Brazylijski ślad Antoniego Ptaka… Poznajcie Zawiszę Rzgów

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2011, 08:43 • 6 min czytania

Grupka piłkarzy z Brazylii, trener z brazylijskim doświadczeniem i pieniądze od Polskich Centrów Handlowych PTAK, które położone są kilkaset metrów dalej. Brazylijskiego eksperymentu w Rzgowie nie sposób nie łączyć z osobą Antoniego Ptaka, choć związków jest mniej, niż mogłoby się wydawać. Plan w trzecioligowym Zawiszy mają jednak podobny – wypromować i zarobić na zawodnikach z Kraju Kawy.
Wojciech Robaszek, szkoleniowiec Zawiszy, jeszcze niedawno pracował u Ptaka, był trenerem w jego akademii piłkarskiej w Brazylii. Pomysł był prosty – zebrać grupę zdolnych, młodych chłopaków w wieku 20 lat, stworzyć z nich zespół i ruszyć do Europy. Niech inni patrzą, podziwiają, zazdroszczą i, a chyba przede wszystkim, kupują. – Raz graliśmy w Turcji z Fenerbahce Stambuł. Zainteresowanie meczem było ogromne, coś niesamowitego. Wystarczyło, że ktoś usłyszał, że przyjeżdżają Brazylijczycy i magia zadziałała. Menedżerowie zbierali się sami, z Ukrainy, Rosji, Azerbejdżanu i innych krajów ropopochodnych – opowiada Robaszek.

Brazylijski ślad Antoniego Ptaka… Poznajcie Zawiszę Rzgów
Reklama

On z grupą dwudziestu 20-latków jeździł po Europie przez kilkanaście tygodni. Wszędzie, gdzie się dało – Polska, Czechy, Francja, Holandia, Niemcy, dwa miesiące w luksusowych warunkach w Turcji. فącznie ponad czterdzieści spotkań, jak nazywa je trener, promocyjno-reprezentacyjnych. Zżyli się bardzo, bo często, gdy inne pokoje były wolne, to i tak spali po kilku w jednym. Grali z rywalami swojego rocznika, niekiedy z seniorami – a to ze Spartą Praga, Borussią Dortmund, Bayerem Leverkusen, Wolfsburgiem czy Dynamo Moskwa. Oferty? Tak, były, ale… – Każdy, kto był zainteresowany danym zawodnikiem, chciał go wypożyczyć. Ptaka takie propozycje nie interesowały. Albo transfer definitywny, albo do widzenia. I to był jego błąd – ocenia Robaszek. – Bo niby dlaczego kluby zachodniej Europy miały płacić duże kwoty za młodych Brazylijczyków, nie wiedząc, jak odnajdą się w nowym miejscu?

Ł»aden z chłopaków z drużyny, która trzy lata temu zwiedzała Europę, świata nie podbił. Jeden, obrońca, kiedyś wpadł w oko Jackowi Zielińskiemu, ówczesnemu trenerowi Korony, dziś jest w Anderlechcie. Choć słowo „jest” w przypadku gościa, który dwukrotnie zerwał więzadła krzyżowe, to lekkie nadużycie. Reszta głównie kopie w Brazylii, inny gra np. na Słowacji.

Reklama

Ptakowi się nie udało, z projektem przestrzelił i to wysoko nad bramką (albo nie trafił nawet w piłkę). Zresztą, nie po raz pierwszy, bo wcześniejsze kolonie dla Brazylijczyków w Gutowie Małym z cotygodniową wycieczką do Szczecina też okazały się kompletnym nieporozumieniem. Mimo to, w Zawiszy wierzą, że z Brazylijczykami im się uda. Po pierwsze, mają trenera, który na pracy z nimi zna się, jak mało kto. Po drugie, w składzie mają ich tylko trzech. – Świetne chłopaki, ale pod warunkiem, że jest ich mało – twierdzi Jan Nykiel, prezes klubu. – Jak zbierze się ich więcej, to jest granda, zaczynają folgować i wariować. Na początku przyjechało do nas dwóch, Sampaio i Leandro, skromni, spokojni chłopcy, którzy wykonywali każde polecenie. Wystarczyło, że do Concordii Piotrków też trafiła grupka Brazylijczyków, to od razu zaczęli pokazywać rogi. Charakterki to oni są – dodaje. – Dwóch Brazylijczyków w zespole? Tak, jak najbardziej, ale trzech to już chyba za dużo. Na razie dajemy sobie z nimi radę, ale gdyby ktoś tu jeszcze doszedł… Wtedy to najlepiej byłoby ich przywiązać i ciągle pilnować. A to przecież młode chłopaki, krew się burzy. Ja ich ganiał nie będę – śmieje się Nykiel.

Leandro i Sampaio trafili do Zawiszy blisko rok temu. Napisali maile do trenera Robaszka, z którym znali się z Akademii Antoniego Ptaka z pytaniem, czy mogliby przyjechać. I przyjechali. – Dzięki nim weszliśmy do trzeciej ligi – mówi szkoleniowiec. W stałym kontakcie jest też z innymi piłkarzami, czego efektem był też transfer Ueldera Barbosy, który w Rzgowie zameldował się latem.

Barbosa trzy sezonu temu był wypożyczony do niemieckiego SC Wattenscheid 09. Nie dał rady, uciekł po miesiącu. – Miał 18 lat i samemu nie mógł się odnaleźć. Zbyt mocno tęsknił za domem. Dziś wie, że chciałby spróbować raz jeszcze – mówi Nykiel.

Trzecioligowy Zawisza w tym sezonie zdobyła siedemnaście goli, trzynaście z nich to trafienia Brazylijczyków. Najlepszy jest Sampaio, napastnik, siedem bramek na koncie. – Jeśli nie ma problemów rodzinnych, jego mama nie choruje, to gra naprawdę nieźle. Ale jak strzelił kilka goli, to zrobił się cwaniaczek. Sodówka uderzyła mu do głowy. Zaczął gwiazdorzyć, chciał rządzić szatnią, już mówił: „jak ja nie strzelę, to nikt nie strzeli”. Wiadomo, wszystko w żartach – opowiada prezes. – Potrafi strzelać bramki, a to najważniejsze – zauważa Robaszek. – I dopóki nie zrobiło się zimno, to wszyscy grali świetnie. Ale wraz ze spadkiem temperatury przestaliśmy radzić sobie w ofensywie, a jeden za drugim złapał uraz.

– Bardzo dużą rolę w momencie, gdy sprowadzaliśmy dwójkę Brazylijczyków do Polski, odegrała pora roku. Do pracy z nimi trzeba podejść w odpowiedni sposób. Jeśli Brazylijczyk trafi do naszego kraju zimą, to jego umiejętności spadną o 30-40 procent. Nawet, jeśli kilka tygodni wcześniej grał na normalnym poziomie w ojczyźnie. Kolejna kwestia jest taka, że jeżeli weźmiemy chłopaka przygotowywanego tylko do gry w Brazylii, to w Polsce sobie nie poradzi. Ł»eby spełnił oczekiwania, trzeba długo z nim popracować – analizuje Robaszek. – Są dwa etapy aklimatyzacji i reakcji organizmu. Po trzech, czterech miesiącach z organizmu ucieka duża ilość żelaza i hemoglobiny. To trzeba wiedzieć, widząc, że taki chłopak słabnie w oczach z dniach na dzień. Kolejny etap to portugalskie „saudade” – tęsknota. Przychodzi moment, że muszą wrócić na trochę do kraju i się odbudować. Po powrocie idą w górę nawet o piętnaście procent – dodaje.

Zdaniem Robaszka, Brazylijczycy to ludzie słabi mentalnie, zwłaszcza jeśli chodzi o rywalizację sportową. Jeżeli organizm musi podjąć walkę z zimnem, a dla nich temperatura zerowa to już bardzo duży dyskomfort, powoduje to spory ubytek energii. Taki Mosart, który w Rzgowie był tylko przez kilka tygodni przez problemy z dokumentami, z zimnem poradzić sobie nie mógł.

Gutów Mały, zima, minus pięć-sześć stopni Celsjusza. Podczas zajęć trenerzy zarządzili krótką przerwę, przygotowali dużą ilość herbaty. Mosart podbiegł, wziął dwa kubki gorącego napoju i wlał do obuwia. Trener porządnie go ochrzanił, ale on i tak nie rozumiał problemu…

W Zawiszy pomysł mają prosty. Każdy Brazylijczyk w zespole trenera Robaszka przepracować może maksymalnie trzy okresy przygotowawcze. Jeśli w ciągu dwóch lat nie uda się go sprzedać, to do widzenia. W klubie stawiają sprawę jasno: po co mamy hodować Brazylijczyka, jak możemy wziąć młodego Polaka? – Jak na transferze zarobimy tyle, że zwrócą się koszty utrzymania, to będę zadowolony. A te wcale niskie nie są, rozłąkę z rodziną trzeba im jakoś zrekompensować. Poza tym, mieszkanie, wyżywienie, bilety do ojczyzny. To, że ich wypromujemy, zmieni też pogląd na Zawiszę – uważa Nykiel. I jeśli chodzi o kasę, to pierwsze słowa, jakie Brazylijczycy opanowali, dotyczyły właśnie wypłat.

Na razie cała trójka jest na głowie trenera, w końcu to on dobrze włada językiem portugalskim. – Jak Internet nie działa, jak ktoś zachoruje, jak potrzebne są leki, jak trzeba coś załatwić, to ciągle do mnie dzwonią. Czasami jestem już nimi zmęczony – przyznaje Robaszek. – Zdarzało się, że jak któryś z chłopaków miał problem i mówił o tym w szatni, to koledzy podpowiadali mu: idź do taty. Czyli do mnie. Powiedziałem, że jak ktoś tak wypali raz jeszcze, to dostanie po kieszeni – śmieje się.

Dlaczego by więc nie powtórzyć eksperymentu Ptaka na większą skalę? Sprowadzić tych Brazylijczyków więcej? Robaszek, były współpracownik Mariusza Kurasa w Pogonii, tłumaczy na przykładzie właśnie Pogoni: – Brazylijczycy mają swój styl życia. Jeżeli go narzucą w szatni, to dojdzie do rywalizacji dwóch środowisk, zaogni się atmosfera. My, jak mieliśmy w Rzgowie przez chwilę czwartego, to był już tłum. Prezes Zawiszy taki pomysł kwituje uśmiechem i pyta: – A po co mi kolejne kłopoty?

PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama