Cały piłkarski świat na przełomie listopada i grudnia patrzył w kierunku Madrytu i Barcelony nasłuchując wieści przed kolejnym starciem Katalonii z Kastylią. Gdzieś na uboczu, bez szczegółowych analiz ekspertów i bez medialnego rozgłosu odbywał się inny mecz derbowy, kto wie czy nie ciekawszy od hiszpańskiego Gran Derbi. O ile Santiago Bernabeu miało być areną pięknej gry i miejscem starcia wyśmienitych zawodników, o tyle belgradzka Marakana ekscytowała przede wszystkim fanatycznych kibiców. 60 lat wojny, setki tysięcy bójek, miliony rac – Wieczne Derby. Partizan kontra Crvena Zvezda.
– Kibicuję w kraju, na reprezentacji, a od kilku lat w „wolnych” chwilach jeżdżę także na wybrane mecze zagranicznych klubów. Mam przekrój przez atmosferę na wielu europejskich stadionach – nigdzie nie jest tak gorąco jak na meczach między Crveną Zvezdą, a Partizanem – mówi nam zaprawiony w wycieczkach kibic jednej z rodzimych drużyn, który miał okazję 26-stego listopada zasiadać na trybunach słynnej serbskiej Marakany. To na Crvenie właśnie odbyły się 141. derby Belgradu. Derby, które na długie tygodnie wcześniej elektryzują wszystkich fanów rac, świec dymnych i głośnego dopingu. Według opinii wielu, to najbardziej atrakcyjny pod względem kibicowskim mecz w całej Europie, dorównać mogą mu zaś wyłącznie hity z ligi brazylijskiej, czy argentyńskiej.
Sześć dekad ciężkiej walki
Obie legendy południowo-europejskiego futbolu powstały na koniec II Wojny Światowej, Partizan jako klub wojskowy, Crvena Zvezda – policyjny. Dwie szanowane w ówczesnym systemie grupy zawodowe patronujące wielosekcyjnym stowarzyszeniom gwarantowały znakomite wyniki sportowe. W kilka lat oba kluby stały się potęgami, które zdominowały jugosłowiański futbol, a ich pasjonująca rywalizacja przesiąknięta była wzajemną nienawiścią. – Pierwsze kilkanaście lat to same sukcesy, zarówno Crveny Zvezdy, jak i Partizana. To przyciągało ludzi na stadiony, a im więcej ich było, tym lepsza była także organizacja – tłumaczy Mihailo, kibic Partizana. – W końcówce lat ’70 nasz klub miał już bardzo silną grupę kibiców, a derby były coraz bardziej widowiskowe – mówi w rozmowie z nami. Nic dziwnego, że jugosłowiańskie wówczas ekipy otrzymywały silne wsparcie z trybun – sukcesy świeżo założonych drużyn musiały robić gigantyczne wrażenie na sympatykach futbolu. Półfinały Pucharu UEFA, czy Pucharu Europejskich Mistrzów Krajowych, w dodatku osiągane przez oba kluby stanowiły bodziec do rozwoju subkultury stadionowej. Jeśli dodamy do tego słynny bałkański temperament, otrzymamy doskonały przepis na regularne, przeprowadzane co pół roku demolowanie stadionów i miasta. Sytuacja pogorszyła się po transformacjach przełomu lat ’80 i ’90. – Wcześniej Crvena Zvezda nie miała zbyt wiele do powiedzenia jeśli chodzi o kibicowanie. Potem jednak siły się wyrównały… – opowiada nasz rozmówca z Belgradu.
To właśnie wtedy Grobari (Grabarze) czyli kibice Partizanu oraz ich rywale Delije (Bohaterowie) z Crveny Zvezdy stali się rozpoznawalni w całej Europie i na świecie. Wojna domowa w Jugosławii, działalność Ł»eljko „Arkana” Raznatovica, postępująca nienawiść, a jednocześnie umiejętność zjednoczenia wobec wspólnego wroga – burzliwa historia ostatnich lat dwudziestego wieku utrwaliła obraz wybuchowego i nieprzewidywalnego fanatyka piłkarskiego z Belgradu. Rok 2000 przyniósł między innymi takie „kwiatki”. – Oba derbowe mecze zostały na długo zapamiętane. W pierwszym 1500 fanatyków Crveny Zvezdy zaatakowało 300 kibiców Partizana, zaś w drugim ogrom ludzi z obu stron wybiegł na murawę i tam zaczął się bić – opowiada Mihailo. Niemal 2000 walczących kibiców? Nasza rodzima, tak demonizowana w mediach Bydgoszcz, w Serbii z przełomu tysiącleci byłaby traktowana jako szczeniackie wygłupy dzieciaków w podstawówce. – U nich nie ma takiego podziału jak u nas, ultras, czy hools. Mają klimat jak w latach dziewięćdziesiątych – opowiada nam rodzimy kibic, dobrze orientujący się w sprawach Belgradu. Jego słowa potwierdza Mihailo, jednocześnie wskazując podstawowe różnice między Delije i Grobari. – My skupiamy się na dopingu, oni na oprawach meczowych. To właśnie dlatego nas przyrównują do angielskiego stylu kibicowania, zaś Crvenę Zvezdę – do włoskiego – opowiada.
Włoski styl Crveny Zvezdy…
…i angielski styl Partizanu.
Kibicowskie Himalaje – najlepszy mecz w Europie
Wymieszanie angielskiej melodyjności i włoskiej kreatywności ze słowiańską fantazją sprawia, że veciti derbi są niezapomnianym przeżyciem, a wyczyny kibiców zostawiają daleko w tyle zarówno śpiewy Brytyjczyków, jak i oprawy z Półwyspu Apenińskiego. – Atmosfera jest niesamowita pod każdym względem, a poczynania piłkarzy są przyćmione przez kibiców obu drużyn. To wspaniały spektakl złożony z bardzo głośnych i melodyjnych śpiewów oraz obłędnych ilości pirotechniki w postaci rac, czy petard. Ponadto kilkadziesiąt tysięcy fanatyków, flagi na kijach… – opowiada nasz rozmówca, który miał okazję przekonać się na własne oczy, jak wygląda najważniejszy mecz rundy w serbskiej ekstraklasie. – Piłkarze nie prezentują wysokiego poziomu, ale górę bierze mentalność ludzi mieszkających w tym regionie naszego kontynentu. Widać gołym okiem, że kochają futbol i kochają swoje drużyny. A Gran Derbi nie jest w stanie nawet zbliżyć się poziomem do Wiecznych Derbów! – twierdzi.
Kibice kontra gangsterzy
Historia najnowsza pokazuje jednak, że nawet w Belgradzie zdarzają się słabsze mecze. Ich powodem najczęściej są jednak przeróżne bojkoty. W ostatnich pięciu latach, Partizan przeżywał dwa. – Pierwszy konflikt rozpoczął się po odpadnięciu z eliminacji do Ligi Mistrzów oraz Pucharu Serbii w meczu z trzecioligowcem. Nasi managerowie defraudowali pieniądze, zamiast kupować, sprzedawali kolejnych zawodników – opowiada Mihailo wspominając dwa sezony między 2005 a 2007 rokiem. – Mieliśmy trzy żądania – ustąpienie Zarko Zecevica i Nenad Bjekovica ze swoich stanowisk, przemeblowanie składu, wymiana sztabu szkoleniowego – wspomina. Partizan zdołał uporać się z problemami, dzięki czemu kibicowanie powróciło na stadion JNA. Swoją drogą Serbowie są dość skorzy do wybuchowych reakcji – swego czasu derby zbojkotowała Crvena Zvezda, która nie chciała odwiedzać stadionu w Wielką Sobotę.
Aktualnie również trwa konflikt, tym razem między zwaśnionymi grupami Grobari. Upraszczając, chodzi o spór pomiędzy Alcatraz oraz połączonymi w koalicję fanatykami Zabranjeni. – Alcatraz to gangsterzy, w dodatku współpracujący z policją i z klubem. Dostają bilety za darmo, my zaś musimy za nie płacić wielokrotnie więcej – tłumaczy Mihailo, członek grupy Zabranjeni. – Oprócz tego hańbią dobre imię Partizana handlując narkotykami, czy mając w swojej ekipie kibica, który jeszcze kilka lat temu był fanatykiem… Crveny Zvezdy – wyjaśnie belgradzki fanatyk. Jak w praktyce wyglądał wewnętrzny podział? Przede wszystkim nie były to żarty – gangsterzy w Alcatraz poczuli się na tyle bezkarni, że z okien ekskluzywnego auta ostrzelali kibica opozycyjnej grupy. 20-letni Ivan Perovic zmarłâ€¦
141. Veciti Derbi – trzy młyny, race i dymy
Zabranjeni nie chodzą więc na mecze piłki nożnej Partizana zostawiając sekcję bandytom z Alcatraz. Sami zaś tworzą atmosferę meczową na innych dyscyplinach – od siatkówki kobiet, przez hokej po koszykówkę. Wyjątek zrobili dla derbowego spotkania z Crveną. Dzięki temu 26. listopada mieliśmy do czynienia z wyjątkowym zdarzeniem. Na stadionie spotkały się aż trzy zwaśnione, oddzielone buforami bezpieczeństwa grupy. Nie zabrakło wzajemnych „pozdrowień”, głośnych śpiewów i przerzucenia się racami. – Co do rac, sytuacja wygląda inaczej niż w Polsce. Monitoring, zakazy, kontrole niemal wyeliminowały u nas ten rodzaj opraw, podczas gdy w Serbii mają się wyśmienicie – porównuje polski kibic obecny na ostatnich veciti derbi. – Nikt nie reaguje, nawet gdy race rzucane są w przeciwników, ochronę, czy murawę. Strażacy po prostu chwytają je specjalnymi szczypcami i wkładają do wiadra z wodą… – opowiada swoje wrażenia z meczu.
Komisja Ligi musiałaby zaopatrzyć się w nowe kalkulatory by obliczyć kary…
Także i tym razem nie zabrakło więc opraw, kontrowersji i incydentów. Władze Crveny Zvezdy w porozumieniu z władzami miasta i związku zdemontowały krzesełka na sektorach gości, by uniknąć demolki, nie zwróciły jednak uwagi, że największe problemy sprawiają Delije. To oni stworzyli oprawę, przez którą sędzia musiał przerwać mecz, to oni również nie pozwolili piłkarzom Partizana zejść na przerwę do szatni. Skonsternowani zawodnicy przez piętnaście minut siedzieli na ławce rezerwowych… Władze związkowe momentalnie zareagowały zamknięciem stadionu, póki co bezterminowym. Kibice jednak sądzą, że było warto. 141. Wieczne Derby miały naprawdę godną oprawę.
– Gdybym miał możliwość wyboru pomiędzy obejrzeniem ,,na żywo” Gran Derbi, a po raz kolejny derbów Belgradu, wybrałbym to drugie nawet gdyby ktoś był tak hojny i kupił mi bilet na mecz i samolot do Hiszpanii – przekonuje nasz rozmówca. Na boisku Partizan wygrał 2:0, jednak w tym meczu murawa naprawdę nie była najważniejsza. W końcu gdybyśmy chcieli obserwować piłkarzy, wybralibyśmy Gran Derbi…
JAKUB OLKIEWICZ