10 mgnień jesieni, czyli podsumowanie rundy z przymrużeniem oka

redakcja

Autor:redakcja

17 grudnia 2011, 15:25 • 7 min czytania

Pierwszy weekend bez T-Mobile Ekstraklasy to dobry moment na podsumowanie tego, co wydarzyło się przez ostatnie pół roku w naszej lidze. A działo się sporo. Skandale, skandaliki, piękne gole, idiotyczne wypowiedzi, pierwsza wyprawa rowerem z Krakowa do Bredy, i tak dalej, i tak dalej. Oto nasze subiektywne podsumowanie jesieni:
10. PRECZ Z KAFAREM

10 mgnień jesieni, czyli podsumowanie rundy z przymrużeniem oka
Reklama

Arogancki, zarozumiały, butny. Po prostu Kafarski. Historia kaszubskiego Mourinho idealnie pasuje do tytułu brytyjskiej komedii „Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi”. Pod koniec jego pracy w Lechii wszyscy mieli go dosyć. Od kibiców po klubową sprzątaczkę, nie mówiąc już o piłkarzach, którzy nawet specjalnie się nie kryli ze swoją niechęcią do trenera. Ten, przeświadczony o swojej zajebistości, z kolejki na kolejkę pogrążał się coraz bardziej, sprawiając, że Lechia z drużyny chwalonej za swój ofensywny styl gry stała się najbardziej toporną zbieraniną piłkarzy, jaką nasza liga widziała od czasów Miliardera Pniewy. Pewnie byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie Wojtek Pawłowski…

Reklama

Konto Kafarskiego obciążają też katastrofalne transfery. Sazankow, Benson, Tadić… فącznie trójka tych napastników strzeliła dla Lechii jednego gola. Pierwszy jest piłkarskim inwalidą, drugi wyróżnia się tylko rozmiarem buta, a trzeci regularnie kopie się w czoło. Krótko mówiąc, dramat. Dziś, pan Tomasz może stanąć przed lustrem, zaczesać swoją fryzurę na czeskiego piłkarza (krótko z przodu, długo z tyłu) i powiedzieć głośno: spieprzyłem to.

Ale nie przekreślamy go. Jeśli tylko nabierze trochę pokory, to może wyjść jeszcze na ludzi.

9. ŚLEPY JAK MYRMUS

To nie była najlepsza runda dla sędziów. Co prawda nie kończyli meczów dziesięć minut przed końcem i nie spóźniali się do pracy przez pielgrzymów zmierzających do Częstochowy, ale krótko mówiąc, byli beznadziejni. Lyczmański, Borski, Krztoń… W zasadzie nie wiadomo, który gorszy. Natomiast wiemy, że najbardziej spektakularną wpadkę należy zapisać na konto Krzysztofa Myrmusa. Liniowego ze Skoczowa, który w perfidny sposób przekręcił piłkarzy فKS-u w meczu z Wisłą.

Link do tej sytuacji znajdziecie TUTAJ.

Rzadko się zdarza, by arbiter liniowy nie podnosił przez trzy sekundy chorągiewki, a zrobił to dopiero wówczas, gdy zawodnik idealnie podciął piłkę nad bramkarzem. Myrmus powinien się cieszyć, że nie pracuje w Argentynie…

Smaku tej historii dodaje też fakt, że główny arbiter tego meczu – Robert Małek, wiedział, że bramka została zdobyta prawidłowo (taką informację przekazał mu sędzia techniczny – Jarzębak), ale gola i tak nie uznał.

8. ROMAN MAX KOLONKO

Niewiele ma to wspólnego z minioną rundą, ale nie mogliśmy sobie odmówić. Roman nadaje z Legnicy. Przeżyjmy to jeszcze raz.

7. HOLENDERSKI PR-OWIEC SPADف Z ROWERU

Mistrz mydlenia oczu. Zawsze dumny, zawsze zadowolony (prawie jak Jurek Mordel), zawsze najlepszy. A jeśli już przypadkiem zdarzyło mu się przegrać, to wyłącznie przez pomyłki sędziowskie lub niekorzystne położenie Jowisza w układzie słonecznym. Nigdy przez złą taktykę.

Kitował na potęgę. Kiedy Wisła strzeliła gola Jagiellonii po faulu Jaliensa na Ptaku, piękny Robert oznajmił, że kontaktu między zawodnikami w ogóle nie było, a piłka po prostu wpadła do bramki. Faktycznie, nie było.

Z kolei po przegranym w fatalnym stylu meczu z Legią, holenderski narcyz stwierdził, że, tu cytat „w drugiej części gry do 70 minuty graliśmy lepiej”, a później poszedł jeszcze dalej: „uważam, że z taką grą jak dzisiaj jesteśmy w stanie wygrać cztery kolejne mecze w październiku”. Jak już wiemy, nie wygrali.

W końcu jednak wsiadł na rower i wrócił do Holandii. Ale zanim zdołał dopedałować do Bredy, postanowił wytłumaczyć się ze swojej porażki holenderskim mediom: – Od sierpnia 2010 roku, kiedy objąłem Wisłę, wszystkie kluby zmieniły szkoleniowców.

Oczywiście, wszystkie. Poza Legią, Ruchem, Górnikiem i Podbeskidziem…

Trzeba przyznać, ma gość tupet.

6. WYŚCIG AUSTRALIJSKI PREZESA WOLASA

Medialny prezes, nie stroniący od kąśliwych wypowiedzi, to znakomita pożywka dla mediów. I my lubimy takich gości. Wiadomo, dodają oni kolorytu lidze i są ciekawą odskocznią od wypowiedzi piłkarzy w stylu: „Za nami ciężki mecz, przeciwnik postawił trudne warunki, musimy zrobić wszystko, by za tydzień zrehabilitować się za tę porażkę.” Bla bla bla. Ale gorzej, gdy ów prezes okazuje się zwykłym burakiem. Na przykład takim jak Jerzy Wolas, który choć urzędował przez niecałe trzy miesiące, to zaistniał kilkoma głupkowatymi wypowiedziami. Tutaj dwa fragmenty jego rozmowy ze „Sportem”.

Niektórzy kopacze, bo w Polsce jest tylko kilku piłkarzy, nieco się rozpanoszyli. A przecież nawet w burdelu musi być porządek, a moim zadaniem jest posprzątać. Wyplewię wszystkie chwasty. Oni zarabiają pieniądze, a nic nie pokazują. Nie zasługują na takie wypłaty, bo grają jak ogórki. Klub to jest zakład pracy. Proszę mi pokazać miejsce, gdzie da się zarobić więcej, pracując dwie godziny dziennie.

Tym niemniej przekazałem Markowi Sokołowskiemu, że w zespole zaczyna się wyścig australijski. Po każdym słabszym meczu odpadać będzie najgorszy. Zrobiłem kiedyś coś podobnego za trenera Marcina Brosza. Pamiętam, że na mecz pojechał z szesnastoma piłkarzami. I poskutkowało. Jeśli zajdzie taka konieczność, to zrobię to raz jeszcze. Nie będę stał z założonymi rękoma.

Wypowiedzi na poziomie faceta, który właśnie zszedł z ciągnika, by odpalić szluga i podłubać w nosie. Tak właśnie zapamiętamy prezesa Wolasa.

5. NAZYWAM SIĘ SYLWEK PATEJUK…

Zostajemy w Bielsku. Piłkarze Podbeskidzia, skazywani przed sezonem na spadek z ekstraklasy, pokazali, że na naszą ligę wiele nie potrzeba. Wystarczy mieć chęci, dobrą kondycję, odrobinę woli walki i Sylwka Patejuka w składzie. Proste.

Pochodzący z Warszawy piłkarz był jednym z odkryć tej rundy. Chłopak ma w sobie ten błysk. Ma to coś, co sprawia, że na jego grę patrzy się z przyjemnością. I tylko szkoda, że tak późno trafił do ekstraklasy. A przecież swego czasu od ofert nie mógł się opędzić, nawet kiedy grał w okręgówce. Przypomnijmy pewien wpis ze strony internetowej Perły Złotokłos:

Nazywam się Sylwek Patejuk. Mam 24 lat i lubię strzelać gole. Kopałem w piłkę, zanim nauczyłem się chodzić, tak przynajmniej powiedzieli mi rodzice. Moja przygoda z „zawodową” piłką rozpoczęła się w wieku 17 lat w Hutniku Warszawa, klubie z wieloletnimi tradycjami. Tam tocząc ciężkie boje w lidze okręgowej i w półsezonowych występach w trzeciej lidze zbierałem doświadczenie. Mówiąc w języku piłkarskim „ogrywałem się”. Otrzymałem pochlebne recenzje, co zaprocentowało tym, że zainteresowały się mną kluby takie jak:

– Real Madryt,
– FC Barcelona,
– LKS Perła Złotokłos,
– Amator Jesionka.

Najwyższy poziom i najlepsze warunki do treningu oraz najwieksze szanse na osiągnięcie sukcesu i rozwoju kariery stworzyła mojej skromnej osobie Perła Złotokłos. Więc wybór był oczywisty. W Perełce gram juz trzeci sezon. Razem z moimi kolegami staramy sie o awans. Jak na razie nie udało się, więc ciągle zostaje Serie A. Ale będziemy walczyć!!!

Sylwek

4. SIEJEWICZ NA PODSفUCHU

3. MAGICZNY WOLSKI

Dawno nie widzieliśmy takiego piłkarza w ekstraklasie. I to w dodatku Polaka. Ma jeszcze sporo braków, jest wątły fizycznie, ale technicznie zjada w tej lidze wszystkich.

Nie dziwimy się więc Legii, która po kilku dobrych występach Rafała, szybko wykręciła numer do jego młodszego brata – Pawła i po raz kolejny zaprosiła go na testy. Co dwóch Wolskich, to nie jeden.

2. BĘDĘ GO ZJADف

Maskotka ligi. Kiedyś kopał piłkę po wioskach w województwie lubelskim, podbijał serca lokalnych dziewcząt, a na festynach wzbudzał większe zainteresowanie, niż przaśne zespoły disco polo. Dał się lubić. Był pupilem prezesów, kibiców i ekspedientek w spożywczaku. Uśmiechnięty, wyluzowany, kontaktowy. Podobno denerwował się tylko wtedy, gdy na jego konto nie wpływała kasa w terminie, a trzeba pamiętać, że na początku, w Lubyczy Królewskiej, grał za śmieszne pieniądze, rzędu 500 złotych i miskę ryżu. Czasami chodził głodny. Dziś jest królem życia. Niedawno pisaliśmy, że jeżeli ten chłopak dalej będzie tak grał, jak jesienią, to w Zabrzu nie wyda na jedzenie ani złotówki. Wystarczą koguty.

PS. Legenda głosi, że w pewnej kwestii przebija nawet samego Jarka Bako.

1. ŚWIĘTOWALI NA WIERTNICZEJ

Drużyna roku według śmiesznego plebiscytu „Piłki Nożnej” wykręciła też największy numer tej jesieni. Może nawet ostatnich lat. Chodzenie po agencjach w środowisku piłkarskim jest oczywiście zjawiskiem dość powszechnym, ale w końcu nie co dzień piłkarze wychodzący z burdelu trafiają na okładkę tabloidu. Legionistom się to udało. Kilka godzin po znakomitym meczu w Moskwie.

W dniu publikacji tych zdjęć, czyli w poniedziałek 29 sierpnia, cała czwórka zagrała w meczu ligowym z ŁKS-em. Na odprawie przed meczem Maciej Skorża miał im powiedzieć coś w stylu: – No panowie, poza boiskiem się już popisaliście. Teraz macie wyjść i zapieprzać.

Mało wyszukane, ale poskutkowało. Legia wygrała 3:1. Jesteśmy jednak pewni, że Michał Probierz próbowałby zmotywować by ich fraszką: „Drętwą mową ust nie kalać, wyjść na boisko i zapierdalać”.

JAKUB POLKOWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama