Stare przysłowie nie traci terminu ważności – apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po udanej jesieni i miejscu na pudle w Polonii Warszawa na tytuł ostrzą sobie zęby już wszyscy – od szkoleniowca, przez piłkarzy, sztab medyczny i kierownika włącznie. Czy wysoko ustawiona poprzeczka lada dzień nie walnie na ziemię i nie przygniecie ambitnych warszawiaków? Postanowiliśmy o to zapytać ekspertów…
Przeczucie nam podpowiada, że koszmary senne na wiosnę nie nawiedzą sypialni Józefa Wojciechowskiego. Kiedy prezes ostatecznie wybijał sobie z głowy marzenia o wielkiej Polonii, „Czarne Koszule” wycięły mu figiel i po jesieni plasują się przed Lechem i Wisłą. Dwaj pretendenci do tytułu nie zamierzają jednak dłużej pozostawać w kryzysie, więc postanowiliśmy poszukać sposobu, jak najłatwiej utrzymać nad nimi bezpieczny dystans i jednocześnie załatać braki potrzebne do zgarnięcia tytułu. Swoimi opiniami chętnie podzielili się z nami ludzie, którzy w przeszłości zostawili przy Konwiktorskiej niemało zdrowia.
POTRZEBNE OD ZARAZ
1. Wzmocnienia w ofensywie
Zdaniem ekspertów bez nich się nie obejdzie, bo Polonii posypał się Teodorczyk, a na Sikorskiego nie ma co liczyć. Cani eksplodował pod bramką rywali dopiero pod koniec rundy, ale strach pomyśleć, jeśli i jemu strzeli dwugłowy lub pęknie kostka: – Potrzeba tu nowej jakości w linii pomocy. Jeż błyszczał w Górniku, ale tu z przyzwoitej strony pokazał się dopiero pod koniec rundy. Podobnie jak Cani. Trzeba zatem oglądać się za kreatywnym ofensywnym pomocnikiem i napastnikiem – twierdzi Jan Ł»urek, były trener Polonii. Wtóruje mu kierownik i symbol „Czarnych koszul”, Igor Gołaszewski: – Na pewno przydałoby nam się dwóch lub trzech zawodników z przodu – zaczyna.
– Nie mamy kłopotu bogactwa i nie wiemy co będzie z Łukaszem Teodorczykiem, który już przechodzi rehabilitację po ciężkiej kontuzji. Miał całą potrzaskaną kostkę i nie wiadomo, czy dojdzie na rundę wiosenną, bo zdarzają się różne komplikacje. Z formą na początek rudny trudno trafić… Możemy przesunąć Sultesa do przodu, ale wtedy będzie luka na boku. Potrzebujemy kogoś do rywalizacji z w ofensywnych formacjach, bo w tej chwili mamy tylko dwóch typowych napastników – kontynuuje były kapitan KSP.
Nieco bardziej zdystansowany w rozmowie na temat potencjalnych transferów jest były snajper stołecznego zespołu, Radosław Gilewicz. On potwierdza jednak, że nowe nazwiska nie zaszkodziłyby zespołowi, o ile zmiany poszłyby w parze z umiarem: – Zgadzam się, że ewentualne zakupy będą przydatne, ale skłaniałbym się ku drobnym korektom. Większe rewolucje na pewno źle wpłynęłyby na drużynę. Wiadomo, że konkurencja na pewno zawsze podnosi zaangażowanie wśród zawodników i ogólnie dobrze wpływa na zespół, ale klub jest obecnie skonsolidowany – komentuje były reprezentant Polski.
2. Lepsza infrastruktura.
Bruno po przyjeździe na Konwiktorską przypomniał sobie brazylijskie fawele, a Javier Hernandez z Meksyku po krótkiej gierce na stołecznym klepisku… w obawie o własne życie skrył się nawet przed dziennikarzami. Rzeczywistości nie idzie dłużej zaklinać, bo obdrapane mury aż proszą się, by tchnąć w nie nowego ducha: – Infrastruktura ma bardzo duże znaczenie. Często pracowałem w klubach, w których nie było tego, co być powinno. To wygląda mniej więcej tak: jest rzemieślnik, który ma do wykonania pewne zadanie, ale nie ma do tego warunków. Kandydat do pucharów nie może tak funkcjonować. Całe to zaplecze mogłoby się chociażby znajdować w innej części miasta albo nawet na przedmieściach – twierdzi Jan Ł»urek.
Igor Gołaszewski dokłada natomiast trzy grosze na temat kibiców, którzy – co zrozumiałe przy takich warunkach – nie pchają się na obiekt Polonii drzwiami i oknami: – Mamy świetnych fanów, choć jest ich garstka. Nasza frekwencja poszłaby w górę, jeśli znaleźlibyśmy się w sytuacji podobnej do Legii i mieli nowy obiekt.
3. Łut szczęścia
Ponownie oddajemy głos kierownikowi „Czarnych Koszul”: – Trener musiał w środkowej fazie rundy jesiennej szukać optymalnego składu, a ten wykrystalizował się dopiero w ostatnich sześciu meczach. Wcześniej gra nie kleiła nam się przez zwykłe braki kadrowe i kontuzje na starcie rozgrywek. Trzeba mieć na uwadze, że na wiosnę na pewno będą kartki, jakieś urazy i pozostaje nam tylko trzymać kciuki, żeby było ich jak najmniej.
ARGUMENTY ZA MISTRZOSTWEM
1. Zgrany zespół
Wąska kadra = scementowana drużyna. Bo skoro po kilku tygodniach kończą się możliwości rotacji, część piłkarzy musi w końcu zaskoczyć. I całe szczęście, że tak się stało, bo o „Czarnych Koszulach” nie trzeba mówić „one-man team”: – To nie jest drużyna jednego piłkarza. Edgar Cani to nie Polonia Warszawa, a jedynie część zespołu. To nie jest zawodnik, który wydrze piłkę, przedrybluje trzech rywali i strzeli bramkę. Na początku miał wielkie problemy, bo mógł być przyzwyczajony do dobrych podań we Włoszech. Albańczyk na pewno jest uzależniony od kolegów z drużyny, ale pod koniec rundy współpraca wyglądała już nieźle, bo piłkarz zdołał udowodnić, jak wiele daje drużynie i jednocześnie pokazał, że bez niej nie istnieje. Polonia gra coraz lepiej, choć bez zbędnych eksperymentów ze składem – ocenia Gilewicz.
2. Odrobinę rozsądniejsza polityka transferowa.
Boimy się liczyć, ile JW wywalił już na wzmocnienia. Sikorskiego i Bonina przemilczymy, bo „widziały gały, co brały”, ale Sultesowi i Caniemu bez zawahania warto przelewać kolejne pensje. Poleganie na obcokrajowcach nieprzypadkowo kojarzy nam się z mistrzowską Wisłą, choć Gołaszewski twierdzi, że Polonia nie miała specjalnie wyboru i była zmuszona iść drogą „Białej Gwiazdy”: – W Krakowie raczej nie kalkulowano, by robić zespół wokół obcokrajowców, ale zwrócono uwagę na bardzo ważną rzecz – tacy zawodnicy są po prostu tańsi od polskich. Jeśli pojawia się u nas ktoś perspektywiczny i błyśnie w lidze, od razu życzą sobie za niego horrendalne sumy. Przeważnie są one nawet nieporównywalne do graczy z zagranicy i to raczej główny czynnik, dlaczego polscy trenerzy decydują się na stranierich – ocenia były pomocnik.
Na wielkie nazwiska w Polonii nie mamy jednak co liczyć, bo piłkarz pokroju Ljuboi nie znajduje się nawet pod lupą klubowych skautów: – Nasza polityka różni się od tej w Legii. Nie jesteśmy zainteresowani inwestowaniem w zawodników, którzy są wiekowi. Jeśli decydujemy się na obcokrajowca, to na perspektywicznego. Na kogoś, kto rozegra u nas kilka sezonów. Taki Ljuboja nie jest transferem długoterminowym, choć kontrakt może zostać przedłużony, po tym jak się prezentował na jesieni. Problem z takimi zawodnikami jest jednak taki, że nie za bardzo chce im się grać. Niektórzy z takim CV traktują takie zespoły jak spokojną emeryturę. Podpisują lukratywną umowę i zaangażowania nie ma. Spójrzmy tylko na przypadek Keżmana… – zwraca uwagę i dodaje:
– Obserwowaliśmy – nazwijmy to – schyłkowy przebieg kariery Serba, który nie powalał na kolana. W Chinach zdobył bodaj jedną bramkę w ośmiu meczach, a przy takim doświadczeniu to bardzo słaby rezultat. Po krótkiej analizie, nie było sensu dłużej ciągnąć tej sprawy. Lepiej zainwestować w zawodników od 22 do 26 lat, gdzie można podpisać kontrakt na 5 lat. Chcemy graczy, którzy wskoczą u nas na wysoki pułap i będą starali wybić się jeszcze dalej, zagranicę – powiedział 43-latek.
MANKAMENTY:
Najprościej wskazać jeden, ale za to bardzo poważny:
1. Utracona jakość.
– Trudno wyrokować, co czeka Polonię w obecnej kadrze, bo ofensywa przed kilkoma miesiącami miała zupełnie inny wymiar. Był Smolarek, Sobiech, Mierzejewski. Weźmy tego pierwszego: jak nie trafił z formą, nadal pozostawał niebezpieczny, a jeśli miał swój dzień, wygrywał mecze. Sobiech był za to jednym z najzdolniejszych napastników w kraju. Tej trójki nie udało się na pewno zastąpić lepszymi piłkarzami. Przynajmniej nie było tego widać w rundzie jesiennej – podsumowuje Jan Ł»urek.
Byłemu trenerowi GKS-u Katowice trudno nie przyznać racji, bo o ile Cani to dość wysoka półka, o tyle Sikorski to na pewno nie ten kaliber, co wymieniona trójka. Mimo wszystko, Gołaszewski wciąż pokłada w nim trochę wiary: – Daniel był w tej rundzie w słabszej formie, nie mógł się u nas odnaleźć, ale po okresie przygotowawczym powinien w końcu zaskoczyć. Liczymy, że pokaże klasę, którą demonstrował w Górniku – wyjaśniał.
Na klasie Sikorskiego w walce o tytuł, sorry, ale byśmy nie polegali. Nie my jedyni, bo podobnego zdania jest Ł»urek: – Bez kolejnych wzmocnień nie można robić z nich pretendentów do tytułu – mówi, choć Gilewicz natychmiast wyjaśnia, że taki wariant nie musiałby z miejsca wypalić: – Pamiętajmy, że każdy zawodnik, który trafia do tego klubu, od razu jest obserwowany krytycznym okiem. Jeśli nie wkomponuje się już na starcie, stawia się na niego krzyżyk i ciężko mu się wtedy podnieść z kolan. Dopiero końcówka jesieni pokazuje, że letnie transfery były w większości udane. Cierpliwość popłaca, bo trudne początki miał także Bruno – wspomina były zawodnik Austrii Wiedeń.
Nasi eksperci na koniec nie byli zbyt jednomyślni, ale poparli tezę, że Polonia idzie na mistrza w stosunku 2:1. Szalę na korzyść „Czarnych koszul” przechylił optymista Igor Gołaszewski: – Zawodnicy, kadra szkoleniowa, zaplecze medyczne, ja jako kierownik i całe biuro razem z prezesem liczymy, że podejmiemy walkę i do ostatniej kolejki powalczymy o tytuł.
FILIP KAPICA