Zdecydowaną większość meczów w tym sezonie Wisła rozpoczynała z czwórką obrońców – Lameyem, Jaliensem, Chavezem i Paljiciem. W międzyczasie zdążył objawić się talent Michała Czekaja, ale w kontekście zaplanowanego na środowy wieczór meczu z Twente Enschede to wszystko nie ma najmniejszego nawet znaczenia. Cała piątka może szykować sobie już miejsca na trybunie VIP, bo każdemu dolega inny uraz i żaden nie jest w stanie wyjść na boisko. Dziurawa w obronie Wisła ma więc podwójnie silną motywację, by zaatakować Holendrów i zagrać z nimi o pełną pulę. Zresztą, tylko taki scenariusz może spowodować, że sprawdzanie wyniku spotkania Fulham z Odense będzie miało dla krakusów jakikolwiek sens.
Z matematycznego punktu widzenia, Wisła wciąż ma otwarte drzwi do fazy pucharowej Ligi Europy. Z praktycznego – drzwi te są już ledwie uchylone, a szansa, by nie zamknęły się na dobre jest faktycznie znikoma. Nie zmienią tego zapewnienia piłkarzy, którym nie pozostaje nic innego, jak opowiadać, że zrehabilitują się za ligowe porażki, że nie mogą oglądać się na rywali, a przy tym cały czas wierzą w możliwość wyjścia z grupy. Jakkolwiek o wyjazdowe porażki z Twente czy Fulham nikt nie ma do nich dzisiaj pretensji, o tyle wrześniowa utrata punktów z Odense może okazać się w środę bardzo kosztowna.
Przedświątecznego urlopu od piłki nie rozpoczęło już tylko siedemnastu wiślaków. Tylko tylu do dyspozycji ma dzisiaj trener Moskal. Co może zrobić? Jak rozwiązać kadrowy problem? – Chyba czas zagrać trójką w obronie, jak Barcelona – żartował w ostatnich dniach. A później już całkiem serio dodawał: – Mam przygotowany plan, który powinien się sprawdzić. Zresztą nie ma innego wyjścia. Brakuje nam obrońców, więc będziemy musieli zaatakować… Dwaj zdrowi defensorzy to Bunoza i Diaz. Zdolny do gry prawdopodobnie będzie także Jovanović, więc do rozwiązania pozostaje problem obsady lewej obrony. Do łatania tej dziury oddelegowany może zostać Gervasio Nunez.
Sporo do wygrania mają nie tylko zawodnicy Wisły, ale i ich tymczasowy trener, którego na ostatnich zajęciach przed Twente zza płotu obserwował.. były przełożony. Dokładnie tak – Robert Maaskant, który przynajmniej do Bożego Narodzenia nie zamierza wyjeżdżać z Krakowa, bo jak twierdzi – po pierwsze ma wakacje, a po drugie – musi dopilnować, by Wisła wywiązała się z wszystkich finansowych należności zapisanych w jego kontrakcie.
Jego niedawny asystent, a dziś pierwszy trener Wisły ma o tyle łatwiej, że zespół Twente przyleciał do Krakowa z jeszcze gorszym nastawieniem, niż przed miesiącem przybywało Fulham. Odbębnić obowiązek, pobiegać dziewięćdziesiąt minut, wrócić do kraju i zająć się walką o poważne cele. Trudno się temu dziwić, skoro Twente wyjście z grupy Ligi Europy ma już zapewnione, a w terminarzu ligowy mecz z Feyenoordem i w dalszej perspektywie Puchar Holandii z PSV Eindhoven. Dlatego tak, jak mecz Wisły z Fulham z wygodnych kanap swoich domów oglądali kluczowi dla zespołu Danny Murphy, Clint Dempsey i Bobby Zamora, tak teraz w Holandii zostali m.in. Michajłow, Brama Rosales czy Douglas. Co Adriaanse zastąpił ich piątką młodzieżowców – w tym szkolącym się w Enschede bez medialnego zgiełku Polakiem – Filipem Bednarkiem.
Przedmeczowy trening Twente na mglistym stadionie w Krakowie
– Fakt, że znalazłem się w kadrze na taki mecz, jest dla mnie wielkim wyróżnieniem i doświadczeniem. Nie zastanawiam się, czy zagram. Po prostu spokojnie czekam – mówi 19-letni bramkarz, ale szanse, że wystąpi w Krakowie są raczej znikome. Między słupkami zobaczymy najpewniej Nicka Marsmana, który rozpoczynał sezon jako zaledwie trzeci golkiper Twente.
Holenderscy dziennikarze nie pogardzili możliwością wizyty w Krakowie. Przyjechali za swoim zespołem całkiem licznie, ale nie mają wątpliwości, że drużyna Co Adriaanse zagra bez czołowych postaci – najlepszego strzelca, Marca Janko czy zawsze groźnego Luuka de Jonga. I tak odkąd przylecieli do Polski, głowy zawracają sobie głównie tematem chuligaństwa. Redaktorzy lokalnej gazety „Tubantia” przeprowadzili nawet relację „na żywo” ze złowrogiego Krakowa. Wypytywali o chuliganów wszystkie napotkane osoby – od miłych studentek począwszy, na stadionowych ochroniarzach kończąc. I nie mogli wyjść z podziwu, że w tym mieście jest jednak bezpiecznie – o czym co chwilę informowali czytelników za pośrednictwem Twittera.
Co Adriaanse na przedmeczowej konferencji sprawiał wrażenie odrobinę napuszonego, czym wyjątkowo przypominał niedawnego opiekuna wiślaków. Zresztą pytanie o Maaskanta było jedynym zadanym przez polskiego dziennikarza, na które Holender postanowił odpowiedzieć szerzej i jakkolwiek rzeczowo. Zapytany, dlaczego piłkarze Twente nie będą dopingowani w Krakowie przez swoich kibiców, odpowiedział trzema słowami „bo nie wyjechali…”, czym wzbudził wyjątkowe podniecenie redaktorów z Enschede. Na sugestię, że jego zespół boryka się z problemami kadrowymi w obronie, odparł z nieskrywanym zdziwieniem: – U nas? Nie ma żadnych problemów z defensywą. Po prostu obrońcy rozegrali dużo meczów, dlatego odpoczywają…
Po czym mocno zaakcentował, że niebawem czekają go starcia z Feyenoordem i PSV.
O podejściu Holendrów do środowego meczu może nieco powiedzieć fakt, że na spotkanie z dziennikarzami wysłany został 22-letni Belg – Nacer Chadli. Młody talent po trzymiesięcznej kontuzji, który przy Reymonta może odciążyć Janko i de Joonga, i zająć się pustoszeniem obrony rywala. Jedyna nadzieja dla Wisły, że Biton, Małecki czy Melikson będą tego dnia bardziej efektywni.
PAWEŁ MUZYKA
