Niemal rok temu kompletnie zniknął z radaru, bo Arka pogoniła go z testów i wyjechał do Ameryki Środkowej. Spodziewaliśmy się, że to już jego koniec. Ł»e przepadnie jak kamień w wodę. Ale los zlitował się nad Marcelo Sarvasem, bo w barwach kostarykańskiego Alajuelense zagrał dwa mecze przeciwko LA Galaxy. Szansę z wielkim rywalem wykorzystał na tyle, że od 48 godzin figuruje w kadrze mistrzów MLS.
W Polsce docenił go tylko Bakero i… Józef Wojciechowski, ale Paweł Janas przekonał właściciela Polonii, że brazylijskiego amatora należy puścić wolno. Sarvas miał bowiem na tyle ustępować Trałce, Andreu i Bruno, że w drugim sezonie gry w Polsce na boiskach ekstraklasy pod wodzą Janasa się nie pojawił. Później usiłował zaczepić się jeszcze w Trójmieście, ale Dariusz Pasieka musiał wyżej cenić Denisa Glavinę czy Adriana Sulimę, bo bez żalu odesłał Marcelo do domu.
Z dzisiejszej perspektywy wynika, że Brazylijczyk nie miał powodów do niepokoju. Owszem, wylądował w zupełnie nieznanym u nas Alajuelense, ale miał w perspektywie sporą okazję do wypromowania własnego nazwiska – rozgrywki Ligi Mistrzów strefy CONCACAF. Sam chyba jednak nie przypuszczał, że na tyle napsuje krwi Donovanowi i spółce, że wkrótce zapuka do ich szatni. W Kostaryce piłkarze ze Stanów przegrali bowiem 0:1 (W LA było 2:0 dla Galaxy), a Sarvas został jednym z bohaterów spotkania. – Potrzebuję więcej czasu do namysłu, bo sam nie wiem, na co się zdecyduję. Mogę jednak powiedzieć, że Galaxy przedstawili mi bardzo dobrą ofertę – mówił przed kilkoma dniami 30-latek.
Czas do namysłu był tylko pretekstem, bo Sarvas od początku grał na zwłokę z nadzieję na uzyskanie lepszej pensji. Ostatecznie odrzucił trzyletnią umowę z Alajuelense i w Galaxy będzie grał przez dwa lata. Serwis bleacherreport.com donosi, że były zawodnik Czarnych Koszul może być potencjalnym… następcą Davida Beckhama. A takiego obrotu wydarzeń Becks tym bardziej się nie spodziewał, kiedy przy pierwszej okazji wyrzucił koszulkę Sarvasa do kosza:
FK