No i okazało się, że mieliśmy rację, gdy po meczu kadry PZPN z Włochami zapytaliśmy selekcjonera o przygotowanie fizyczne do tego spotkania. Co prawda, trochę to trwało, ale Franiu w końcu się przyznał. Zrobił to w studiu TVP u Dariusza Szpakowskiego.
Prowadzący najpierw podziękował Smudzie za to, że w ogóle znalazł czas na wzięcie udziału w magazynie „4-4-2”, a po chwili jeszcze podkreślił jak bardzo jest zapracowany i że tym bardziej mu dziękuje. A potem było coraz lepiej…
Najpierw – jakieś materiały z wypowiedziami dziennikarzy, podsumowujących pracę Franza. Niby trochę krytyczne, ale tylko niby. Bo jeśli było o porażkach, to też o braku szczęścia, ale ani słowa o braku kompetencji trenera. O złych decyzjach, o popełnionych błędach. Nic, a nic.
Kiedy wróciliśmy do studia, od razu można było odnieść wrażenie, że żadnych błędów szkoleniowca nie było. Szpakowski znalazł jednak sporo optymistycznych akcentów, typu: „pozytywne jest to, że drużyna nawet gdy przegrywa, to potrafi się podnieść i wyrównać”. Na co Smuda przytakiwał, że „właśnie dobre były te remisy 2:2”, czy coś równie głupiego, co już skłaniało nas do sięgnięcia po pilota, aż ze złotych ust selekcjonera nagle padły takie słowa:
– Przegrany mecz z Włochami, tutaj muszę też na siebie wziąć, ponieważ zrobiliśmy przed nim testy wydolnościowe. To też… weszło chłopakom w nogi. Może przez to mieli ten problem. Trudno powiedzieć, co by było, gdybyśmy tych testów nie robili, ale nie mamy kiedy ich robić.
Czyli jednak! Chłop widocznie przeanalizował sytuację, minął nieco ponad miesiąc, a on – w swoim zresztą stylu – zmienił zdanie. Dziś wie, że jego gracze nie byli przygotowani. Przypominamy, jak to było w listopadzie…
Wtedy Smuda do spółki z Tomaszem Rząsą nie potrafili odpowiedzieć na tak proste pytanie i poprosili o następne. Widać potrzebowali „trochę” czasu do namysłu.
