będzie z nami dwóch lekarzy, z których jeden był z naszymi żołnierzami na misji w Afganistanie. Wie zatem, jak zachowywać się w sytuacjach krytycznych.
Ekspedycję wspierają między innymi Ambasady Ukrainy i Republiki Południowej Afryki, spółka PL.2012, Narodowe Centrum Kultury, a swoim patronatem objął ją również minister Radosław Sikorski. I właśnie to nie podoba się niektórym internautom, którzy wyrazili swoje nieprzychylne opinie pod tekstem o Globall 2012 opublikowanym na portalu gazeta.pl. „Fajną wycieczkę zafundowało panom to centrum. Każdy przeciętny człowiek musiałby wyskoczyć z kilku, ba – kilkunastu tysięcy złotych, by udać się w taką podróż” – to jeden z głosów. A drugi z internautów pyta, kto w dzisiejszych czasach może sobie pozwolić na półroczny urlop. – Rzeczywiście, my wszyscy jesteśmy gdzieś zatrudnieni i jest pewien lęk, że jak wrócimy, to już tej pracy nie będzie – odpowiada Zmyślony, po czym staje się nieco bardziej poważny – A co do pierwszego z tych komentarzy, to to jest bardzo przykre, że ktoś patrzy na nasz projekt z tej właśnie strony. No po prostu ręce mi opadają. My przez jakieś dwa lata chodziliśmy po różnych instytucjach i firmach, żeby uzyskać wsparcie. A efekt końcowy jest taki, że sponsorzy opłacają około 1/8 całego przedsięwzięcia. Reszta to nasze prywatne środki pieniężne. Nikt nie musi nas popierać, jeśli nie rozumie lub nie zgadza się z naszą ideą. Ale żeby zaraz jej szkodzić?
Reakcje ludzi na projekt Globall 2012 są jednak w większości bardzo pozytywne. Zmyślony stwierdza, że tego typu niechęć zaobserwował tylko w komentarzach pod tamtym tekstem. Dominuje zrozumienie, chęć pomocy, zresztą ludzie kupili już zdecydowaną większość z tysiąca piłek. Niesamowita jest historia z października tego roku, kiedy Mateusz reklamował ekspedycję i sprzedawał piłki- cegiełki przy dworcu PKP w Krakowie. Kilku ludzi minęło go z przekąsem. – Po co piłka dla czarnucha – rzucił jeden. – Nie lepiej polskim dzieciom te piłki dać? – zapytał ktoś inny. W obu przypadkach ludzie wyglądali na bogatych, dobrze sytuowanych. Nagle podeszli Krzysiek i Sławek. Bezdomni, właśnie stracili pracę. Zainteresowali się projektem, stwierdzili, że przecież tam, w Afryce, ludzie mają jeszcze gorzej od nich, nawet w ich sytuacji. I wysupłali wspólnie 2 złote. Resztę – 23- dołożyła po chwili wycieczka gimnazjalistek. I tak piłka, zdaniem Zmyślonego jedna z najcenniejszych, pozostanie w Sudanie.
– Generalnie dało się zauważyć, że ideę Globall dużo łatwiej chwytają obcokrajowcy. Wspierają nas, mówią, że to świetny pomysł – mówi mój rozmówca – Polakom natomiast wydaje się, że do Afryki należy jeździć wyłącznie z pomocą humanitarną. A to nieprawda, bo tam często bardziej potrzebne są inne projekty. My na przykład chcemy uświadomić ludziom, że Afryka jest też przyjazna, piękna i barwna, że można przyjeżdżać do niej na normalne wakacje. To jest być może najlepsza forma pomocy – po prostu wydawać tam własne pieniądze. Z turystyki żyje zresztą niejeden tamtejszy region.
Uczestnicy Globall 2012 mają nadzieję, że dzięki biało-czarnym piłkom szybciej nawiążą kontakt z miejscową ludnością. Ł»e stworzą wartościowy, międzykulturowy przekaz, który zainspiruje ludzi na całym świecie. Ł»e w razie problemów, na przykład na granicach, wystarczy pokazać, co ze sobą wiozą, by urzędnicy z miejsca zareagowali przychylniej. – Odbyliśmy szereg konsultacji, rozmawialiśmy z ludźmi, którzy znają Afrykę i znają też piłkę nożną. Potwierdzili, że tak właśnie może być – tłumaczy Zmyślony i dodaje – No bo wie pan, moglibyśmy też wziąć ze sobą – jak wszyscy – aparaty fotograficzne, wysiadać z samochodu i pstrykać ludziom zdjęcia. Ale wtedy to byłaby taka relacja: „Ja Tobie robię zdjęcie, bo jesteś biedny, niedożywiony, głodny i wyglądasz inaczej. Bo żyjesz na poziomie, jaki w moim kraju jest nie do pomyślenia”. Wtedy nie przełamiemy żadnych barier, tylko je wzmocnimy. Zresztą pomoc humanitarna jest w tym sensie nawet nieco szkodliwa, bo tylko utrwala podział na „lepszy i gorszy świat”.
Podział, z którym mój rozmówca i jego koledzy zupełnie się nie zgadzają. Im przyświeca hasło zgoła odmienne: „każdy inny, wszyscy równi”. A jak można lepiej je realizować na Czarnym Lądzie, niż grając z ludźmi w piłkę, wspólnie się śmiejąc i rozmawiając? Ma pan jakiś pomysł? – pyta retorycznie Zmyślony. I zachęca do kupowania kolejnych piłek. Trochę ich jeszcze zostało.
JAKUB RADOMSKI