Co dalej? Manchester! Obojętnie który…

redakcja

Autor:redakcja

15 grudnia 2011, 01:31 • 3 min czytania

Na trybunie prasowej nie było dziś dziennikarza, który nie miałby włączonego livescore’a. Każdy kątem oka zerkał na wynik Fulham z Odense. Na trybunach nie było osoby, która nie znajdowałaby się myślami w Londynie. Przynajmniej częściowo. Cezary Wilk przed meczem stwierdził, że nie wierzy, żeby Duńczycy urwali punkt na wyjeździe. My też nie – musimy to przyznać. Ale – to niewiarygodne – udało się! Wisła jako pierwsza drużyna w historii Ligi Mistrzów i Ligi Europy awansowała do kolejnej rundy mając negatywny bilans we WSZYSTKICH dwumeczach w grupie*.
A na dobrą sprawę… nie miało prawa się udać. Biała Gwiazda miała za sobą kiepską rundę. Przegrane derby, zmiana trenera, rotacja w składzie, liczne kontuzje – to wszystko się skumulowało. Na domiar złego nikt w klubie nie zdążył zapłacić rachunków telewizyjnych. I jak tu się przygotowywać do meczu z Twente? (fota z PasyTV).

Co dalej? Manchester! Obojętnie który…
Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Poza tym – mówiąc już całkiem poważnie – Kaziu Moskal nie wystawił swoich najlepszych zawodników. Przed wakacjami dał odpocząć Iliewowi, Bitonowi i Małeckiemu (wszedł dopiero w 61. minucie), posypali mu się też prawie wszyscy obrońcy. Osman Chavez obejrzał mecz w towarzystwie Andy’ego Riosa, który przyleciał do Polski załatwić sprawy bankowe, na trybunach zasiedli też Lamey z Paljiciem. Czekaj walczył z ochroniarzami, żeby wpuścili jego kumpli, a Jaliens… Nie wiemy, gdzie był. Grunt, że daleko od boiska. Na środku obrony zagrali nieprzewidywalni Bunoza i Diaz.

Reklama

Optymizmu można było jednak nabrać, patrząc na kadrę Twente, w której znalazło się dwóch Polaków. Filip Bednarek na ławce i Mariusz Pawełek w pierwszym składzie, który z nieznanych nam przyczyn miał na koszulce napis „Marsman”. I ten właśnie Pawełek/Marsman jako jedyny od trzech lat dał się pokonać Łukaszowi Gargule, który – musimy to oddać – świetnie zgubił obrońców. Przed przerwą zrobiło się jednak 1:1, kiedy uderzeniem życia popisał się Luuk de Jong. Po przerwie wynik ustalił Cwetan Genkow.

Tyle tylko, że z Livescore’a dłuuuuuugo nie dochodziły pozytywne wiadomości.

Około osiemdziesiątej minuty trybuna za bramką Marsmana zaczęła skandować Odense. Młyn się podekscytował i ryknął trzy razy głośniej. Na prasówce wszyscy nerwowo odświeżali wyniki na żywo, ale po trzech minutach odpuścili – nie, to tylko plotka. Pozytywnych informacji nie było.

Do 94. minuty…

– Po takim początku… Mimo trzech porażek wszystko się zmieniło. To niesamowite – nie posiadał się z radości Maor Melikson. – Ta wygrana rekompensuje te wszystkie porażki – przyznał Pareiko. – Wygraliśmy dla drużyny, kibiców i całego Krakowa – dodał Marko Jovanović.

Potem padły pytania – co dalej?

– Manchester. Którykolwiek. – nie wahał się Cezary Wilk.
– A jak się skończyło Schalke? – odpowiedział pytaniem na pytanie Melikson. – 3:0. – OK – uśmiechnął się tajemniczo.
– Manchester – wypalił Chavez. – Który? – Obojętnie, ma być Manchester!
– Manchester? – wybuchnął śmiechem Pareiko. Ale nie podał nazwy przeciwnika.

Podobnie jak Kaziu Moskal, który na pomeczowej konferencji przyznał, że dalej nie wierzy w wygraną. Jego myśli krążyły gdzie indziej. Bo właśnie od tego meczu, od tej ostatniej akcji z Londynu mogła zależeć jego przyszłość. I chyba wciąż to do niego nie dotarło.

Mógł od stycznia rozstawiać pachołki u nowego trenera, a ma europejskie puchary.

TOMASZ ĆWIĄKAفA

* dzięki za info dla Michała Rudnickiego

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama