Jak donosi „Fakt”, selekcjoner reprezentacji Sportfive (PZPN) pojawił się w poniedziałek na konferencji trenerów zorganizowanej przez Wydział Szkolenia i udowodnił, że równie dobrze mógłby brać udział w Konferencji Episkopatu Polski albo przedświątecznym zjeździe hodowców karpia. Do powiedzenia i tak miałby mniej więcej to samo. Czyli nic…
Franz przez całe spotkanie nie odezwał się ani słowem.
Nie to, żeby był szkoleniowcem drużyny numer jeden w kraju na pół roku przed kluczowym dla kadry turniejem. Nie to, żeby właśnie wyjeżdżał z reprezentacją krajową do Turcji. Nie, nie, absolutnie. Przecież to takie naturalne, że selekcjoner nie ma nic do powiedzenia trenerom klubowym, prawda? Nie potrzebuje jakiegokolwiek dialogu. O nic nie chce zapytać, nic ustalić, ani niczego się oficjalnie dowiedzieć.
Wystarczy przecież, że wyśle powołania. Poza terminem FIFA, bez jakichkolwiek konsultacji z trenerami i zawodnikami na temat ich posezonowych planów. Najpierw będzie ignorował wszystkich graczy Śląska, nagle czterech powoła do kadry i nawet nie zadzwoni kurtuazyjnie do Lenczyka czy takiego Mili. Szkoda czasu i impulsów. A przecież konferencję też wygodniej cicho przesiedzieć niż trudzić się ze składaniem sensownych zdań.
Może faktycznie Franiu poczuł się nieswojo w towarzystwie trenerów, którzy uzyskali licencję UEFA PRO zgodnie z wszystkimi procedurami. Po zdaniu egzaminu dojrzałości i bez specjalnych wniosków do polityków.