Lechia i Ulatowski, czyli romans bardzo niepoważny

redakcja

Autor:redakcja

14 grudnia 2011, 18:47 • 4 min czytania

A ci z Lechii to czego się spodziewali? Ł»e Ulatowski przestawi biurko pod okno i Lechia zacznie grać lepiej? Ł»e zamiast paprotki wstawi jukę i Tadić strzeli siedem goli w czterech meczach, chociaż wcześniej nie strzelił żadnego? No powiedzcie sami – czego? Zatrudnili faceta i po 36 dniach go zwolnili? Kto jest więc nieudacznikiem? Przegnany właśnie trener? Być może też, są mocne podstawy, by tak o nim myśleć. Ale nieudacznikiem jest też ten, kto go zatrudnił, by po miesiącu wywalić. Ktoś taki może działać jedynie w branży piłkarskiej – wiecznie niepoważnej i zarządzanej w sposób niezmiennie amatorski.
Tak, niepoważnej, bo to absolutnie niepoważne. Oczywiście, nasze zdanie o Ulatowskim znacie, historię jego kariery już tu kiedyś przedstawiliśmy. Jednak w tym tekście nie zastanawiamy się, czy Lechia dobrze zrobiła, zatrudniając go miesiąc temu. Zastanawiamy się nad logiką całego zdarzenia pod tytułem: „Ula w Lechii”.

Lechia i Ulatowski, czyli romans bardzo niepoważny
Reklama

Jeśli ktoś zatrudnia szkoleniowca, musi mu dać czas i narzędzia. Czas to pojęcie względne, zdarza się, że nowy trener dość szybko znajduje wspólny język z piłkarzami i że dość szybko oni zaczynają łapać, o co mu tak naprawdę chodzi. Równie dobrze może być jednak tak, że okres „poznawczy” trwa wiele miesięcy, w dużej mierze zależy to od faktu, jak duże piętno odcisnął na zespole poprzednik. Wtedy trener musi zlokalizować słabe punkty, zorientować się, który piłkarz jedzie na opinii, a który jest niedoceniany, który jest mendą, a który pocieszną pierdołą zbierającą baty za cudze błędy. Niektórych trzeba wywalić, innych stopniowo odsuwać, aby nie buntowali pozostałych, w ich miejsce należy wyselekcjonować następców. I tak dalej…

Co mógł zrobić Ulatowski?

Reklama

Mógł zamiast paprotki wstawić jukę i pomodlić się o wynik. Miał do dyspozycji piłkarzy wybranych przez Kafarskiego, nauczonych grać w taktyce narzuconej przez Kafarskiego, przesiąkniętych tym, co Kafarski wpajał im przez poprzednie miesiące i lata. Jest całkiem możliwe, że drużyna Ulatowskiego byłaby jeszcze gorsza niż drużyna Kafarskiego, ale tego nie wiemy na pewno – ponieważ Lechia Ulatowskiego nigdy nie powstała, nawet nie było jej zalążka. Jest całkiem prawdopodobne, że jeśli nawet poczynił pewne obserwacje, to uznawał, że sama końcówka rundy jesiennej nie jest najlepszym momentem na wprowadzanie ich w życie. Jest możliwe, że chciał poczekać do okresu przygotowawczego.

No i bum – zwolniony!

Skoro zwolniony, to po co w ogóle zatrudniony? Kto go wybrał? Skoro wzięto gościa, którego od początku nie traktowano poważnie – po co w ogóle go zakontraktowano? OK, może zatrudniono go, licząc że zyska przy bliższym poznaniu, okaże się miłym, inteligentnym fachowcem, a tymczasem rzeczywistość okazała się inna, nie było „chemii”, pojawiały się trudności ze znalezieniem wspólnego języka. Ale kto bierze kota w worku, gdy chodzi o tak ważną funkcję? Bujali się w tej Lechii ze zwolnieniem Kafarskiego przez rok, a jak już to zrobili, to na następcę wzięli pierwszego lepszego z telewizji? Skoro zwolnili Ulatowskiego po miesiącu, to znaczy, że już pierwszego dnia nie postrzegali go poważnie. Zatrudnili, bo kogoś trzeba było. Kogokolwiek. Dawaj tego leszcza, niech się wykaże. Traktowali go z dystansem, z nieufnością. Zapewne bazowali na opiniach zaufanych piłkarzy. W każdym klubie tacy są. Można ich dyskretnie spytać, jak drużyna odbiera nowego trenera.

A jeśli to właśnie przepytywany piłkarz tak naprawę nadaje się do pogonienia?

Rozmawia prezes z takim i pyta:
– A trener jak?
– Bez pomysłu.
– Chłopaki nie przekonali się do niego?
– Nie, zupełnie, treningi fatalne, źle się czujemy.

I często mówi to zawodnik, który przeczuwa, że jego pozycja słabnie i że nowy trener właśnie jego wziął na cel.

Nieistotne, jak to konkretnie było w Lechii. Istotne jest to, że zwolnili trenera, któremu rzucili gorący kartofel i zdziwili się, że nie utrzymał go w rękach do końca roku. Jeśli mieli teraz zwalniać Ulatowskiego, to nie powinni go w ogóle zatrudniać. Co zresztą sugerowaliśmy, jak zawsze z dobrego serca.

A Rafałâ€¦ Cóż, miał papiery, by być bardzo dobrym asystentem, ale postanowił porwać się na niezależność, za co płaci właściwą cenę – w dwóch poprzednich klubach jego zespoły rozegrały czternaście meczów, z których przegrały jedenaście. Teraz zapewne Ulatowski wróci do telewizji, chociażâ€¦ jakoś tak głupio, prawda?

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama